Siódma kolejka nie okazała się szczęśliwa dla Visły Bydgoszcz, która doznała pierwszej porażki w rozgrywkach. Inne drużyny z czołówki zgodnie wygrywały. Powoli przebija się do niej Norwid i Gwardia. Po ważne punkty sięgnął beniaminek z Warszawy.
BBTS Bielsko-Biała w siódmej kolejce stoczył zacięty bój w Siedlcach z tamtejszym KPS-em. Mimo że goście wygrali w trzech setach, to nie był to jednostronny mecz, bowiem wszystkie sety kończyły się ich zaledwie dwupunktową przewagą. Gospodarze nie ustępowali im ani w bloku, ani na zagrywce, ale kluczowa okazała się ich aż 62% skuteczność w ataku. Prym w ich szeregach wiódł Paweł Gryc, który zdobył 16 punktów, zaś siedlczanom na niewiele zdało się 18 oczek Adama Lorenca. – Najważniejsze, że wygraliśmy za trzy punkty. Mecz mógł się podobać, bo każda końcówka rozstrzygała się na przewagi. W każdym elemencie zagraliśmy dobrze – stwierdził libero BBTS-u Kacper Ledwoń. Po ostatniej wygranej jest on na drugim miejscu w stawce, a siedlczanie wypadli z czołowej ósemki.
W czołówce wciąż znajduje się Polski Cukier Avia Świdnik, który we własnej hali gładko rozprawił się z SMS-em PZPS Spała. Goście nie mieli za wiele do powiedzenia, a o ich bezradności świadczy fakt, że w żadnym secie nie dobrnęli nawet do granicy 20 oczek. Ich zmorą były błędy własne, których w samym ataku popełnili aż 15. Kluczem do wygranej podopiecznych Witolda Chwastyniaka był atak, w którym uzyskali 60% skuteczności. Ich liderem w tym meczu był Kamil Kosiba, który wywalczył 11 oczek. Po ostatniej porażce spalska młodzież wciąż znajduje się na przedostatniej pozycji w stawce.
Niespodzianki nie sprawił także Chrobry Głogów, który u siebie gładko przegrał z MKS-em Będzin. Praktycznie w żadnej partii podopieczni Dominika Walencieja nie nawiązali walki z rywalami. Ich zmorą była zagrywka, w której popełnili aż 19 błędów. Za to goście serwisem punktowali 8 razy, a do tego dołożyli wysoką skuteczność w ataku. Ich liderami w tym meczu byli Brandon Koppers i Maciej Ptaszyński, którzy zapisali na koncie po 11 punktów. – Zespół z Będzina pokazał nam, dlaczego jest jednym z faworytów ligi. Liczyliśmy na to, że uda nam się więcej powalczyć, ale boisko zweryfikowało poziom sportowy nasz i będzinian – stwierdził Dominik Walenciej, trener beniaminka, który znajduje się poza ósemką, natomiast MKS znajduje się na czele tabeli.
W końcu dobry mecz u siebie rozegrał Exact Systems Norwid Częstochowa. Wprawdzie przegrywał już 1:2 z BKS-em Visłą Proline Bydgoszcz, ale zdołał nie tylko doprowadzić do tie-breaka, ale także jego rozstrzygnąć na swoją korzyść. Oba zespoły grały na wysokim procencie w ataku, ale siłą gospodarzy okazała się zagrywka, którą punktowali częściej niż rywale. Gościom nie pomogło 25 punktów Damiana Wierzbickiego, natomiast Norwida do sukcesu poprowadził zdobywca 19 punktów, Kamil Długosz. Obecnie oba zespoły plasują się w środku stawki, a dzieli je zaledwie jeden punkt.
Za ciosem nie poszła AGH AZS Kraków, która u siebie musiała uznać wyższość Krispolu Września. Podopieczni Andrzeja Kubackiego walczyli, ale w końcówkach wszystkich setów byli słabsi od rywali. Nie ustępowali im w bloku, ale gorsza postawa w ataku i polu serwisowym spowodowała, że punkty pojechały do Wielkopolski. Krakowianom nie pomogło 14 oczek Karola Borkowskiego, a przyjezdnych do wygranej poprowadził Paweł Cieślik, który zgromadził na swoim koncie 13 punktów. – Liczyliśmy, że zdobędziemy jakieś punkty. Na pewno nie spodziewaliśmy się, że przegramy 0:3. Fajnie, że powalczyliśmy w trzecim secie, ale w ostatniej piłce szczęście dopisało rywalom i to oni zgarnęli trzy punkty – podsumował Piotr Fenoszyn, rozgrywający AGH, która plasuje się poza ósemką, natomiast wrześnianie awansowali już do czołowej szóstki.
Po ważne punkty sięgnęła Olimpia Sulęcin, która źle zaczęła mecz w Strzelcach Opolskich z tamtejszą ZAKSĄ, ale przebudziła się w drugim secie i nie oddała już inicjatywy do końca meczu. Gospodarze walczyli, ale zabrakło im siły ognia w ataku, w którym uzyskali o 12% słabszą skuteczność. Rzadziej też punktowali blokiem, co przełożyło się na ich porażkę. Nie uchronił ich przed nią Krzysztof Zapłacki, który wywalczył 14 oczek. Wśród przyjezdnych liderem był za to Maciej Krysiak – zdobywca 23 oczek. – Niemrawo weszliśmy w ten mecz. Było dużo błędów po naszej stronie. Od drugiego seta weszliśmy na właściwe tory i zaczęliśmy realizować plan na ten mecz. Zaczęliśmy grać swoją siatkówkę i rozkręcaliśmy się z akcji na akcję – powiedział w Radiu Zachód szkoleniowiec Olimpii Łukasz Chajec. Po ostatniej wygranej znajduje się ona w środku stawki, a drużyna ze Strzelec Opolskich zamyka ligową tabelę.
Atutu własnego parkietu nie wykorzystała Lechia Tomaszów Mazowiecki, która przegrała u siebie z Legią Warszawa 1:3. Gospodarze mogą odczuwać spory niedosyt, bo dwie partie przegrali po walce na przewagi. Mimo że zyskali nieco wyższą skuteczność w ataku, to kluczem do sukcesu gości okazała się lepsza dyspozycja na zagrywce. Pierwszoplanową postacią w ich szeregach był Arkadiusz Żakieta, który wywalczył 26 punktów. Tomaszowianom na niewiele zdało się 23 oczek Mateusza Piotrowskiego. Po ostatniej wygranej podopieczni Mateusza Mielnika awansowali w tabeli i zostali sąsiadami Lechii, a obie drużyny mają na swoim koncie tyle samo punktów.
Do dobrej gry wraca Chemeko-System Gwardia Wrocław, która u siebie pokonała KKS Mickiewicza Kluczbork. Mimo że goście walczyli, to nie urwali gospodarzom nawet seta. Ich problemem była przede wszystkim skuteczność w ataku. Wrocławianie brylowali w bloku, którym aż 17 razy zatrzymywali przeciwników. Ich liderem był Janusz Górski, choć miał wsparcie u Tima Grozera. Podopiecznym Mariusza Łysiaka nie pomogła dobra postawa Przemysława Kupki, bowiem zabrakło mu wsparcia ze strony kolegów. W efekcie wciąż znajdują się oni w dolnych rejonach tabeli, natomiast ekipa z Dolnego Śląska przebiła się do czołowej ósemki.
Zobacz również:
Wyniki i tabela I ligi mężczyzn
źródło: inf. własna