W siódmej kolejce TAURON 1. Ligi mężczyzn nie brakowało emocji. Aż cztery mecze kończyły się podziałem punktów. Blisko sensacji było w Nowej Soli, pierwszą porażkę u siebie poniosła Gwardia, a pierwszej wygranej doczekał się beniaminek z Białegostoku.
Na czele tabeli wciąż jest MKS Będzin, który jednak w miniony weekend miał ciężką przeprawę w Nowej Soli. Zanosiło się na niespodziankę, bo Astra prowadziła 2:1, a w tie-breaku miała piłki meczowe. Ostatecznie jednak triumfowali faworyci. Na uwagę zasługuje ponad 50% skuteczność obu zespołów w ataku. Wyróżnili się szczególnie Brendon Koppers i Sławomir Busch, którzy wywalczyli odpowiednio 28 oraz 27 punktów.
– Wiedzieliśmy, że Astra postawi nam trudne warunki, ale nie spodziewałem się, że aż tak trudne. Chociaż gra bardzo dobrze, a we własnej hali nawet rewelacyjnie. Przydało nam się trochę szczęścia, dzięki czemu wygraliśmy ten mecz – stwierdził w Radiu Zachód środkowy gości Łukasz Swodczyk.
Ważne punkty straciła Chemeko-System Gwardia Wrocław, która we własnej hali nie sprostała Avii Świdnik. Gospodarze tylko w drugim secie zdołali pokonać rywali. Na przestrzeni całego spotkania goście nieco lepiej spisali się w ataku, a kluczem do sukcesu była ich zagrywka, którą punktowali 8 razy, ale wielokrotnie też odrzucali rywali od siatki. Prym w ich szeregach wiódł duet Mateusz Rećko/Kamil Kosiba, który łącznie wywalczył 37 punktów, zaś po drugiej stronie siatki 12 oczek zapisał na koncie Mariusz Schamlewski. – Drugi set dał nam nadzieję na zwycięstwo, ale zabrakło nam konsekwencji w grze. Nie daliśmy rady utrzymać koncentracji – przyznawał atakujący Gwardii Paweł Gryc.
W czołówce umocnił się Mickiewicz Kluczbork, który jednak męczył się w Głogowie. Wystarczy wspomnieć, że przegrywał już z miejscowym Chrobrym 1:2, ale zdołał się podnieść. Kluczowa okazała się postawa Mateusza Lindy, który zdobył aż 30 punktów dla swojej drużyny. Gospodarze próbowali ratować się blokiem (15 czap), ale w samym ataku popełnili aż 17 błędów, co przeszkodziło im w odniesieniu zwycięstwa. W ich szeregach najczęściej punktował Krzysztof Rykała, ale podopieczni Dominika Walencieja musieli zadowolić się jednym oczkiem do ligowej tabeli.
Kolejnego tie-breaka w tym sezonie rozegrała Visła Proline Bydgoszcz. Tym razem przegrywała już we Wrześni z Krispolem 1:2, ale czwarty i piąty set należał do niej. Mimo że popełniła więcej błędów, to osiągnęła przewagę na siatce, zwłaszcza w bloku, którym punktowała 14 razy. Bezapelacyjnym jej liderem był Damian Wierzbicki, który zgromadził na koncie 35 punktów, osiągając 63% skuteczności w ataku. Gospodarzom jej zabrakło, a z taką na poziomie 38% trudno było im postawić kropkę nad „i”. Wśród nich najczęściej punktował Tomasz Polczyk, ale zabrakło mu trochę wsparcia ze strony kolegów.
Trwa dobra passa PSG KPS-u Siedlce, który pnie się w górę tabeli. W sobotnie popołudnie podopieczni Mateusza Grabdy przed własną publicznością zaskakująco gładko uporali się z Lechią Tomaszów Mazowiecki. Goście tylko krótkimi fragmentami byli w stanie dotrzymać im kroku. Jednie Dawid Sokołowski próbował coś wskórać, ale to było za mało na dobrze dysponowanych tego dnia gospodarzy, wśród których wyróżnił się Przemysław Kupka (zdobywca 20 oczek). – Nie był to łatwy mecz. Cieszę się, że udało nam się zwyciężyć. Mieliśmy trudne momenty w tym meczu, ale udało nam się je przetrwać – zaznaczył rozgrywający KPS-u Krzysztof Pigłowski.
W końcu wygranej doczekał się BAS Białystok, który na wyjeździe pokonał Legię Warszawa. Mimo że premierowa odsłona padła łupem gospodarzy, to w kolejnych lepsi byli już podopieczni Krzysztofa Andrzejewskiego. Uzyskali oni przewagę w polu serwisowym i na zagrywce, a to wystarczyło im do odniesienia wygranej. Poprowadził ich do niej Jędrzej Goss, który wywalczył 25 punktów. Próbował mu odpowiadać Bruno Romanutti, ale tym razem to nie wystarczyło, aby stołeczna drużyna pokusiła się o korzystny wynik. – Zwycięstwo dobrze smakuje, ale wygrana na wyjeździe dodaje dodatkowego smaczku. Gdy jechaliśmy do stolicy mówiłem, że będzie to gra dużych emocji i tak było – powiedział trener BAS-u Białystok Krzysztof Andrzejewski.
Jedynym zespołem bez zwycięstwa pozostaje SMS PZPS Spała, który tym razem uległ na wyjeździe AGH AZS Kraków. Mimo że młodzi adepci siatkówki mogli przedłużyć spotkanie, to zabrakło im doświadczenia, a gospodarze zamknęli mecz w trzech setach. Ich liderami ponownie był duet Bartosz Gomułka/Karol Borkowski, a gościom nie pomogło 19 oczek, które zgromadził na koncie Mateusz Nowak. Mimo że dotrzymali oni kroku rywalom w ataku, to popełnili znacznie więcej błędów własnych, które uniemożliwiły im pokuszenie się o lepszy rezultat w Krakowie. – Cieszy to zwycięstwo, bo drużyna ze Spały jest młoda, nieprzewidywalna i w każdym momencie może zaskoczyć. Tym razem utrzymaliśmy koncentrację i zakończyliśmy mecz w trzech setach – przyznał przyjmujący krakowian Karol Borkowski.
Na zakończenie kolejki Exact Systems Norwid Częstochowa stoczył pięciosetowy bój z Olimpią Sulęcin. Podopieczni Łukasza Chajca prowadzili już 2:1, ale ani w czwartej, ani w piątej odsłonie nie potrafili przypieczętować wygranej. Ich zmorą były błędy własne, których w samej zagrywce i ataku popełnili prawie 40. Nie pomogło im 16 oczek Filipa Frankowskiego, zaś gospodarzy do wygranej poprowadził Damian Kogut. Była to ich pierwsza wygrana pod wodzą Leszka Chudziaka, który na ławce trenerskiej zastąpił Piotra Gruszkę .- Początkowo był żal, bo 2 punkty mogliśmy przywieźć do Sulęcina, ale cieszymy się także z tego jednego, bo każdy punkt jest cenny. Mecz był dziwny, bo bardzo falowaliśmy, ale walczyliśmy do końca – zaznaczył w Radiu Zachód trener Olimpii Łukasz Chajec.
Zobacz również:
Wyniki i tabela I ligi mężczyzn
źródło: inf. własna