Za nami druga seria gier na zapleczu PlusLigi. W niej doszło do trzech tie-breaków. Z dobrej strony pokazali się beniaminkowie, choć nie odnieśli zwycięstwa. Na czele jest Gwardia, a porażkę poniósł faworyzowany MKS.
Wciąż niepokonana jest Chemeko-System Gwardia Wrocław, która w drugiej kolejce na wyjeździe rozbiła Olimpię Sulęcin. Ta walczyła tylko do połowy setów, a z trudem była w stanie dobrnąć do granicy 20 oczek. Brakowało jej siły ofensywnej. Ona była po stronie podopiecznych Dawida Murka, którzy uzyskali o 15% wyższą skuteczność w ataku.
W ich szeregach prym wiedli Kamil Maruszczyk i Paweł Gryc, którzy zgromadzili na koncie po 13 punktów, zaś po drugiej stronie siatki jedynie Fabian Leitermeier próbował przeciwstawić się rywalom, ale jego 12 oczek okazało się zbyt mało, aby gospodarze postawili się ekipie z Dolnego Śląska. – Przeciwnik zagrał bardzo dobre spotkanie. Zdecydowanie lepiej prezentował się na zagrywce, a my musieliśmy walczyć na podwójnym bloku – ocenił rozgrywający Olimpii Bartosz Zrajkowski.
Drugie zwycięstwo na koncie ma również Visła Proline Bydgoszcz, która tym razem we własnej hali pokonała BAS Białystok. Ponownie nie obyło się jednak bez emocji. Goście mają czego żałować, bowiem gdyby nie przegrali granej na przewagi końcówki drugiej partii, to mogliby znad Brdy wywieźć komplet oczek, a tak musieli zadowolić się tylko jednym. Mimo że Visła przegrywała już 1:2, to po raz drugi z rzędu odwróciła losy meczu i wygrała w tie-breaku. Kluczem do wygranej była jej mniejsza liczba błędów własnych, wyższa skuteczność w ataku, a przede wszystkim świetna postawa Damiana Wierzbickiego, który zgromadził na koncie aż 32 punkty. Próbował mu odpowiadać Jędrzej Goss, ale jego 22 oczka wystarczyły beniaminkowi tylko do wywiezienia punktu z Bydgoszczy. – Szkoda, że to nie my wywieźliśmy z Bydgoszczy dwa punkty. Myślę, że pokazaliśmy, iż potrafimy grać w siatkówkę. Potwierdziliśmy, że możemy wyjść na boisko i powalczyć z każdym – wyznał rozgrywający zespołu z Białegostoku Damian Czetowicz.
Kolejny ciekawy bój stoczyły Polski Cukier Avia Świdnik i MKS Będzin. Po dwóch setach wydawało się, że podopieczni Wojciecha Serafina sięgną po gładkie zwycięstwo, ale gospodarze się podnieśli i odwrócili losy spotkania. Bezsprzecznie ich liderem był Mateusz Rećko, który wywalczył 29 punktów, a ofensywa była silną bronią świdniczan, którzy uzyskali w niej 57% skuteczności. W sobotę za to problemy mieli będzińscy skrzydłowi, a najczęściej punktującym zawodnikiem MKS-u został Łukasz Swodczyk. Zapewne przyjezdni z niedosytem wrócili do Będzina, bowiem Avia po raz kolejny utarła im siatkarskiego nosa.
Po pierwsze zwycięstwo w tym sezonie sięgnął Mickiewicz Kluczbork, który u siebie potrzebował 3 setów, aby odprawić z kwitkiem Legię Warszawa. Najwięcej emocji było w premierowej odsłonie, którą gospodarze wygrali dopiero po batalii na przewagi, a w kolejnych kontrolowali już boiskowe wydarzenia. Osiągnęli przewagę na siatce, a przyjezdni mieli olbrzymie problemy w ofensywie. Nie dość, że w samym ataku popełnili aż 12 błędów, to jeszcze ich skuteczność w tym elemencie wyniosła zaledwie 37%. Żaden z nich nie dobrnął do dwucyfrowej zdobyczy, natomiast wśród zwycięzców po 11 oczek na koncie zapisali Janusz Górski i Mateusz Linda. – Trudno będzie nam powtórzyć sukces poprzedniej ekipy, ale jeśli pozostaniemy zdrowi i ciężko popracujemy, to być może częściej będziemy cieszyć się z wygranych i powalczymy o ósemkę – powiedział na łamach strony klubowej szkoleniowiec stołecznej drużyny Krzysztof Wójcik.
Niedosyt może odczuwać Astra Nowa Sól, która była blisko podziału łupów w Częstochowie. Wprawdzie Exact Systems Norwid prowadził już 2:1, ale w czwartej partii to goście wygrywali 24:22. Wówczas dało o sobie znać doświadczenie gospodarzy, którzy potrafili zamknąć mecz w czterech odsłonach. Mimo że beniaminek popełnił mniej błędów i częściej punktował w bloku, to o 10A% wyższa skuteczność w ataku dała wygraną podopiecznym Piotra Gruszki. Pierwsze skrzypce w ich szeregach grał duet Mateusz Borkowski/Damian Kogut, który łącznie zapisał na koncie Norwida 36 oczek. Po drugiej stronie siatki 17 punktów zdobył Tomasz Pizuński. Mimo że Astra tym razem nie zdobyła punktów, to po raz kolejny pokazała, że nie będzie dostarczycielem łatwych punktów w I lidze. – Pod koniec czwartej odsłony spotkania wdarło się trochę nerwowości, ale na szczęście udało nam się z tego wyjść i wygrać całe spotkanie Kluczem do zwycięstwa była determinacja i wola walki do ostatniej piłki – zaznaczył na łamach serwisu tauron1liga.pl atakujący gospodarzy Mateusz Borkowski.
Na pierwszą wygraną nadal czeka Lechia Tomaszów Mazowiecki, która w drugiej kolejce zmierzyła się u siebie z AGH AZS-em Kraków. Mimo że podopieczni Mateusza Mielnika ponownie prowadzili 2:1, to po raz drugi z rzędu ani w czwartej, ani w piątej odsłonie nie przypieczętowali sukcesu. Mecz nie był porywającym widowiskiem, a w samym ataku i na zagrywce oba zespoły popełniły ponad 60 błędów. Kluczem do zwycięstwa gości okazał się blok, którym punktowali 14 razy. Ich liderem był Bartosz Gomułka, który zgromadził na koncie 25 punktów. Wśród pokonanych wyróżnił się Mateusz Piotrowski. Nie zaczął on meczu w wyjściowym składzie, a mimo tego zdobył 23 oczka.
Zobacz również
Wyniki i tabela I ligi mężczyzn
źródło: inf. własna