Japończycy chcą stworzyć najmocniejszą ligę siatkarzy na świecie. O swoich celach opowiedział w rozmowie z Web Volei prezes SV League, Masaaki Okawa. Włodarz przyznał, że czerpie inspirację ze Starego Kontynentu, a na realizację swoich pomysłów daje sobie czas do 2030 roku.
Ekspansja nieunikniona
Nie od dziś mówi się o tym, że japońskie rozgrywki rozwijają się coraz bardziej z roku na rok. Tyczy się to ekstraklasy siatkarek, jak i siatkarzy, lecz przyznać trzeba, że popularność SV League panów cieszy się popularnością także poza Krajem Kwitnącej Wiśni. Włodarze tamtejszych rozgrywek nie spoczywają na laurach, ogłaszając kolejne rewolucyjne pomysły.
Ostatnim pomysłem Maasakiego Okawy było to, aby mecze ligowe były rozgrywane również w innych krajach, m.in. chodziło wówczas o Filipiny, lecz w założeniach było też miejsce na ekspansję na Starym Kontynencie. Projekt roboczo nazwano SV League 2030, a ekstraklasa do tego roku ma być konkurencyjna względem PlusLigi czy włoskiej serie A.
– Mamy trzy filary, które są podstawą w budowie SV League 2030: doskonałość w zarządzaniu, wpływ społeczny oraz przede wszystkim wyniki sportowe poprzez próbę wprowadzenia systemu rywalizacji w trakcie sezonu z zespołami z całego świata – powiedział w rozmowie z brazylijskim Web Volei prezes SV League, Masaaki Okawa.
Kwoty z kosmosu?
Japońskie rozgrywki zyskują na popularności. Hale pomału pękają w szwach, a tamtejsze kluby sięgają po coraz większe gwiazdy światowego formatu. Wszystko na dobre rozpoczęło się około dekady temu, a Azjaci przebierają także w reprezentantach Polski. W SV League grali już Bartosz Kurek, Michał Kubiak, Aleksander Śliwka czy Maciej Muzaj. W tym roku na powrót zdecydował się kapitan polskiej kadry, do którego dołączył Norbert Huber. Wiadomo, że Japończycy sporo płacą, a to z kolei sprawia, że czołowi siatkarze globu coraz chętniej wybierają właśnie te rozgrywki.
– Łączny przychód wszystkich klubów sięgnął 22,4 miliarda jenów, około 130 milionów €. Sponsoring stanowi nieco ponad 50% całkowitych przychodów, a sprzedaż biletów jest drugim co do wielkości źródłem dla naszych klubów. Frekwencja stale rośnie, aktualnie o ponad 35% – dodał Okawa.
Śladem europejczyków
Prezes SV League co rusz przedstawia kolejne pomysły. Wiadomo też, że chętnie wzoruje się on na europejskich rozgrywkach, które na lata zdominowały światową siatkówkę nie tylko pod względem poziomu, ale także biorąc pod uwagę samą organizację. Okawa chce kroczyć tą samą ścieżką. Odmienny natomiast jest sposób rozgrywania meczów. W Kraju Kwitnącej Wiśni gra się w weekendy dwa mecze. Pierwsze spotkanie oraz rewanż. Grania jest sporo, lecz patrząc na Europę, nie jest to zbyt szokujące.
– Analizujemy wszystkie możliwości, ale jesteśmy zdania, że 44 mecze rundy zasadniczej w przypadku męskiej SV League to dobra droga. Rozgrywki europejskie to nasz punkt odniesienia – przyznał prezes japońskich rozgrywek.
Na ten moment nie wiadomo jak wszystkie pomysły uda się wdrożyć w życie włodarzom ligi. Ambicji nie można im jednak odmówić. Pytanie też czy rok 2030 faktycznie jest realny i jak to faktycznie przeniesie się rynek europejski.
Zobacz również:
Trenował Chemik Police teraz poprowadzi Bułgarię









