Wielokrotnie nagradzany były reprezentant Francji oraz selekcjoner francuskiej kadry w latach 2012-2021 Laurent Tillie wspomina swoje początki z siatkówką, dorastanie w sportowej rodzinie oraz lata spędzone jako trener. – Kiedy jest się trenerem, trzeba być pewnym siebie, ale jednocześnie należy mieć świadomość, że pewne rzeczy robi się źle. Według mnie odpowiednim momentem na podsumowania jest koniec kariery – mówi Tillie w rozmowie z tvp.sport.pl.
Laurent Tillie przez wiele lat jako zawodnik reprezentował Francję na arenie międzynarodowej. Po zakończeniu kariery zawodniczej rozpoczął karierę trenerską. Najdłuższy staż trenerski odbył w reprezentacji Francji, gdzie w latach 2012-2021 zajmował pozycję głównego trenera. Jak sam wspomina, sport w jego życiu był od zawsze. Jego dziadek, ojciec oraz matka grali w siatkówkę. Swoją żonę również poznał dzięki tej dyscyplinie – była ona kapitanką reprezentacji Holandii.
Jak zaznacza Tillie, początki jego kariery siatkarskiej nie były łatwe. Nie było czegoś takiego jak profesjonalna gra w siatkówkę. – Wszyscy z mojego pokolenia musieli zadbać o edukację – wspomina były reprezentant Francji. – My chcieliśmy od sportu czegoś więcej. Liczyliśmy na dobry wynik w mistrzostwach świata 1986. Zdecydowaliśmy się więc wspólnie spędzić na przygotowaniach osiemnaście miesięcy. Porzuciliśmy naukę i skupiliśmy się na treningach, wzorem Amerykanów, którzy wprowadzali w siatkówce rewolucję. To było trudne. Ostatecznie okazało się jednak słusznym krokiem. W końcu przeszliśmy na profesjonalizm, zaczęliśmy zarabiać prawdziwe pieniądze – dodaję.
Były zawodnik zaznacza, że w tamtych czasach wielu zawodników musiało godzić treningi i występy w klubach oraz na reprezentacji z normalną pracą. – Wśród nas byli nauczyciele, handlowcy lub trenerzy. Robiło się wszystko, by mieć kilka groszy na własne potrzeby – mówi Tillie. Były szkoleniowiec francuskiej reprezentacji wspomina, że swoje pierwsze pieniądze a grę zaczął zarabiać dopiero, gdy wyjechał do Włoch. Z czasem tych pieniędzy było coraz więcej.
Francuz podkreśla, że to były czasy, kiedy siatkówka była jeszcze mało popularna. Zawodnicy większość sprzętu musieli kupować sobie sami, a na zawody i treningi dostawali jeden strój, który traktowali jak największy skarb. – Szokiem było, kiedy jeden z producentów obuwia zapytał nas o to, jak stworzyć najlepsze siatkarskie buty. Posłuchał nas i po raz pierwszy na turniej udaliśmy się w sprzęcie, którego można było nam zazdrościć – wspomina Laurent.
Przejście między karierą zawodniczą a trenerską była u niego niezwykle płynna, ponieważ pracę jako trener rozpoczął zaledwie trzy miesiące po odwieszeniu butów na kołek. – Odebrałem telefon od prezydenta AS Cannes. Zaoferował mi pracę szkoleniowca. Powiedziałem, że potrzebuję czasu na przemyślenie sprawy. Wiedziałem, że praca w Cannes wyklucza działanie w Nicei. Dwie minuty później stwierdziłem jednak, że zostanę trenerem klubu. Finalnie pracowałem w nim jedenaście lat – opowiada Tillie. – Chciałem sprawdzić, czy będę lepszym trenerem niż wszyscy, z którymi do tej pory współpracowałem – dodaje.
Przez wiele następnych lat podróżował między sztabem szkoleniowym wiele klubów oraz wiele lat spędził jako selekcjoner reprezentacji Francji. Jak sam przyznał, za dobrego trenera uznał się dopiero po zdobyciu z Francją złotego medalu igrzysk olimpijskich rozegranych w Tokio w 2021.
źródło: sport.tvp.pl