– Naszym głównym celem w tym sezonie jest gra w fazie play-off. Na pewno nie jesteśmy faworytami, w każdym meczu będziemy walczyli. Gdyby nam się nie udało zagrać w tej fazie to sezon uznam za stracony – powiedział Krzysztof Zabielny, trener pierwszoligowego Płomienia Sosnowiec.
Wygraliście mecz, ale popełniliście dużo błędów, z czego to wynikało?
Krzysztof Zabielny: – Nasza gra była spowodowana presją, było dużo nerwowości w naszej drużynie od początku tygodnia. Przez cały czas rozmawialiśmy o tym, że ten mecz jest o przysłowiowe sześć punktów. Chciałem, żeby zespół się do tego przyzwyczaił i grał pod presją. Zarówno my, jak i Karpaty chcieliśmy ten mecz wygrać, aby odbić się od dna ligowej tabeli. Błędów było sporo (obie drużyny popełniły ich po 20 – przyp. red.), ale wyszliśmy z tego obronną ręką, innymi elementami nadrobiliśmy nasze niedociągnięcia. Jestem bardzo zadowolony, że trzy punkty zostały w Sosnowcu, ponieważ były one nam bardzo potrzebne.
Drużyna pokazała charakter, ponieważ zarówno w drugim, jak i trzecim secie przegrywała, a pomimo tego zdołała wygrać. Jak pan ocenia taką postawę?
– Pracowaliśmy nad tym i rozmawialiśmy, że ten mecz będzie grą nerwów dla jednej i dla drugiej drużyny. Starałem się uspokajać wszystkie zawodniczki, aby zachowały chłodną głowę przez cały mecz. Ważne, że przez całe spotkanie zachowaliśmy koncentrację i pomimo słabszych momentów w naszej grze potrafiliśmy odwrócić losy tych partii i wygraliśmy końcówki co jest najważniejsze.
Czy nie żałujecie tego przegranego meczu w Częstochowie?
– Analizowaliśmy to spotkanie na video, uczulałem zawodniczki, żeby nie popełniały takich błędów jak w Częstochowie, aby inaczej reagowały. W drugiej partii tego spotkania jak i w trzeciej nie wykorzystaliśmy swoich szans i przegraliśmy. Poza tym do Częstochowianki powróciła rozgrywająca Aleksandra Stachowicz, która dodała wiele jakości tej drużynie. Ekipa z Częstochowy będzie wygrywała w tej lidze jeszcze wiele meczów. Mieliśmy swoje okazje w tym meczu i nie wykorzystaliśmy ich, nie możemy się z tym pogodzić. Z Częstochowy powinniśmy powrócić co najmniej z jednym punktem, równie dobrze mogliśmy wygrać 3:0.
Czy nie obawia się pan tak wielu meczów, które przyjdzie wam rozegrać?
– W tym sezonie mamy dwanaście zawodniczek w składzie. Jest to spowodowane skromniejszym budżetem, który mamy, w ubiegłym sezonie mieliśmy większy. Spodziewaliśmy się, że liga może zostać powiększona do czternastu zespołów i nie jest to dla nas żadne zaskoczenie. Cieszymy się, że w play-off zagra osiem drużyn, a nie cztery tak jak to miało miejsce w ubiegłym sezonie. Naszym celem jest gra w play-off, nieważne z którego miejsca, ponieważ jest to gwarancją pewnego utrzymania, później wszystko się może zdarzyć. Jeżeli nie zagramy w tej fazie rozgrywek, to uznam to za rozczarowanie. Są trzy, cztery bardzo mocne drużyny, które będą wiodły prym w tej lidze. Ekipy z Tarnowa i Mielca między sobą będą rozdawały karty i pomiędzy nimi rozegra się awans. Jest też grupa drużyn, która będzie myślała o grze w play-off podobnie jak my. Faworytami nie jesteśmy, ale nie jesteśmy też drużyną do bicia. Na miarę naszych możliwości zbudowaliśmy zespół, z którego jestem zadowolony. Dla nas najważniejsze jest to, aby nie było żadnych zaległości, wszystko odbywa się na bieżąco.
źródło: inf. własna