– Po czterech dniach bez spania i jedzenia potrzebuję trochę czasu, by zregenerować swój organizm. Chciałbym się zresetować i odpocząć od tego, co mnie spotkało w miejscowości Hatay – powiedział atakujący beniaminka, Krystian Walczak, który po trzęsieniu ziemi w Turcji wraca do Polski.
Krystian Walczak dopiero kilka dni temu trafił do Turcji, gdzie zasilił szeregi beniaminka z Hatay. Jednak przez trzęsienie ziemi w Turcji siatkówka na razie zeszła na dalszy plan. – Bardzo się cieszę, że finalnie mogę już odetchnąć z ulgą. Na pewno był to dla mnie niełatwy czas, podobnie jak dla wielu osób, przebywających w miastach, w których doszło do trzęsień. Wysiadłem z busa, którym wracaliśmy z wygranego meczu i to, co ujrzały moje oczy, to się nigdy nie odwidzi. Pozawalane budynki, krzyczący ludzie, wołający o pomoc – wspomniał atakujący Hatay, Krystian Walczak.
Po powrocie z ostatniego meczu ligowego siatkarze Hatay napotkali na szereg problemów. Okazało się, że część z nich nie mogła wydostać się ze zniszczonego miasta. – Jedyne co chcieliśmy zrobić, to dostać się do naszego ośrodka sportowego, gdzie znajdowały się wszystkie nasze rzeczy. Niestety nie mogliśmy dotrzeć tam busem, bo drogi były nieprzejezdne. Po dotarciu na miejsce okazało się, że nasze piętro również zostało dotknięte i nie mamy gdzie spędzić zbliżających się dni. Musieliśmy przetrwać w recepcji przed budynkiem. Do przedwczoraj był w niej prąd, więc mogliśmy przebywać w ciepłym pomieszczeniu. Wszystkie noce przespaliśmy na siedząco. Wracając do powrotu, na pewno był to ciężki czas dla mnie i dotarcie do ośrodka sportowego było dla mnie nadzieją, że będę mógł zabrać swoje rzeczy i wyruszyć do miejsca, w którym będę bezpieczny. Tak niestety nie było – dodał.
O ile Bartosz Bućko, czyli drugi z Polaków grający w Hatay, szybciej wydostał się z miasta, o tyle Walczak na pomoc musiał czekać dłużej. – Byłem zdany na siebie. Czekałem na wsparcie ze strony moich bliskich. W ciągu trzech dni ciągle słyszałem, że klub jakoś jednak pomoże mi z wyjazdem busem do Ankary, ale nie przynosiło to żadnych efektów. W końcu moja mama wzięła sprawy w swoje ręce. Skontaktowała się z Dorotą Świeniewicz i wspólnymi siłami znalazły rozwiązanie, by zapewnić mi powrót. Chcę podziękować Dariuszowi Stanickiemu, który zorganizował dla mnie transport do Ankary. Znajduję się w hotelu Volley i czuję się bezpieczny – skomentował polski atakujący.
Nie ukrywa jednak, że ostatnie dni były dla niego mocno traumatyczne. – Kiedy spaliśmy w tej recepcji na siedząco, gdy jeszcze było ciepło, to przykryty kołdrą przebudzałem się nagle, bo zaczynało trząść ziemią. Wszyscy wstawaliśmy w podskokach i wybiegaliśmy na parking, wokół którego nie było żadnych wysokich budynków. Tam byliśmy bezpieczni – podkreślił zawodnik.
W zdecydowanie trudniejszej sytuacji są miejscowi, którzy nie mają gdzie uciec, a często w trzęsieniu ziemi stracili cały dorobek swojego życia. – Ci, którzy nie mają możliwości wyjechać z miasta, tworzą „slumsy przetrwania”, tak to można nazwać. Ludzie siedzą na ulicy, otuleni kołdrami i kocami przy ogniskach i czekają na zbawienie. Patrzą na swoje bloki, w których z jedenastu pięter zostały na przykład cztery, bo tak wszystko się pozawalało – zaznaczył Walczak.
W najbliższym czasie zamierza on wrócić do Polski. Na razie nie wiadomo, co dalej z tureckimi rozgrywkami – kiedy i w jakiej formie zostaną wznowione. – W niedzielę będę już w Polsce. Była opcja, żeby przylecieć nawet wcześniej, ale po czterech dniach bez spania i jedzenia potrzebuję trochę czasu, by zregenerować swój organizm. Chciałbym się zresetować i odpocząć od tego, co mnie spotkało w miejscowości Hatay – zakończył Krystian Walczak.
źródło: opr. własne, polsatsport.pl