26 maja Międzynarodowa Federacja Siatkówki (FIVB) ogłosiła utworzenie funduszu, który miał zapewni krótkoterminowe wsparcie graczom, którzy mają trudności finansowe z powodu pandemii koronawirusa.
Taką inicjatywę podjął prezydent organizacji, Brazylijczyk Ari Graca i komisja sportowców pod przewodnictwem Giby. – FIVB rozumie, ile czasu i wysiłku każdy gracz wkłada w sport. Są sercem i duszą siatkówki, bez nich ta dyscyplina nie byłaby tak popularna na całym świecie. Rozumiemy, że przenoszenie lub anulowanie turniejów będzie miało znaczący wpływ na codzienne życie sportowców. Naszym obowiązkiem jest zapewnienie im wsparcia, dlatego utworzono fundusz – powiedział Graca.
Było to bardzo wymowne i wielu siatkarzy postanowiło złożyć aplikację. Byli jednak zaskoczeni ustalonymi kryteriami otrzymania pomocy materialnej, o którą mogli się ubiegać.
Pierwsze kryterium było oczywiste i zrozumiałe. Zawodnik powinien mieć czystą historię dopingową. Nie ma w nim nic kontrowersyjnego. Dalej też jeszcze nie ma zdziwienia. Pomoc z założenia miała trafić do potrzebujących, a więc ustalono kryterium dochodowe – roczny dochód nie może przekraczać 50 tysięcy dolarów. Problemem okazuje się kolejna zasada. Czytamy bowiem, że zawodnik powinien brać udział w co najmniej dwóch turniejach z następującej listy: Liga Narodów (2018, 2019), Puchar Świata (2018, 2019), Klubowy Puchar Świata (2018, 2019), kwalifikacje olimpijskie (2019) i Challenger Cup (2018, 2019).
Zatem na pomoc mogą liczyć jedynie regularni reprezentanci krajów, ale jednocześnie muszą mieć niski dochód, co czyni ten projekt dość dziwnym. Od razu wykluczeni z niego zostają wszyscy zawodnicy z krajów, w którym siatkówka jest na wysokim poziomie. W reprezentacjach Rosji, Włoch, Francji, Polski, USA, Brazylii, Chin, Iranu, Serbii etc. raczej nie znajdziemy zawodników spełniających kryterium dochodowe, a zawodnicy spoza kadry nie mogą się ubiegać o pomoc, więc żaden siatkarz z tych krajów nie ma szans na wsparcie. Pomoc trafi zatem do słabych siatkarsko krajów, których reprezentanci spełniają kryteria FIVB.
Z jednej strony można się zgodzić, że pomóc należy właśnie tym słabiej rozwiniętym (w aspekcie siatkówki) krajom. Z drugiej zaś wydaje się, że wsparcie rozwoju i pomoc dla tych krajów powinna być systemowa, a nie doraźna w przypadku kryzysu. Poza tym kryteria zostały ustalone tak, że nie są kierunkowane na faktycznie potrzebujących, a po prostu na słabe federacje. Siatkarze zastanawiają się dlaczego zatem cały projekt został ogłoszony z taką pompą i czy nie można było się faktycznie postarać o to, żeby pomoc trafiła do tych, których istotnie dotknęła pandemia. Można się zastanawiać czy nie jest to kolejna zagrywka na zyskanie przychylności federacji, które nie są mocno znaczące w strukturach FIVB, ale w trakcie wyborów mają taki sam głos, co ci wielcy. Nie od dziś bowiem wiadomo, że władzę w strukturach zdobywa się głównie dzięki wielu mało istotnym federacjom.
Nie należy całkowicie skreślać pomysłu FIVB. Prawdopodobnie jego wykonanie lepiej wygląda w przypadku siatkówki plażowej. Trudno oprzeć się jednak wrażeniu, że można było lepiej opracować kryteria otrzymania pomocy tak, żeby nie dochodziło do automatycznych wykluczeń całych państw, a pieniądze trafiały do najbardziej potrzebujących.
źródło: inf. własna, sport.business-gazeta.ru