– Drużyna nie była drużyną. Było u nas wiele indywidualności i sporo graczy, którzy wcześniej grali w niesamowitych klubach, ale nie tworzyliśmy razem dobrego zespołu. W sporcie drużynom nie chodzi tylko o to, żeby zbudować zespół w oparciu o nazwiska. Trzeba stworzyć drużynę, a w zeszłym roku wyglądało to lepiej. Nie byliśmy pod względem kadrowym tak mocni jak w tym sezonie, ale stanowiliśmy lepszą drużynę – ocenił gorzko Klemen Čebulj, przyjmujący Asseco Resovii Rzeszów.
Czy coś więcej wiadomo na temat tajemniczego wirusa, który zwalił pana z nóg w ćwierćfinale PlusLigi z Aluronem CMC Wartą Zawiercie?
Klemen Čebulj: Nie, nikt nie wie co się wtedy ze mną działo. Byłem bardzo chory, miałem jakiegoś wirusa, ale nie był to koronawirus. Nie byłem w stanie trenować. Byłem w szpitalu pod kroplówką. Wszyscy starali się mi pomóc, ale mój organizm był wyczerpany. W Zawierciu jakoś byłem jeszcze w stanie walczyć i grać, ale w Rzeszowie po trzech dniach choroby byłem już tak osłabiony, że miałem dreszcze i nie byłem w stanie kontrolować swojego ciała. Dla mnie ten ćwierćfinał kompletnie nie ułożył się tak jakbym sobie tego życzył i jak potrzebowała tego drużyna. To był najgorszy moment w sezonie na tego typu problemy zdrowotne i złapanie jakiegoś wirusa. Cóż, Zawiercie zagrało swoją siatkówkę. Rywale konsekwentnie wykorzystali nasze słabości i okazje do zdobywania punktów. Popełniliśmy za dużo błędów i nie skończyliśmy kilku bardzo ważnych kontrataków. Rywale zagrali lepiej od nas. Wyniki obu meczów były zacięte, ale na końcu detale robiły różnicę i w tych detalach lepsi byli siatkarze Zawiercia. Na pewno nie dostarczyliśmy klubowi i kibicom takich emocji i wyników, na jakie wszyscy tutaj liczyli. Doskonale o tym wiemy. Postaramy się przeanalizować dokładnie co poszło nie tak i co zawiodło. To nie jest odpowiedni moment na rozliczenia. Przede wszystkim trzeba wyciągnąć wnioski na przyszłość, żeby spisać się znacznie lepiej w przyszłym sezonie – nie tylko w końcówce, ale od razu od początku. Pamiętam nasz początek rozgrywek, kiedy w jednym z pierwszych meczów przegraliśmy w Katowicach bez wygrania nawet seta i już od tego momentu byliśmy pod wodą. Potem nie uniknęliśmy też innych wpadek z zespołami teoretycznie niżej notowanymi. Przegraliśmy sporo meczów u siebie i mieliśmy dużo słabych meczów, których nie powinniśmy przegrać. Być może nasze podejście do tych spotkań nie było właściwe. Musimy to wszystko przeanalizować, wyjaśnić i uniknąć takich błędów na przyszłość. Porażki też się oczywiście mogą czasem przytrafić, ale nie w takim stylu jak miało to miejsce w naszym przypadku. Ważny jest też moment porażki, bo te na koniec sezonu czy w najważniejszych jego fragmentach, szczególnie bolą. W przyszłym sezonie nie możemy sobie pozwolić na tego typu wpadki. Oczywiście Katowice czy inny zespół mogą zagrać bardzo dobre spotkanie i wiemy o tym, ale my powinniśmy w konfrontacji z nimi zareagować odpowiednio na ich dobrą grę i znaleźć sposób, żeby im się przeciwstawić.
W zeszłym sezonie Asseco Resovia również zakończyła rozgrywki na piątym miejscu, ale biorąc pod uwagę głośne transfery teraz miejsce poza strefą medalową jest dużym ciosem. Czego najbardziej zabrakło?
– Zespołu. Drużyna nie była drużyną. Było u nas wiele indywidualności i sporo graczy, którzy wcześniej grali w niesamowitych klubach, ale nie tworzyliśmy razem dobrego zespołu. W sporcie drużynom nie chodzi tylko o to, żeby zbudować zespół w oparciu o nazwiska. Trzeba stworzyć drużynę, a w zeszłym roku wyglądało to lepiej. Nie byliśmy pod względem kadrowym tak mocni jak w tym sezonie, ale stanowiliśmy lepszą drużynę. To było widać zarówno w meczach, jak i na treningach, w szatni, w autobusie, wszędzie. Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie będzie inaczej i że stworzymy razem dobrą drużynę. Zespół musi dobrze razem funkcjonować, cieszyć się ze wspólnej gry i okazywać też tą radość kibicom. To jest najważniejsza rzecz, która czeka nas przed startem kolejnych rozgrywek. Nie chcę wskazywać, kto był winny takiej sytuacji i sam też nie uciekam od odpowiedzialności. Mówię jak to wyglądało jako całość. Na przyszłość musimy to koniecznie zmienić.
Dla pana indywidualnie ten sezon jest także sporym rozczarowaniem?
– Oczywiście. Bardzo wierzyłem w nasz zespół i wszystko to, co było związane z naszym klubem. Poczułem coś takiego, że Resovia to jest właśnie moja drużyna. Czułem się w Rzeszowie i w klubie znakomicie. Miałem duże wsparcie od wszystkich z klubu, no i też oczywiście od rodziny. Wiem, że w przyszłości nasz zespół naprawdę osiągnie wynik na miarę oczekiwań klubu, który na to zasługuje. Potrzeba nam wiary w to i stworzenia naprawdę dobrej drużyny, która będzie wspólnie robiła dobre rzeczy.
Myślał pan nad zmianą numeru koszulki na przyszły sezon – np. na dziewiątkę, którą zwykle wybierają ofensywni liderzy zespołu?
– Nie zdecyduję o tym sam, to powinno wyjść ze strony klubu lub kibiców. Dla mnie to nie jest istotne, z jakim numerem gram na koszulce. Niezależnie od tego jaki będę miał numer, to zrobię wszystko, żeby zaprezentować się z lepszej strony i być liderem wtedy, kiedy drużyna będzie mnie potrzebowała w takiej roli.
Najwięcej problemów w tym sezonie miał pan z przyjęciem zagrywki czy ze skutecznością na wysokich, sytuacyjnych piłkach, z którymi tak dobrze radził pan sobie chociażby w meczach reprezentacji?
– Jeśli ma się pewność siebie na boisku, to łatwiej o skuteczną i lepszą grę w każdym elemencie. Tu nie chodzi tylko o moje poczucie pewności siebie, tylko też kolegów z drużyny, bo ważne jest, kogo ma się za sobą i czy można liczyć na jego wsparcie. Jeśli samemu popełni się jakiś błąd lub wykona jakieś zagranie, np. przyjęcie, nie do końca dobrze, to ważne jest, czy drużyna pomoże ci w takiej sytuacji. Jeśli ja przyjmę piłkę nie najlepiej, to ważne żeby Fabian potrafił wystawić ją lepiej; jeśli nie skończę ataku i piłka wróci na naszą stronę, to ktoś inny będzie w stanie naprawić moje gorsze zagranie i rozstrzygnąć akcję na korzyść zespołu. To jest praca drużynowa i to jest właśnie coś, z czym mieliśmy największy problem w tym sezonie. Być może się mylę, ale takie jest moje zdanie.
Już wiadomo, że czeka was praca z nowym trenerem, czyli już trzecim z kolei odkąd przyszedł pan do zespołu. Czy to nie stanowi problemu?
– Myślę, że nie. Wiemy, że Marcelo przeżywał trudne momenty i klub wspólnie z nim zadecydował o zakończeniu współpracy po wypełnieniu kontraktu. Nie chciałbym jednak wchodzić w ten temat. Klub wykonał świetną pracę i zdecydował się na współpracę z trenerem, który nie jest obciążony pracą z reprezentacją, a przez to będzie mógł pracować w Rzeszowie od początku przygotowań. Uważam, że w klubie dokonano dobrego wyboru. Wiemy już dobrze, kto tutaj przychodzi, a kto odchodzi. Moim zdaniem mamy dobry zespół pod względem kadrowym, podobnie jak przed tym sezonem, ale najważniejsze żebyśmy potrafili stworzyć razem dobrą drużynę.
Czy czeka pana znów intensywne lato, jeśli chodzi o grę w reprezentacji Słowenii? Będzie pan do dyspozycji nowego trenera kadry zarówno na Ligę Narodów, jak i na MŚ?
– Nie będę aż tak obciążony grą w reprezentacji jak w poprzednich latach. Na razie zostaję w Rzeszowie, gdzie mieszkam i dobrze się tutaj czujemy wspólnie z rodziną. Chcę zadbać o jak najlepsze relacje z kolegami z drużyny i jeszcze mocniej zżyć się z klubem, i z miastem. Zastanowimy się wspólnie, co należy zmienić na przyszły sezon. Co do mistrzostw świata, to oczywiście to będzie duże wydarzenie dla słoweńskiej siatkówki, żeby był współgospodarzem turnieju. Wiemy, że nasi kibice potrafią wypełnić halę i stworzyć niesamowitą atmosferę. Dla nich to będzie dodatkowy bonus, że będą mogli nas wspierać na mistrzostwach świata. Potem przeniesiemy się do Polski i też miło będzie tutaj grać znów wielki turniej. Będę więc najpierw Gdańsku na Lidze Narodów, a potem zobaczymy, jak to będzie wyglądało. Na pewno będę miał przerwę na regenerację i na spędzenie więcej czasu z rodziną. To jest dla mnie bardzo ważne, bo przez ostatnie już właściwie 14 lat co roku latem byłem mocno obciążony grą w reprezentacji. Nie mogę sobie pozwolić, żeby przeciążyć organizm. Mam już trzydzieści lat na karku i muszę o siebie mocniej zadbać, żeby potem w klubie grać na większej świeżości. Taki mam cel na przyszłość.
Po mistrzostwach świata wróci pan do Rzeszowa z nową energią i nadzieją na to, że wreszcie uda się osiągnąć sukces z Asseco Resovią, która ostatni medal Plusligi zdobyła w 2016 roku?
– Oczywiście. Wiem, że Resovia jako klub już za długo czeka na jakiś sukces, który ucieszyłby kibiców, miasto i całe środowisko siatkarskie w tej okolicy. Na pewno wrócę do klubu z dobrą energią i pozytywnym nastawieniem, o którym powtarza nam nasz prezes. Wszyscy liczymy na lepszą przyszłość dla klubu i satysfakcję z naszej gry ze strony kibiców oraz miasta.
źródło: plusliga.pl