– Widzieliśmy, jak porusza się na treningach i jeszcze troszeczkę czasu potrzebuje, by wrócić do topowej formy – stwierdza Kamil Semeniuk, odnosząc się do mocno dyskutowanego ostatnio braku Wilfredo Leona w składzie na mistrzostwa świata. Reprezentanci Polski dopiero zakończyli ciężkie treningi i też czekają na wzrost dyspozycji pod kątem zbliżającego się turnieju. – To nie jest czas na skakanie po metr w górę – zaznacza siatkarz, który może być w kadrze zarówno liderem, jak i asem z rękawa.
– Bardzo się cieszyliśmy, że mogliśmy się spotkać z Wilfredo. Decyzja zapadła taka, jaka zapadła. O nią trzeba pytać sztab szkoleniowy. Sami też widzieliśmy, jak porusza się na treningach i jeszcze troszeczkę czasu potrzebuje, żeby wrócić do topowej formy – podkreśla przyjmujący.
On sam przebojem wdarł się do kadry w poprzednim sezonie. Zrobił to na tyle skutecznie, że pojechał nawet na igrzyska w Tokio. Wówczas jednak był rezerwowym. Teraz zaś, gra w drużynie narodowej pierwsze skrzypce, choć wzbrania się przed tym, by nazywać go liderem. – Nie czuję się nim. Liderem jest każdy z nas na boisku i miejmy nadzieję, że tak zostanie do samego końca. Wiadomo, w niektórych fazach spotkaniach trzeba wziąć odpowiedzialność za ważne piłki. Ale najważniejsze, żebyśmy się wszyscy razem wspierali i ciągnęli wspólnie ten wózek – argumentuje siatkarz, który ma w dorobku dwa triumfy w Lidze Mistrzów w barwach Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle.
Skoro nie lider, to może as z rękawa? W meczu towarzyskim z Ukrainą w Radomiu był w gronie zawodników, którzy zaprezentowali się w pierwszych dwóch setach, a potem szansę dostała druga grupa. Gdy ona jednak była w tarapatach, to szkoleniowiec sięgnął znów po Semeniuka, wpuszczając go zadaniowo na zagrywkę. I on z roli tej się wywiązał w stu procentach. – Jest mi bardzo miło, że trener korzysta z moich usług na wszystkie sposoby. Jeżeli potrzebuje mnie na samą zagrywkę, to ja zawsze jestem gotowy i chętny, by wtedy wejść – deklaruje 26-latek.
Dość powszechne jest przekonanie, że skład, w jakim biało-czerwoni rozpoczęli sobotni sparing z Ukrainą, będzie też wyjściowym w MŚ. Nowy siatkarz Perugii tu także zachowuje jednak daleko posuniętą ostrożność. – Czy ja wiem? Jeszcze sporo spotkań przed nami. Memoriał Huberta Jerzego Wagnera też na pewno będzie dobrym przetarciem dla nas, zawodników, dla naszych charakterów. Tam naprawdę będą fajne spotkania. Myślę, że po tym turnieju będziemy mogli mówić o wykrystalizowaniu się podstawowego składu – wskazuje.
Pojedynek w Radomiu był pierwszym z pięciu sprawdzianów mistrzów świata przed przystąpieniem do drugiej z rzędu obrony tytułu. Kolejnymi testami będą trzy mecze w ramach wspomnianego turnieju towarzyskiego w Krakowie oraz zaplanowany na 23 sierpnia sparing z Argentyną. Semeniuk wskazuje, że on i jego koledzy są jeszcze dalecy od najlepszej dyspozycji. – Mamy prawie dwa tygodnie do pierwszego spotkania. Forma dopiero więc gdzieś tam się klaruje. Jesteśmy po tygodniowym okresie mocnej siłowni i ciężkich treningów w Spale, którego zakończeniem był sparing z Ukrainą. Jesteśmy zadowoleni z wykonanej pracy, ale nasza forma będzie dopiero – mam nadzieję – z meczu na mecz wzrastała. Oczywiście, kiedy przychodzi do spotkania, to adrenalina daje dodatkową moc, ale organizmów nie oszukamy. To nie jest czas na skakanie po metr w górę. To przyjdzie z czasem w kolejnych spotkaniach – podkreśla.
Dodaje też, że fakt, iż mecz w Radomiu skończył się wynikiem 3:2, był także zasługą rywali. – Zagrali naprawdę kapitalne zawody. Nie zaskoczyli nas tym, że potrafią grać w siatkówkę, ale poziomem, jaki pokazali, troszeczkę sprawili niespodziankę – przyznaje przyjmujący reprezentacji Polski.
źródło: sport.pl