Kędzierzynianie, po zwycięstwie w Kazaniu 3:2, u siebie zafundowali kibicom horror, w którym najpierw przegrali z Zenitem 2:3, a następnie wygrali złotego seta 15:13. Tym samym awansowali do finału Ligi Mistrzów. – W takim meczu, jak z Zenitem, gdzie gra się do ostatniej piłki, przyjemnie jest brać udział. Trenujemy po to, żeby w takich spotkaniach występować – przyznał Kamil Semeniuk, przyjmujący ZAKSY.
W półfinałowym dwumeczu o awansie decydowały detale. Ostatecznie w finale wystąpią kędzierzynianie. – Na pewno jest przyjemnie, bo gramy w finale Ligi Mistrzów, a myślę, że przed meczem z Lube nie byliśmy faworytem do tego, żeby w tym finale się znaleźć. Pokazaliśmy, jaką drużyną jest ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Nadal spełniamy swoje marzenia, jesteśmy w finale i pojedziemy na niego, żeby wygrać – zapowiedział Kamil Semeniuk.
Podopieczni trenera Nikoli Grbicia podnieśli się po pierwszym słabym w ich wykonaniu secie i w dwóch kolejnych zdominowali siatkarzy z Kazania. W czwartej partii również zagrali bardzo dobrze i mieli kilka piłek meczowych, których nie zdołali wykorzystać, podobnie jak w tie-breaku. Również w złotym secie mieli dwie piłki na awans do finału, tym razem jednak druga z nich padła ich łupem. – Wolałbym wygrać 3:0, aczkolwiek w takim meczu, jak z Zenitem, gdzie gra się do ostatniej piłki, przyjemnie jest brać udział. Trenujemy po to, żeby w takich spotkaniach występować. To jest sama przyjemność – przyznał przyjmujący. Najwięcej problemów sprawili kędzierzynianom Maksim Michajłow oraz Earvin N’Gapeth, którzy w trudnym dla Zenita momencie zdołali poderwać zespół do walki. – Zarówno jeden, jak i drugi to top światowy, jeśli chodzi o siatkówkę i poziom, jaki reprezentują. Michajłow myli się rzadko i gra stabilnie, a N’Gapeth gra na emocjach i pokazuje na boisku swój charakter. Z obojgiem ciężko jest grać, ale my daliśmy radę – nie ukrywał zadowolenia Semeniuk.
Po raz kolejny w tym sezonie kędzierzynianie pokazali jak mocnym mentalnie są zespołem, bowiem nie poddali się mimo wielu niewykorzystanych szans. – Po każdej partii mówiliśmy sobie to samo, czyli „Panowie resetujemy głowy i gramy, jakby było 0:0 na tablicy wyników w setach i w punktach”. Nakręcaliśmy się od samego początku, graliśmy swoją siatkówkę, a to, że ten mecz tak się toczył i mieliśmy swoje szanse, żeby to szybciej rozstrzygnąć, a tego nie robiliśmy, to mimo wszystko to nas nie rozbiło, tylko jeszcze bardziej ze sobą scaliło. Pokazaliśmy, jaką jesteśmy drużyną, że mimo trudności jesteśmy zawsze razem, wychodzimy na boisko i dajemy z siebie maksimum – powiedział siatkarz. Wielki finał Ligi Mistrzów zostanie rozegrany 1 maja w Weronie. – Wygrywamy na wyjazdach, a teraz teoretycznie też jedziemy na wyjazd, więc powinniśmy być do tego optymistycznie nastawieni. W Kędzierzynie-Koźlu też wygrywamy, więc możemy być zadowoleni. Na pewno jest jeszcze wiele elementów, które możemy poprawić w swojej siatkówce, ale optymistycznie patrzymy w przyszłość – dodał Semeniuk.
Przyjmujący notuje bardzo dobry sezon, jest jednym z liderów swojego zespołu, co zaowocowało powołaniem do reprezentacji Polski. – Już powoli presji nie odczuwam, może na samym początku, kiedy od razu zostałem wrzucony do wyjściowej szóstki i chciałem się wywiązać z tego zadania, bo na boisku obok mnie są naprawdę klasowe postacie i nie chciałem odstawać od grupy. To mnie motywuje przez cały sezon. Teraz czerpię radość z tego, że mogę grać z tymi chłopakami i to na razie wychodzi – przyznał skromnie Kamil Semeniuk.
źródło: opr. własne, sport.tvp.pl