– Kiedy dowiedziałem się, że w PlusLidze będzie szesnaście zespołów, jeszcze bardziej ucieszyłem się z tego, że trafię do ligi, gdzie gra ich dwanaście. Uznałem, że będzie lżej. Tak było jednak tylko przez pierwszy miesiąc – mówi w TVPSPORT.PL o początku sezonu w Sir Safety Perugia Kamil Semeniuk, przyjmujący reprezentacji Polski siatkarzy.
Superpuchar, zwycięstwo za zwycięstwem… Przeszedłeś z ZAKSY Kędzierzyn-Koźle, która wygrywała, do Sir Safety Perugia, która wygrywa. Wydaje się, że większych problemów to nie sprawiło. A może to tylko pozorne wrażenie?
Kamil Semeniuk: – Wybierając Perugię zdawałem sobie sprawę z tego, że presja będzie bardzo wysoka, ale jednocześnie zbliżona do sytuacji w Kędzierzynie-Koźlu. Każda porażka w jakiejkolwiek rywalizacji – czy to w Superpucharze, Pucharze, lidze, Lidze Mistrzów – będzie uważana za bardzo negatywne zaskoczenie. Oczekiwania są bardzo wysokie, ale byłem tego świadomy. To motywujące do tego, by dawać z siebie maksimum nie tylko na treningach, ale przede wszystkim w trakcie spotkań i rywalizacji o trofea.
Który z meczów był na ten moment dla ciebie najtrudniejszy?
– Wydaje mi się, że to był półfinał Superpucharu z Trento. Rywal był bardzo wymagający. Mecz sam w sobie był niezwykle szarpany. Od strony fizycznej było to jedno z najtrudniejszych spotkań w życiu. Jeśli chodzi o stronę mentalną, to zdecydowanie najbardziej wymagający był mecz finałowy. Zagrałem tragicznie, a moja postawa utkwiła mi w głowie na dzień, dwa. Byłem podłamany swoim występem, ale na szczęście jest tyle spotkań w kalendarzu, że nie trzeba było długo czekać, by grę poprawić i szybko zaprezentować się lepiej.
W meczu finałowym Superpucharu zostałeś w pewnym momencie zmieniony.
– Nie mam z takimi rzeczami problemu. Jeżeli gram tragicznie i nie pomagam zespołowi, a wręcz przeciwnie – obciążam go błędami – nie widzę powodu, abym był na boisku. Bardzo dobrze, że trener nie trzyma mnie na siłę i nie uważa, że jestem jakąś „gwiazdą” tylko mówi, że zjeżdżam do kwadratu. To proste. Wtedy wszedł za mnie Oleh Płotnicki, który od razu zaczął punktować. „Wyciągnął” nam ten finał i zdobyliśmy Superpuchar. Cieszę się, że trener reaguje, a nie trzyma mnie bez sensu na boisku.
*Więcej w serwisie TVPSPORT.PL
*Rozmawiała Sara Kalisz
źródło: sport.tvp.pl