Spotkanie Cerradu Enea Czarni Radom z Indykpolem AZS-em Olsztyn rozstrzygnęło się dopiero w tie-breaku. Po obu drużynach było widać, że to pierwszy mecz, w grze brakowało stabilności. – To dopiero początek sezonu, jeszcze nie wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Było to widać przede wszystkim w polu serwisowym, było bardzo dużo błędów, podobnie w ataku. Ten mecz nie należał do najładniejszych. Była to taka typowa walka o ligowe punkty – mówił po spotkaniu rozgrywający olsztyńskiej ekipy Kamil Droszyński.
Pierwszy set pojedynku należał zdecydowanie do radomian, ale w drugim to goście z Warmii i Mazur zaczęli dyktować warunki. W kluczowym momencie stracili jednak swoją przewagę, ale udało im się w samej końcówce przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Dobrą grę AZS Olsztyn kontynuował w trzeciej odsłonie, jednak czwarta i piąta padły już łupem gospodarzy.
– Myślę, że szarpany mecz to jest bardzo dobre określenie tego spotkania. To dopiero początek sezonu, jeszcze nie wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Było to widać przede wszystkim w polu serwisowym, było bardzo dużo błędów, podobnie jak i w ataku – ocenił Kamil Droszyński. Spotkanie pierwszej kolejki być może nie stało na najwyższym poziomie, ale było w nim sporo walki i ciekawych wymian. – Ten mecz nie należał do najładniejszych. Była to taka typowa walka o ligowe punkty. Czarni mają dwa, my jeden. To dopiero początek tej drogi, zobaczymy co będzie dalej – podsumował rozgrywający Indykpolu AZS-u Olsztyn.
Olsztynianie to zupełnie nowa drużyna, w podstawowej szóstce pojedynku w Radomiu na boisku pojawiło się zaledwie dwóch graczy, którzy w poprzednim sezonie bronili barw AZS-u. Nic więc dziwnego, że drużyna prowadzona przez Daniela Castellaniego będzie potrzebować trochę czasu, aby w pełni się zgrać. – Chciałbym znać odpowiedź na pytanie, kiedy te wszystkie nowe trybiki zaskoczą. Formy spodziewamy się jak najszybciej – mówił Kamil Droszyński.
W związku z panującą pandemią również w PlusLidze wprowadzone są obostrzenia, zgodnie z którymi na trybunach nie może zasiąść komplet widzów. – Było trochę mniej osób na trybunach. W Radomiu hala jest mała i jeżeli jest pełna, to na pewno wrzawa jest ogromna. W tym meczu wrzawa była trochę mniejsza. Na pewno te obostrzenia nie pozwoliły na to, żeby ta hala miała taki klimat jak zawsze – zauważył Kamil Droszyński, który ma za sobą grę w barwach Czarnych Radom i doskonale zdaje sobie sprawę, jak głośny doping może być w hali pod złotym sufitem.
źródło: inf. własna