– To drużyna o dużych możliwościach, jedna z najlepszych w Polsce w ataku, co pokazują liczby. Karol Butryn, Torey Defalco, ale również trzej nasi środkowi są mocni w tym elemencie. Jest w drużynie Jan Firlej, bardzo dobry rozgrywający, potrafiący grać szybko i zaskakująco. Do zagrywki też nie mam większych zastrzeżeń, bo zawodnicy serwują mocno i nie popełniają zbyt wielu błędów. Będę natomiast dążył do tego, by poprawić grę w systemie blok-obrona – mówi trener Indykpolu AZS Olsztyn, Javier Weber.
Usłyszeliśmy od argentyńskiego dziennikarza, że ofertę z Olsztyna dostał pan tuż po tym, jak rozstał się w niezbyt miłych okolicznościach z brazylijskim klubem Funvic Natal, niedawno nazywającym się jeszcze Funvic Taubate. Podobno działy się tam rzeczy trudne do pojęcia w siatkówce na tym poziomie. Na czym dokładnie polegały?
Javier Weber: – W poprzednim sezonie pracowało mi się tam świetnie. Zdobyliśmy mistrzostwo i Superpuchar Brazylii. Wszystko było zorganizowane perfekcyjnie, ale ktoś nagle wymyślił, by przenieść zespół do innego miasta. Miałem ważny kontrakt, więc musiałem się do tego dostosować. Podjęto decyzję, ale nie zadbano o nic i błyskawicznie zaczęły się pojawiać problemy logistyczne, z umowami zawodników, był nawet kłopot z miejscem do treningu. Do tego wszystkiego pensje nie przychodziły na czas. Próbowałem coś zmienić, wywalczyć, ale było to niemożliwe. Spotkałem się w końcu z prezydentem klubu i powiedziałem mu konkretnie, że w takich realiach nie da się pracować tak, jak ja bym sobie tego życzył. Poinformowałem go, że chcę odejść i moja umowa została rozwiązana. Zacząłem planować powrót do Argentyny. Dwa, może trzy dni później dostałem telefon z Olsztyna.
Miał pan wcześniej w swojej karierze oferty pracy z Polski?
– To nie był pierwszy raz, gdy rozmawiałem z prezesem Indykpolu. Były dwie, trzy rozmowy wcześniej, jedna w 2019 r., gdy ostatecznie trenerem klubu z Olsztyna został Paulo Montagnani.
Słyszeliśmy, że jeszcze przed przylotem do Polski obejrzał pan pięć ostatnich spotkań Indykpolu. Trzy z nich były przegrane, ale zespół mierzył się z najlepszymi drużynami ligi: Jastrzębskim Węglem, ZAKSĄ i Projektem Warszawa. Jakie ma pan obserwacje, również na bazie treningów, których kilka już pan przeprowadził?
– To drużyna o dużych możliwościach, jedna z najlepszych w Polsce w ataku, co pokazują liczby. Karol Butryn, Torey Defalco, ale również trzej nasi środkowi są mocni w tym elemencie. Jest w drużynie Jan Firlej, bardzo dobry rozgrywający, potrafiący grać szybko i zaskakująco. Do zagrywki też nie mam większych zastrzeżeń, bo zawodnicy serwują mocno i nie popełniają zbyt wielu błędów. Będę natomiast dążył do tego, by poprawić grę w systemie blok-obrona. Tu są spore rezerwy, musimy podbijać więcej piłek i doprowadzać do kontrataków. Nie może też być tak, co zdarzało się w ostatnich spotkaniach, że jednego seta zespół dość wyraźnie wygrywa, by kolejnego przegrać do 14.
Pierwszy ligowy mecz pod pana wodzą Indykpol rozegra 5 stycznia w Rzeszowie. Rywalem Asseco Resovia, którą niedawno objął pana rodak Marcelo Mendez. Znacie się dobrze, prawda?
– Jesteśmy dobrymi kolegami. Przez sześć lat jako zawodnicy występowaliśmy razem w River Plate, a w ostatnim sezonie w Brazylii ja prowadziłem Funvic, a on Sadę Cruzeiro. Nasze drużyny wpadały na siebie w trzech kolejnych meczach o jakieś trofeum. Dwa razy górą byłem ja, raz on. Akceptując ofertę z Polski, zupełnie nie brałem pod uwagę, że do kolejnego starcia naszych drużyn może dojść tak daleko od brazylijskiej ziemi. Ale nie mogę się już tego meczu doczekać. Widocznie jesteśmy na siebie skazani.
Cały wywiad w Przeglądzie Sportowym
źródło: Przegląd Sportowy