Siatkarze Jastrzębskiego Węgla muszą rozegrać w eliminacjach Ligi Mistrzów aż dwanaście spotkań w pięciu krajach. I to ma być ułatwienie życia w dobie koronawirusa? – pisze w Przeglądzie Sportowym Kamil Drąg.
W związku z epidemią koronawirusa Europejska Federacja Siatkówki obiecywała wprowadzić wszelkie możliwe procedury, by ułatwić zespołom rywalizację w pucharach. Jak to ułatwianie wygląda w praktyce? Ano tak, że zamiast skrócić do minimum eliminacje do Ligi Mistrzów, CEV jeszcze bardziej je rozbudował. Dotknie to m.in. siatkarzy Jastrzębskiego Węgla, którzy będą musieli wystąpić w sześciu turniejach eliminacyjnych w pięciu różnych krajach (w tym dwukrotnie w Polsce).
W pierwszej rundzie kwalifikacji jastrzębianie trafili na Stroitiela Mińsk i Dynamo Apeldoorn i wystąpią w turniejach na Białorusi, w Holandii i w Jastrzębiu-Zdroju. Jeśli wygrają grupę C, a trudno wyobrazić sobie inny scenariusz, będą musieli wystąpić w trzech kolejnych turniejach. Na razie nie wiadomo gdzie, bo to zależy od tego na jakich rywali trafią.
– Nie chcę krytykować CEV, bo zawsze wolę szukać rozwiązań niż się czepiać, ale ten system, delikatnie mówiąc, nie jest najszczęśliwszy – mówi Przeglądowi Sportowemu prezes pomarańczowych Adam Gorol. – Poza tym już wiadomo, że w naszej grupie rozegranie trzech turniejów nie będzie możliwe. Białorusini nie mogą jechać do Holandii, a Holendrzy po turnieju w Mińsku musieliby przejść dwutygodniową kwarantannę. Już rozpoczęliśmy korespondencję z CEV, prosząc o rozwiązanie tych problemów i znalezienie innej formuły rywalizacji – wyjawia szef klubu.
Cały artykuł Kamila Drąga w serwisie Przeglądu Sportowego.
źródło: przegladsportowy.pl