– 3 razy świętowałem awans – najpierw z zespołem z Bielska-Białej, w poprzednim sezonie z Arką Chełm, a teraz z KS-em Rudziniec. Chciałem tego awansu jeszcze bardziej niż w Chełmie, bo to ludzie pchali siebie wzajemnie, aby osiągnąć ten sukces, a nie liczyły się indywidualności ani inne aspekty typowo siatkarskie – powiedział Jan Lesiuk, przyjmujący KS Rudziniec.
Święto w Rudzińcu
Gratulacje za awans do I ligi. Chyba dla waszej drużyny to wielka sprawa, tym bardziej, że pewnie o Rudzińcu w Polsce mało kto słyszał, a dzięki siatkówce może stać się on znacznie bardziej rozpoznawalny.
Jan Lesiuk: Od początku sezonu mieliśmy wysokie aspiracje i celowaliśmy w awans. Mieliśmy świadomość, jacy ludzie zebrali się w Rudzińcu. Oczywiście, nie jest łatwo na tak długim dystansie utrzymać wysoki poziom treningów, dobrą atmosferę, zdrowie. Te wszystkie elementy w udany sposób połączyły się w naszej drużynie. Po drodze dotarliśmy jeszcze do ćwierćfinału Pucharu Polski i już w nim mieliśmy okazję pokazać szerszej publiczności zespół z Rudzińca. Nie jestem w stanie znaleźć słów, które opisałyby moją radość i spełnienie, bo bardzo małą grupą ludzi osiągnęliśmy tak wiele.
Późniejszemu wicemistrzowi Polski urwaliście seta w Pucharze Polski. Chyba to już pokazywało, że tkwi w was spory potencjał?
– Przede wszystkim mieliśmy niesamowitą grupę ludzi pod względem charakterologicznym. Pierwszy raz w życiu dowiedziałem się, co tak naprawdę znaczy dobra atmosfera na boisku, a wtedy aż tak bardzo nie liczą się umiejętności. Każdy z nas był wstanie wejść na poziom, którego prawdopodobnie nie udałoby mu się osiągnąć,gdyby był w zespole, w którym byłoby więcej indywidualności. My świetnie się uzupełnialiśmy i wpływaliśmy na siebie w przeróżny sposób. Tym właśnie wygraliśmy w Pucharze Polski z MKS-em Będzin i tym też wywalczyliśmy awans do I ligi.
Bartek Zrajkowski powiedział mi, że Rudziniec to trochę dziewicza ziemia, jeśli chodzi o siatkówkę. Faktycznie czuć było, że Rudziniec spragniony jest gry w wyższej klasie rozgrywkowej?
– Jak najbardziej. Nie mieliśmy wielkiej grupy kibiców, ale za to bardzo wierną. Widzieliśmy, jak oni są bardzo nakręceni na ten awans, jak bardzo chcieliby, aby w Polsce usłyszano o tak małej miejscowości. Myślę, że dla nich ten awans jest wielkim powodem do dumy, a my cieszymy się, że mogliśmy sprawić radość dobrym ludziom.
Dwie wygrane dały awans
Turniej finałowy rozpoczął się dla was od wygranej z AVIĄ, która była trochę niewiadomą. Nie do końca było wiadomo, na co będzie ją stać, więc paradoksalnie wcale to nie była dla was łatwa potyczka?
– Przede wszystkim to drużyna, która bardzo dobrze zagrywała. To był jej największy atut. Oczywiście, na papierze była najsłabsza siatkarsko z zespołów w finałach, a my bardzo chcieliśmy udanie rozpocząć turniej i stworzyć sobie szansę, aby już drugiego dnia wywalczyć awans. Na szczęście szybko udało się nam opanować stres turniejowy. Mądrze rozegraliśmy cały mecz i nie oddaliśmy drużynie z Sędziszowa Małopolskiego seta, a ona później się rozkręciła i postraszyła Anioły, a w półfinałach pokonała WKS Wieluń czy Metro Warszawa.
No właśnie, drugi dzień okazał się dla was kluczowy. Z jednej strony mieliście szansę na rewanż za wcześniejszą porażkę ze Spartą, a z drugiej – ten mecz też dla was nie zaczął się dobrze. Ten drugi set był przełomowy?
– W półfinałach ze Spartą zagraliśmy bardzo słabo, poniżej jakichkolwiek naszych możliwości. Dlatego chęć zemsty była bardzo duża. Cieszyliśmy się, że będziemy mieli szansę rewanżu. Jednak w finałach drużyna z Grodziska Mazowieckiego zagrała bardzo wyrównany mecz z Aniołami, który przegrała 2:3. Wspięła się na wyżyny swoich możliwości i była na bardzo wysokim poziomie mentalnym. W meczu z nami jej poziom sportowy do drugiego seta był wyższy, ale my w końcu złapaliśmy swój rytm, przełamaliśmy ją w drugiej partii, a później mieliśmy już więcej sił w nogach.
Ten ostatni mecz można nazwać meczem przyjaźni?
– Jak najbardziej. Nikt już nie kwapił się, aby wystawiać pierwszy skład do grania. Szansę dostali rezerwowi, którzy trenowali z nami przez cały sezon i nakręcali nas do tego, abyśmy robili postęp. Cieszę się, że mieli oni okazję zagrać w ostatnim meczu sezonu z Aniołami Toruń w świetnej hali i w bardzo dobrej atmosferze. Każdy więc mógł posmakować tego, jak wygląda granie w takich turniejach.
„Złączone serducha, aby robić wyjątkowe rzeczy”
Według pana dużo pracy czeka Rudziniec, aby przygotować się do gry w I lidze?
– Na pewno dużo, ale wiem, że system pracy z trenerem się nie zmieni. Na pewno w takiej grupie ludzi, niezależnie od tego jaką pracę wykonamy przed sezonem, to i tak mamy serducha wspólnie złączone, aby robić wyjątkowe rzeczy. Pierwszy raz doznałem czegoś takiego, że naprawdę mogę czuć się sobą na boisku. To będzie naszą siłą, a czas pokaże, jaki będziemy prezentować poziom.
Czyli z pana słów wynika, że zostaje pan w zespole z Rudzińca?
– Tak, na pewno na kolejny sezon zostaję w Rudzińcu.
Teraz czas na odpoczynek?
– Tak, po takim sezonie całkowicie zasłużony. Dopiero zeszła ze mnie cała presja. Cieszę się, bo jest to mój kolejny życiowy sukces. Dwa razy spadałem z I ligi z Chrobrym Głogów i BAS-em Białystok, ale trzy razy też świętowałem awans – najpierw z zespołem z Bielska-Białej, w poprzednim sezonie z Arką Chełm, a teraz z KS-em Rudziniec. Chciałem tego awansu jeszcze bardziej niż w Chełmie, bo to ludzie pchali siebie wzajemnie, aby osiągnąć ten sukces, a nie liczyły się indywidualności ani inne aspekty typowo siatkarskie. Dla tak małej społeczności siatkarskiej jest on czymś wyjątkowym. Nie szczędziliśmy sobie łez już po meczu ze Spartą, bo już wtedy wiedzieliśmy, że zapewniliśmy sobie awans. Dla nas jest to wyjątkowy czas.
Zobacz również
Bartosz Zrajkowski: To dziewicza ziemia, na której jest zapotrzebowanie na męską siatkówkę
źródło: inf. własna