LUK Politechnika Lublin pokonała na wyjeździe BBTS Bielsko-Biała w drugim meczu finałowym 3:2, mimo że przegrywała po dwóch setach już 0:2. Tym samym lublinianie są o krok od wywalczenia złotego medalu TAURON 1. Ligi i awansu do ekstraklasy. – Szkoda drugiego seta, ale wiedzieliśmy, że rywale nie wytrzymają na pełnych obrotach całego spotkania, bo już oddychali troszkę rękawami po tej drugiej partii i my to wykorzystaliśmy później – powiedział w rozmowie ze Strefą Siatkówki Jakub Ziobrowski, atakujący LUK Politechniki i MVP spotkania.
W pierwszej partii mieliście sporą przewagę, w drugiej doprowadziliście do gry na przewagi. Tak naprawdę kilka błędów zadecydowało o tym, że oba te sety przegraliście. Zgodziłbyś się ze stwierdzeniem, że od początku meczu byliście zespołem zdecydowanie lepszym od BBTS-u?
Jakub Ziobrowski: – W pierwszym secie główną rolę odegrał Oleg Krikun, który wszedł na zagrywkę przy stanie 9:15 i posłał trzy asy serwisowe z rzędu. To nakręciło bielszczan, zaczęli kończyć wszystkie ataki, my popełniliśmy kilka niepotrzebnych błędów w końcówce i to BBTS wyszedł na prowadzenie w tym meczu. W drugiej partii było tak samo, rzeczywiście nie graliśmy źle ani w pierwszej, ani w drugiej, ale pomyłki zaważyły o wyniku w końcówkach. Szkoda tego drugiego seta, ale wiedzieliśmy, że rywale nie wytrzymają na pełnych obrotach całego spotkania, bo już oddychali troszkę rękawami po tej drugiej partii i my to wykorzystaliśmy później. Cieszę się, że udało nam się zamknąć mecz w tie-breaku, bo końcówka była już bardzo nerwowa. Z bardzo trudnego terenu wywozimy wygraną, przenosimy rywalizację do naszej twierdzy w Lublinie i miejmy nadzieję, że obronimy ją już do końca sezonu i przypieczętujmy tam zwycięstwo ligi.
W drugim secie mieliście sporą stratę, ale zdołaliście ją zniwelować i doprowadzić do gry na przewagi. Mimo porażki nakręciło to was do jeszcze lepszej gry w kolejnych partiach?
– Oczywiście. W takich meczach trzeba się nakręcać cały czas, bo na stojąco się nic nie wygra. Czasami trzeba dać od siebie trochę więcej niż samą grę, trzeba dołożyć serducha, pozytywnej energii. Wtedy wyjdzie jedna akcja, jakaś obrona głową, barkiem i to dalej nakręca. Miejmy nadzieję, że takie samo spotkanie zagramy w Lublinie, oczywiście bez tylu nerwów.
Duże znaczenie miały indywidualne zagrania po obu stronach siatki? W zespole gospodarzy znakomitą serię w polu serwisowym miał Oleg Krikun, w waszych szeregach Grzegorz Pająk czy Konrad Stajer.
– Myślę, że Oleg troszkę stracił energii. Można powiedzieć, że tak jak się nakręcił w polu serwisowym w pierwszym secie, to później wszystkie piłki na kontrach szły do niego. W takim pięciosetowym meczu, gdzie jeden zawodnik ma na swoich barkach większość ataków, to prędzej czy później traci on moc. Koledzy z zespołu za bardzo mu nie pomagali, a my też przycisnęliśmy zagrywką. Dostarczaliśmy piłkę siatkarzom z Bielska-Białej, daliśmy im grać, a oni zaczęli popełniać błędy. To zadecydowało.
Zanotowałeś bardzo dobry występ. Pojawiłeś się na boisku na stałe dopiero w drugiej partii, ale od razu wprowadziłeś dużo dobrej energii i mocnych ataków. Ciężko ci było wejść na taki poziom po dłuższym czasie bez gry w podstawowym składzie?
– Staram się jak mogę. Przyszedłem do Lublina, żeby pomóc w awansie, oprócz gry próbuję wprowadzić więcej pozytywnej energii zarówno na boisku, jak i w szatni. Mam nadzieję, że to się opłaci i w jakimś stopniu przyczynię się do tego, żebyśmy zwyciężyli ligę.
Został wam do wykonania ostatni krok, ale czasami właśnie ostatni krok jest najtrudniejszy. Musicie dołożyć coś ekstra do swojej gry, by przypieczętować złoto, czy wystarczy, że utrzymacie poziom, na którym do tej pory graliście?
– Jest bardzo blisko, ale równocześnie bardzo daleko. BBTS nie będzie miał nic do stracenia, więc na pewno rywale będą ryzykowali w polu serwisowym i w innych elementach. My musimy po prostu zagrać swoje we własnej hali tak, jak do tej pory potrafiliśmy. Jeszcze nikt nie wygrał u nas w tym sezonie, tak że miejmy nadzieję, że tak będzie również w czwartek.
źródło: inf. własna