JSW Jastrzębski Węgiel przedłużył losy rywalizacji w półfinale PlusLigi i na wyjeździe pokonał BOGDANKĘ LUK Lublin 3:1. Boisko w końcówce pierwszego, bardzo zaciętego seta musiał opuścić Jakub Popwiczak. – Było to dziwne uczucie, jakiego nigdy w życiu jeszcze nie poczułem. Miałem szczęście do zdrowia w swojej karierze, więc ciężko mi wyrokować. Coś jakby przeskoczyło i nie ma co ukrywać, że boli. Zobaczymy, co wyjdzie w badaniach – opisywał libero jastrzębian.
- JSW Jastrzębski Węgiel 3:1 wygrał drugi, rewanżowy mecz półfinału PlusLigi z BOGDANKĄ LUK Lublin
- Trzecie, decydujące o awansie do finału starcie odbędzie się w najbliższą sobotę, 26 kwietnia o 14:45
Jakub Popiwczak do tej pory miał szczęście
JSW Jastrzębski Węgiel był pod ścianą. Przegrał pierwszy mecz półfinału, w końcówce premierowej partii drugiego pojedynku to LUK Lublin miał piłkę setową przy stanie 24:23. Wtedy przy próbie obrony urazu doznał Jakub Popiwczak. – Zawsze marzyłem, żeby zrobić szpagat – opisywał z humorem libero. – Było to dziwne uczucie, jakiego nigdy w życiu jeszcze nie poczułem. Miałem szczęście do zdrowia w swojej karierze, więc ciężko mi wyrokować. Coś jakby przeskoczyło i nie ma co ukrywać, że boli. Zobaczymy, co wyjdzie w badaniach – wspominał.
Popiwczak opuścił boisko, a jego miejsce zajął Jakub Jurczyk i na parkiecie został do końca meczu. – Jak już zszedłem z boiska, to było wiadomo, ze nie wrócę. Mam wrażenie, że gdybym próbował, zagrał dwie, trzy akcje to sprawa tylko by się pogorszyła, coś mogłoby pociągnąć jeszcze bardziej i przerwa byłaby dłuższa. Nie wiem, jak jest dokładnie, bo to, że nie boli to aż tak bardzo, mogę normalnie chodzić, wcale nie znaczy, że jest dobrze – podsumował Popiwczak.
Jakub Jurczyk dał radę, choć mierzył się z Rowem Mariańskim
Jakub Jurczyk to zaledwie 19-letni siatkarz. Pomimo tego świetnie poradzić sobie w wymagającej sytuacji. Jego przyjęcie to 52% pozytywnego i 43% perfekcyjnego. Do tego zanotował 7 obron. W trakcie meczu z kwadratu dla rezerwowych bardziej doświadczony libero podpowiadał koledze. – Jako starszy kolega wypada pomóc młodszemu. Zwłaszcza, że został rzucony nawet nie na głęboką wodę, a w Rów Mariański. Nie grał przez cały sezon, a musi wejść w półfinale, w decydującym meczu i to w końcówce zaciętego seta. To niesamowicie trudne warunki, dlatego jestem niesamowicie dumny, że wytrzymał i zagrał naprawdę w świetnym stylu – chwalił kolegę Popiwczak.
Również cały zespół Jastrzębskiego Węgla poradził sobie z brakiem swojego ważnego ogniwa. Jastrzębianie, za wyjątkiem drugiej partii, spisali się dobrze, triumfowali 3:1. – Wydaje mi się, że czasami tak właśnie bywa. Kiedy wypadnie kluczowy zawodnik, to z zespołu schodzi ciśnienie, każdemu jest łatwiej, bo presja odrobinę znika. Może to nie wyszło akurat w drugim secie, ale potem pojawiło się więcej luzu i uśmiechu, cieszyliśmy się siatkówką. Cierpliwość i radość z gry była kluczowa – analizował Popwiczak.
Nie tylko Jurczyk
Nie tylko wymuszona urazem zmiana w szeregach Jastrzębskiego Węgla okazała się całkiem udana. W końcówce premierowej odsłony boisko opuścił Timothee Carle, a jego miejsce zajął Luciano Vicentin. Również Argentyńczyk świetnie sobie poradził. – Rano mu powiedziałem “Luciano, dzisiaj jesteś najlepszym zagrywającym na świecie”. Kiedy w czwartym secie w pewnym momencie chciał zagrywać w Wilfredo Leona zagrywać, to podpowiedziałem, żeby zagrał w środek boiska. Poszedł, zagrał dwa asy w Thalesa, więc nie myliłem się z przepowiednią – zdradził Popiwczak i nie szczędził pochwał przyjmującemu. – Luciano ogólnie jest niesamowitym gigantem fizycznym. Jak ma dobry dzień, to bardzo wysoko łapie piłkę czy w zagrywce czy w ataku. Przede wszystkim podkreśliłbym jego mentalność. To chłopak, który nie pęka. Zawsze jest gotowy do gry, żeby pomóc i zawsze daje z siebie maksa. Chwała mu za to, zwłaszcza za czwartego seta, bo szczególnie on go nam pociągnął – przyznał. W czwartej partii Vicentin okazał się najlepiej punktującym graczem Jastrzębskiego Węgla, z 7 zdobytych wtedy punktów, 2 były bezpośrednio z pola zagrywki.
Analiza na chłodno
Podopieczni Marcelo Mendeza w pierwszym meczu z LUK-iem Lublin nie do końca sobie poradzili. Co się wydarzyło, zdradził właśnie Popiwczak. – Niby o tym wiemy, ale mam wrażenie, że czasem musimy sobie o tym przypomnieć – to jest półfinał, tu nie ma słabych drużyn i nikt nie znalazł się tu przez przypadek. Kiedy czasami się przegrywa, a rywal wywiera ogromną presję, to trzeba to zaakceptować i przetrwać ten moment. Nie można się podpalić i tracić głowy, czy frustrować, że Wilfredo Leon zagrywa po 125 km/h. Zdarza się, trzeba po prostu cały czas robić swoje. Mam wrażenie, że w pierwszym meczu o tym zapomnieliśmy. W drugim cały czas trzymaliśmy głowę w górze. Staraliśmy się napędzać chłopaków, żeby z uśmiechem do tego podchodzili. To trochę frustruje przeciwnika – wyjaśnił libero mistrzów Polski. Decydujący mecz półfinałowy już w sobotę o 14:45 w Jastrzębiu-Zdroju.