Strefa Siatkówki – Mocny Serwis
Strona Główna > Aktualności > europejskie puchary > Jakub Popiwczak: Parę łez kapnęło

Jakub Popiwczak: Parę łez kapnęło

fot. Klaudia Piwowarczyk

W sezonie 2013/2014 zawodnicy Jastrzębskiego Węgla zajęli trzecie miejsce w Lidze Mistrzów, co jest największym ich sukcesem na arenie europejskiej. Wiadomo już, że po tym sezonie rezultat ten zostanie poprawiony, gdyż w środowy wieczór, mimo porażki 2:3 z Halkbankiem Ankara, awansowali do finału Ligi Mistrzów. Aby tak się stało potrzebowali wygrania dwóch setów. Choć pierwszego zwyciężyli pewnie do 17 to w kolejnych pojawiły się drobne problemy i dopiero w czwartej partii dopełnili dzieła. Decydujący mecz zostanie rozegrany 20 maja, a kto będzie rywalem podopiecznych Marcelo Mendeza rozstrzygnie starcie Sir Sicomy Monini Perugia z Grupą Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle.

Po autowym uderzeniu Thomasa Jaeschke w czwartej partii w hali w Jastrzębiu-Zdroju zapanował szał. Wszak gospodarze osiągnęli swój największy sukces w historii udziału w europejskich pucharach i awansowali do finału Ligi Mistrzów. Jakie emocje towarzyszyły Jakubowi Popiwczakowi? – Uczucie nie do opisania. Jestem takim chłopakiem, który lubi sobie czasami uronić łezkę. Po czwartym secie był taki moment, gdzie parę łez kapnęło. Tyle lat w tym klubie, gdzie mieliśmy różne przeboje oraz lepsze i gorsze momenty. Myślę, że my jako zespół i cała siatkarska społeczność mamy swój moment chwały. Nie tylko na arenie lokalnej czy polskiej, ale także europejskiej i światowej. Zrobiliśmy coś wielkiego i będzie to wspominane latami, ale możemy zrobić jeszcze coś więcej – podsumował.

Wicemistrzowie Polski trzy pierwsze sety zaczynali jednak źle. Od samego początku musieli gonić swoich rywali i o ile w pierwszej partii im się to udało to w kolejnych już nie. Sprawiali w nich wrażenie, jakby nieco za szybko uwierzyli w ten awans i brakowało im jakiegoś pobudzenia. Jak wyglądało to z perspektywy boiska? – Mam wrażenie, że byliśmy naprawdę bardzo spięci. Nikt z nas nie chciał być zapamiętany jako ten, który zaprzepaścił tak ogromną szansę. Wygrana za trzy punkty na wyjeździe, zwycięstwo w pierwszym secie, a potem zostały nam jeszcze cztery życia. Pierwsze i drugie straciliśmy, dlatego zaczęło się robić gorąco. Dlatego tym bardziej cieszy reakcja całego zespołu, całej drużyny, trybun. Wszystko, co się działo na hali, niesamowicie nas poniosło. W pewnym momencie może trochę paraliżowało, ale później był happy end, więc trzeba na to patrzeć w takich kategoriach – dodał Popiwczak. Na jastrzębianach ciążyła bardzo duża presja ze strony całej siatkarskiej społeczności. Po wygraniu pierwszego spotkania 3:1 w Ankarze otworzyła się przed nimi szansa na historyczny sukces i zakwalifikowanie się do finału Ligi Mistrzów. Takich spotkań nie gra się na co dzień, więc presja i oczekiwania względem siebie są też większe. – Poza Benem Toniuttim chyba nikt z nas nie miał okazji grać w finale Ligi Mistrzów. Zrobiliśmy pierwszy bardzo ważny krok tydzień temu w Turcji. Każdy z nas czuł, że to jest ten dzień i trzeba to zrobić. Może to też powodowało jakieś takie niepotrzebne napięcie, które widzieliśmy szczególnie na początku setów, bo poza czwartym zawsze na początku przegrywaliśmy i dopiero później staraliśmy się doczłapać do przeciwnika. Teraz nie ma to już żadnego znaczenia. Najważniejsze, że możemy świętować i cieszyć się z awansu do finału Ligi Mistrzów – powiedział.

Rywalem ich będzie Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle lub Sir Sicoma Monini Perugia. Czy libero Jastrzębskiego Węgla ma jakieś preferencje? – Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Jak to będą kędzierzynianie to będzie bardzo ciężko, ale jak wygrają Włosi to nie będzie wcale łatwiej, gdyż jest to świetny zespół. Nie skupiamy się na tym. Mamy teraz sporo grania ligowego. Pewnie siądziemy przed telewizorami i obejrzymy ten mecz, ale teraz musimy myśleć o lidze. Miejmy nadzieję, że ta dodatkowa wisienka na torcie 20 maja w finale zostanie położona na tym co nam się uda ugrać w lidze – stwierdził.

Dotychczasowy największy sukces Pomarańczowych na arenie europejskiej to brązowy medal w sezonie 2013/2014. Popiwczak brał udział w tamtym wydarzeniu. Formuła rozgrywek była nieco inna, gdyż rozgrywany był Final Four i grało się także o trzecie miejsce. Do tamtego wspomnienia podchodzi z uśmiechem. – Pamiętam, że na pewno przyjmowałem jedną zagrywkę, którą zagrał we mnie Nikola Grbić. Przyjąłem ją perfekcyjnie, niech wie (śmiech). Może to być jeden z niewielu sukcesów, który ja mam na koncie w tym klubie, a którego nie ma Leszek Dejewski, bo w moich dwóch pierwszych latach w klubie, nie było go przy pierwszym zespole, gdyż pracował w Akademii Talentów – wspomina libero reprezentacji Polski. Jednocześnie zaznacza, że dopiero zaczynał przygodę z seniorską siatkówką i sama możliwość zobaczenia tylu gwiazd było dla niego sporym przeżyciem. – Byłem wtedy nastolatkiem. Pojechałem na turniej finałowy i dla mnie wygraną było to jak jechałem windą razem z Georgiem Grozerem albo Dmitrijem Muserskim, a co dopiero wyjść i grać. Super było coś takiego przeżyć. Myślę, że to buduje młodego chłopaka, zachęca do pracy i pozwala wierzyć w to, że marzenia się spełniają i po spotkaniu z Halkbankiem jedno z takich marzeń jest na moim koncie – zakończył.

Odnosi się wrażenie, że sytuacja u jastrzębian może się powtórzyć, gdyż w podobnym przypadku jest teraz Maksymilian Graniczny – zmiennik Popiwczaka. W meczu finałowym pewnie nie wystąpi, ale ma szansę na zebranie cennego doświadczenia, które zaprocentuje w przyszłości. Miejmy nadzieję, że z takim samym skutkiem jak w przypadku jego starszego kolegi.

źródło: inf. własna

nadesłał:

Więcej artykułów z kategorii :
Aktualności, europejskie puchary

Tagi przypisane do artykułu:
, , ,

Więcej artykułów z dnia :
2023-04-06

Jeśli zauważyłeś błąd w tekście zgłoś go naszej redakcji:

Copyrights 2015-2024 Strefa Siatkówki All rights reserved