– Gramy nieźle, ale jeszcze mamy wiele rzeczy do poprawy. Nie uważam, żebyśmy osiągnęli swoje maksimum, możemy grać zdecydowanie lepiej. A to, że wygrywamy, jak dotąd każde spotkanie, bardzo cieszy – mówi środkowy Asseco Resovii Rzeszów Jakub Kochanowski. W sobotni wieczór rzeszowianie zagrają na wyjeździe z drużyną z Radomia.
Starcie PGE Skry Bełchatów z Asseco Resovią Rzeszów bez dwóch zdań było jak dotąd jednym z najlepszych meczów sezonu. – Bez względu na to, które mamy rozdanie, w każdym meczu, gdy spotykają się dwie ekipy ze szczytu tabeli, możemy spodziewać się gry na wysokim poziomie. Niezależnie od etapu sezonu takie mecze, będą przynosić wielkie emocje. Gramy nieźle, ale jeszcze mamy wiele rzeczy do poprawy. Nie uważam, żebyśmy osiągnęli swoje maksimum, możemy grać zdecydowanie lepiej. A to, że wygrywamy, jak dotąd każde spotkanie, bardzo cieszy – podkreślił Jakub Kochanowski. – Dobrze jest pokonać przeciwnika, który w tym sezonie aspiruje do zdobycia medalu. Na pewno dodało nam to motywacji i sami sobie udowodniliśmy, że potrafimy wygrywać z najlepszymi. Droga, którą obraliśmy, zaczyna przynosić pierwsze efekty, choć nadal musimy ciężko pracować, żeby podnosić swój poziom. Wówczas będziemy mogli rywalizować z każdym – dodał środkowy Asseco Resovii Rzeszów. Aktualnie Asseco Resovia to wicelider tabeli. – Tabela będzie adekwatna do rzeczywistości dopiero wtedy, gdy każdy zmierzy się z każdym. Jak na razie kolejność jeszcze o niczym nie świadczy, bo nie zagraliśmy nawet połowy spotkań tej pierwszej rundy fazy zasadniczej. Nie uważam, żeby sugerowanie się tabelą miało teraz jakikolwiek sens.
Jakub Kochanowski chwali sobie współpracę z Gianpaolo Medeim. – Trener Medei jest świetnym szkoleniowcem, przywiązuję sporą wagę do szczegółów. Nie tylko od strony technicznej, ale czysto behawioralnej, w kwestii budowania drużyny. Na pewno dużo daje nam jego doświadczenie i spokój w trudnych sytuacjach. Nie ma sensu rozpamiętywać wcześniejszych rozgrywek. Na pewno w tym roku znamy się już o wiele lepiej i to, że musieliśmy sobie siebie tylko przypomnieć, a nie uczyć się od nowa, przełożyło się na lepszy start w lidze – powiedział. Wicemistrz świata w tym sezonie imponuje formą, ma już na koncie trzy nagrody MVP. – Najważniejsze dla mnie jest to, że czuję się zdrowy, a jeśli chodzi o liczbę statuetek, to nie ma ona większego znaczenia. Kluczowe są zwycięstwa i fakt, że na początku sezonu nie borykamy się z większymi problemami. Szczególnie poprzedni sezon pokazał mi, że bez dobrego stanu zdrowia nie mogę rywalizować na wysokim poziomie. Teraz tym bardziej cenię sobie to, że jestem w stanie zagrać całe spotkanie bez żadnych dolegliwości – podkreślił Kochanowski.
Jakub Kochanowski do klubu wrócił po zdobyciu wicemistrzostwa świata. – Wszyscy uważamy to srebro za sukces. Po takiej rewolucji w kadrze, zmianie wielu zawodników, oswojeniem się z inną rolą w zespole niż w poprzednich sezonach, osiągnięcie takiego wyniku w mistrzostwach świata ogromnie cieszy i myślę, że to się nie zmieni. Osobiście cieszę się z powrotu do zdrowia, co było być może moim największym tegorocznym sukcesem. Natomiast całego sezonu nie rozpamiętuję, na wspomnienia przyjdzie jeszcze może czas. Teraz tyle się dzieje, że nie ma czasu na refleksje.
Jakub Kochanowski wspominał też śp. Tomasza Wójtowicza. – Tak naprawdę nie mieliśmy okazji skrzyżować swoich dróg zbyt często. Jedynym takim moim wspomnieniem jest, to gdy mistrzowie z igrzysk w Montrealu przekazali nam symbolicznie znicze olimpijskie przed wyjazdem na igrzyska do Tokio i życzyli powodzenia. Trudno się pogodzić z tym, że odchodzą legendy polskiej siatkówki, ale na pewno nie zostaną one zapomniane. Kształt obecnej siatkówki w dużej mierze zawdzięczamy właśnie tamtemu pokoleniu, więc nie sądzę, by ktokolwiek zapomniał o tym, jakim człowiekiem i postacią był Tomasz Wójtowicz.
*rozmawiała Edyta Kowalczyk
źródło: inf. własna, przegladsportowy.onet.pl