– Marzyliśmy o czymś więcej. Podejrzewam, że dziewczyny również wiedziały, że są zdolne do sprawienia niespodzianki. Dlatego uważam, że ten ćwierćfinał jest sukcesem, ale z drugiej strony jest niespełniona nadzieja, bo mogliśmy zajść dalej – powiedziała po odpadnięciu Polek z igrzysk olimpijskich była rozgrywająca reprezentacji Polski, Izabela Bełcik.
Ćwierćfinał nie do przejścia
Na ćwierćfinale zakończyła się przygoda Polek z igrzyskami olimpijskimi. Nie były faworytkami w starciu z Amerykankami, ale chyba można po tym meczu odczuwać pewien niedosyt?
Izabela Bełcik: Tak. Nie chodziło o to, że na 100% wygramy z Amerykankami, mimo że ostatnie nasze mecze z nimi były na plus. Można było rozbudzać nadzieję, że utrzymamy korzystną passę w meczach z nimi, ale wiemy, jakiej klasy jest to przeciwnik. To aktualny mistrz olimpijski, który potrafi zmobilizować się na turniejach wielkiej rangi i ma niebywałą umiejętność panowania nad emocjami. Nam zabrakło walki do ostatniej piłki, do której przyzwyczaiły nas dziewczyny. Wcześniej jeśli nawet nie wygrywały, to zagrażały mentalnie i fizycznie rywalkom wyższej klasy. W tym meczu zabrakło właśnie tego żaru w oczach.
Czyli nie było wiary w zwycięstwo?
– Uważam, że dziewczyny miały tę wiarę, ale Amerykanki od początku postawiły im tak trudne warunki, żee konsekwentnie podcinały nam skrzydła w każdym elemencie. Wydawało się, że może nam brakuje przyjęcia, żebyśmy mogli rozgrywać szybciej piłki, a w statystykach okazało się, że to Amerykanki miały gorsze przyjęcie, a mimo wszystko potrafiły nas rozprowadzić nawet na wysokiej piłce. W bloku w statystykach też wygraliśmy ten mecz, ale rywalki miały więcej pasywnych bloków, a my nie mogliśmy skończyć piłki w ataku. Z każdym kolejnym setem było widać podcięte skrzydła naszych zawodniczek. W ich grze było widać bezsilność. Były za bardzo stłamszone.
Zabrakło liderki
Nie było też liderki, która w trudnych momentach wzięłaby ciężar gry na siebie. W wielu meczach taką była Magdalena Stysiak, a w tym spotkaniu była niewidoczna.
– U Amerykanek wszystkie skrzydłowe zdobyły taką samą liczbę punktów. W naszym zespole po 12 punktów zdobyły Agnieszka Korneluk i Martyna Łukasik. Nasz zespół gra świetnie, kiedy ciężar gry rozłożony jest na różne zawodniczki. Czasami mniej punktowała jedna zawodniczka, ale świetne zmiany dawała Martyna Czyrniańska, która potrafiła dobić rywalki chociażby asem serwisowym. Tym razem tak się nie zdarzyło. Wszyscy liczyliśmy, że dużo punktów dołoży Magda Stysiak, a tego nie było. Chociażby w ćwierćfinale Turczynek Vargas zdobyła 42 punkty. W jednym ze wcześniejszych spotkań 39 oczek wywalczyła Bosković. Kiedy zespołowi nie idzie, to szuka się liderki, a u nas w meczu z Amerykankami ciężko było ją znaleźć.
A w trzecim secie przy stanie 10:4 była nadzieja na przedłużenie spotkania?
– Oczywiście, że była nadzieja. Niestety, Amerykanki bardzo szybko zaadoptowały się do naszych zmian w składzie. Szybko to zrobiły i znowu przycisnęły nas atakiem na wysokiej piłce. Ich środkowe nie błyszczały, a w głównych rolach były skrzydłowe. W tym meczu Amerykanki były bardzo mocne psychicznie, cały czas uśmiechnięte i ani przez chwilę na ich twarzach nie było widać zwątpienia.
One rozegrały dużo więcej meczów o taką stawkę. Może stąd wynikała tak duża pewność siebie w tym spotkaniu?
– Na pewno. To możemy zrzucić na karb naszego mniejszego doświadczenia. Niemniej jednak wygraliśmy z nimi bardzo ważny mecz o awans do igrzysk olimpijskich i wtedy nie zasłanialiśmy się mniejszym doświadczeniem. Amerykanki w igrzyskach miały swoje lepsze i gorsze momenty, ale ich forma na ćwierćfinał przyszła w idealnym momencie. Jestem pod wrażeniem tego, jak zagrały w meczu z nami. Nie spodziewałam się tego.
A sam awans do ćwierćfinału igrzysk olimpijskich jest sukcesem dla Polek?
– Według mnie jest to niewątpliwie sukces. Po kwalifikacjach olimpijskich ćwierćfinał był dla nas niemalże spełnieniem marzeń. Jak rozlosowano grupy, dostrzegliśmy, że jest to bardzo realny cel do osiągnięcia. W tym turnieju wygraliśmy dwa mecze, które były w naszym zasięgu. Oczywiście, marzyliśmy o czymś więcej. Podejrzewam, że dziewczyny również wiedziały, że są zdolne do sprawienia niespodzianki. Dlatego uważam, że ten ćwierćfinał jest sukcesem, ale z drugiej strony jest niespełniona nadzieja, bo mogliśmy zajść dalej.
Co dalej?
A jaka przyszłość według pani czeka tę reprezentację?
– Mam nadzieję, że ten zespół będzie trwał i się konsolidował. Wiemy, że Asia Wołosz postanowiła zakończyć karierę reprezentacyjną. Jeśli ona czuje mentalnie, że więcej nie da rady dać kadrze, to trzeba się z tym pogodzić. Mamy w Polsce rozgrywające, które pukają do bram reprezentacji. Być może teraz inna zawodniczka dostanie szansę, aby pokazać się w reprezentacji. Przecież przed tym sezonem kadrowym nikomu do głowy nie przyszło, że ktoś inny niż Maria Stenzel może grać na libero w reprezentacji, a Ola Szczygłowska stanęła na wysokości zadania. Mam nadzieję, że wydarzy się podobnie na rozegraniu. Kasia Wenerska ma na swoim koncie już kilkanaście meczów w kadrze w roli pierwszej rozgrywającej. Mam nadzieję, że będzie miała odpowiednie wsparcie w młodych zawodniczkach.
Zobacz również
Stefano Lavarini: Nie możemy szukać jednego powodu przegranej
źródło: inf. własna