– Częścią umowy sponsorskiej musi być takie zarządzanie klubem, by nie ucierpiał wizerunek sponsora. Czyli między innymi jest to opłacanie zawodniczek, to przecież podstawa. To one powinny zarabiać w pierwszej kolejności, bo to one harują na boisku. Jeśli nie ma tego elementu przez kilkanaście miesięcy, ale ja cały czas przelewam pieniądze, to dla mnie jest to naruszenie umowy – mówi w TVPSPORT.PL o sprawie wycofania IŁ Capital Legionovia Legionowo i problemach finansowych klubu Igor Łukasik, prezes IŁ Capital i IŁ Capital Wysockiego (sponsora tytularnego zespołu).
Czytając państwa stronę internetową, zauważyłam, że dość mocno jesteście zaangażowani w sport. Dlaczego zdecydował się pan na to, by pana firma została sponsorem tytularnym klubu z Legionowa?
– Jestem byłym siatkarzem. Grałem poza Polską – między innymi w Izraelu czy w Niemczech. Uważam, że za młodu w sporcie osiągnąłem sporo, nieźle się zapowiadałem, ale niestety późniejsza kontuzja spowodowała, że zrezygnowałem z dalszej aktywności fizycznej w dotychczasowej formule. Po przygodzie ze sportem zawodowym zacząłem pracować w nieruchomościach. Dojście do punktu, w którym jestem zajęło trochę, ale pomogły między innymi relacje wyniesione właśnie ze sportu oraz wykuty na boisku twardy charakter. Jestem właścicielem kilku spółek, w tym IŁ Capital.
Kilka lat temu dostałem propozycję pomocy klubowi z Legionowa, który wpadł w poważne tarapaty. Wycofał się ich główny sponsor. Nie drążyłem powodów nagłego wycofania wielkiej firmy spedycyjnej. Uważam, że to był mój błąd, bo wcześniej mógłbym zauważyć, że coś tu nie gra. Rozumiem siatkówkę, więc zobaczyłem szansę na nową przygodę z tym pięknym sportem. Przyjechałem na kilka meczów zespołu i nie ukrywam, że od razu dość mocno się zaangażowałem. W jaki sposób? Pewnie większość kibiców i opinii publicznej nie wie, ale mam znaczne udziały w klubie z Legionowa, które kupiłem od prezesa Konrada Ciejki. Posiadam bodajże trzydzieści lub czterdzieści procent praw do tego klubu. Mogę je oddać panu Ciejce za złotówkę.
Jak teraz będą wyglądać kolejne pana kroki?
– Jeśli zarząd nadal będzie próbował mnie oczerniać, to sprawa prawdopodobnie trafi do sądu, moje kancelarie analizują sytuację. Dlatego też rozmawiam z panią, ale więcej nie chcę się tym bałaganem zajmować, bo nie jest mój.
Jest pan zły?
– Bardzo. Wyciągnąłem rękę do tych ludzi, a na koniec to ja mam być winnym? Płaciłem im pieniądze, nie dostając realnego ekwiwalentu wnoszącego cokolwiek do mojego biznesu, by prezes i zarząd mogli na przykład najeździć się na wakacje? To jest w porządku? Nie chcę finansować takich rzeczy, na których cierpiały zawodniczki, a zyskiwał ktoś inny. Tak wyszło mi z mojego prywatnego dochodzenia, ale szczegółów nie chcę ujawniać, bo mam tej sytuacji powyżej uszu. Na miejscu działaczy winy poszukałbym u siebie.
źródło: sport.tvp.pl