Na I-ligowych parkietach trwa walka o awans do TAURON Ligi. Dwa pierwsze mecze padły łupem ECO HARPOON LOS Nowy Dwór Mazowiecki. KS Piła zdołał się przełamać, lecz dopiero w trzecim, a zarazem pierwszym rozgrywanym u siebie, spotkaniu. Podopieczne Damiana Zemły w sobotę wygrały 3:1. Aby myśleć o awansie, trzeba też wygrać w niedzielę – 27 kwietnia. Presja natomiast cały czas rośnie.
Wyczekane przełamanie
W sobotę – 26 kwietnia, KS Piła przedłużył finałową rywalizację. Drużyna trenera Damiana Zemły postawiła wszystko na jedną kartę i zwyciężyła u siebie 3:1. Nie było to jednak łatwe spotkanie. Poważny skurcz w nodze złapał Emilię Szubert. Z urazem kostki spotkanie dograła natomiast kapitan zespołu, Oliwia Urban. Presja była niemała, ECO HARPOON LOS Nowy Dwór Mazowiecki nie mógł cieszyć się z awansu do TAURON Ligi. Przed nowodworzankami ostatnia szansa na świętowanie w Pile. W przypadku porażki gościń rywalizacja znów przeniesie się na Mazowsze, a decydujące okaże się środowe spotkanie.
– Nie ma co ukrywać, że miałyśmy nóż na gardle. Skupiałyśmy się tylko na dzisiejszym meczu. Przed meczem mówiłyśmy sobie z dziewczynami, że jeżeli spotkanie nam wyjdzie, to dopiero wtedy możemy mówić o niedzieli. Tak się stało, teraz pędzimy na odnowę i biegiem przygotowujemy się na jutrzejszy mecz. Byłyśmy bardzo skupione, ale miałyśmy też bardzo pozytywną energię – podsumowała spotkanie atakująca KS Piła, Alina Bartkowska-Kluza.
Ciężko się zregenerować
KS Piła nie miał łatwej drabinki. W półfinale Wielkopolanki zagrały z KSG Warszawa, który także łasy był na awans. Gra w tej parze się przedłużyła, a ostatni mecz znalazł swój finał w tie-breaku. Po takim wysiłku trudno wrócić na najwyższe obroty, zwłaszcza, gdy czasu na regenerację brak.
– Miałyśmy prawie dwa tygodnie, aby się do tego spotkania przygotować. Wcześniej, ostatnie mecze w Nowym Dworze Mazowieckim grałyśmy w zasadzie po dwóch dniach po meczu z KSG Warszawa. W Warszawie miałyśmy bardzo ciężki bój – 3:2 i było nam bardzo ciężko. Dzisiaj pokazałyśmy naszą prawdziwą siatkówkę i mam nadzieję, że w niedziele pokażemy jej jeszcze więcej – przyznała siatkarka.
Grać swoje
Atakująca KS-u Piła przyznała, że plan na sobotnie spotkanie został w pełni zrealizowany. Choć mogło być 3:0, to 3:1 wciąż jest znakomitym osiągnięciem. Siatkarki z Wielkopolski po dwóch porażkach w Nowym Dworze Mazowieckim odrobiły lekcję.
– Planem było to, żeby zagrać dobrą siatkówkę i żeby walczyć o każdą piłkę. Wydaje mi się, że jesteśmy naprawdę dobrze broniącym zespołem. Troszkę też słabiej skakałyśmy wcześniej blokiem, a dziś było to wszystko bardzo dopracowane. System blok-obrona działał bardzo dobrze – zaznaczyła Bartkowska-Kluza.
Zapytana natomiast o to, co powiedziałaby swoim koleżankom po sobotnim pojedynku, zawodniczka przyznała. – Nie mogę przeklinać! Po prostu musimy patrzeć tylko i wyłącznie na siebie, bo już nie raz w tym sezonie pokazałyśmy sobie, że tylko nasza siatkówka się liczy! – dodała na zakończenie z szerokim uśmiechem atakująca pilskiego klubu.
Zawiodła głowa
Zmęczenie to jedno, lecz w dwumeczu w Nowym Dworze Mazowieckim zdaniem trenera drużyny z Wielkopolski zabrakło zupełnie innego elementu.
– Wiem też, że te mecze w Nowym Dworze wyglądały brzydko, a w zasadzie drugi. Może udało by się w pierwszym spotkaniu grać tie-breaka, ale generalnie podsumowanie tamtego weekendu wypadło słabo, bo udało nam się wygrać tylko jednego seta. Na rzeczy jednak patrzeć trzeba chłodno, a sport nie lubi zbędnych nerwów. Brakowało nam przede wszystkim jednak skupienia, bo siatkarsko nie było źle – podsumował wcześniejsze występy swojego zespołu szkoleniowiec KS Piła, Damian Zemło.
Powrót w wielkim stylu
Po powrocie do siebie KS Piła odbił się od dna. Przedłużona rywalizacja dalej daje nadzieję. Niedzielne spotkanie nie będzie łatwe, a nowodworzanki zrobią wszystko, aby jak najszybciej świętować awans. Sobotni pojedynek pokazał ukryty wcześniej potencjał zespołu. Wrażeń nie zabrakło, a lokalni kibice nie mieli powodów do narzekań. Skupienie od pierwszej piłki pomogło gospodyniom przełamać wcześniejszy impas.
– To co zawiodło w Nowym Dworze Mazowieckim, to zagrało w Pile. Koncentracja i skupienie było po naszej stronie, ale na chwilę zapomnieliśmy się w trakcie spotkania, bo nie traciliśmy na piłkach ciężkich. Wtedy gdy LOS przyciskał nas do ściany, to były sytuacje na komfortowych piłkach. My mieliśmy komfort rozgrywania i w ataku, gdzieś pojawił się w tym wszystkim pośpiech – ocenił występ swoich podopiecznych Zemło.
Historia lubi się powtarzać. KS Piła znów wraca do gry na własnym parkiecie. Podobna sytuacja miała miejsce w pojedynku ze stołecznymi. Choć Damian Zemło nie należy do przesądnych, to jest w tym wszystkim pewna analogia i magia grania u siebie. – W ogóle nie jestem przesądny. Jutro będzie myślę, że jeszcze cięższe spotkanie. LOS w niedzielę na pewno przeładuje broń i będzie bardzo mocno na nas naciskał. My zrobimy wszystko, aby wrócić do Nowego Dworu Mazowieckiego. Wcześniej to było nie do powiedzenia, bo mieliśmy dwa mecze straty, teraz został tylko jeden. Chcemy dać sobie radość wyjazdu tam – stwierdził szkoleniowiec.
Chapeau bas!
Kibice potrafią zdziałać cuda i tak też było w Pile. Chętnych na siatkarskie widowisko nie brakowało, a i poziom zawodów był bardzo wysoki. Frekwencja dopisała, za co dla wszystkich należą się osobne brawa. W niedzielę zapewne hala znów pęknie w szwach.
– Muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że będzie aż tak głośno. Wielki szacunek dla kibiców, także kibiców z Nowego Dworu Mazowieckiego, bo mimo, że nie było muzyki, to nikt nie odczuł, że nie było tej standardowej oprawy, więc brawa dla kibiców obu stron. To było świetne widowisko, ja nie pamiętam też kiedy tak się czułem. Wsparcie było ogromne, podobnie jak frekwencja. Hala się zapełniła, a to na pewno trochę pomogło. Super – siódmy zawodnik! – powiedział z uznaniem trener drużyny z Wielkopolski.
W niedzielę – 27 kwietnia, być może poznamy tegorocznego beniaminka TAURON Ligi. LOS Nowy Dwór Mazowiecki do awansu wciąż potrzebuje jeszcze jednej wygranej. Początek meczu o godzinie 18:00.
Zobacz również:
I liga siatkarek. Bitwa o brąz jeszcze potrwa. KSG Warszawa wraca do stolicy na tarczy