– Każdy z naszych rywali ma swoje atuty, jednak wierzę, że i my zaprezentujemy swoje w najlepszy możliwy sposób. Stać nas na awans. Jeśli dopisze nam zdrowie, to jestem pewny, że spełnimy nasz cel na ten sezon – powiedział przed turniejem finałowym II ligi przyjmujący Sparty Grodzisk Mazowiecki, Grzegorz Pacholczak.
Wykorzystaliście atut własnego parkietu, wygrywając turniej półfinałowy. Szczególnie mecze z AZS-em iHutnikiem, w których nie straciliście seta, pokazały, że wasz awans do rozgrywki finałowej nie jest przypadkiem…
Grzegorz Pacholczak: – Grałem już w różnych halach zarówno w I, jak i II lidze. Szczerze mówiąc, nigdzie nie zaznałem takiej atmosfery jaką stworzyła grodziska publiczność i organizatorzy turnieju. Z rozmów z zawodnikami innych drużyn, które gościliśmy w weekend, daje się wyciągnąć następujący wniosek: poziom organizacji był plusligowy. Wiadomo, że na mecze, w których my nie braliśmy udziału, przychodziło mniej osób, ale to, co działo się na spotkaniach Sparty, to istne szaleństwo. Dla takich kibiców naprawdę chce się grać. Chciałbym zatem z tego miejsca podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do organizacji turnieju półfinałowego, a w szczególności wszystkim kibicom za stworzenie wspaniałej atmosfery siatkarskiego święta. Myślę, że wszystkie trzy mecze były bardzo dobre w wykonaniu naszej drużyny. Graliśmy odpowiedzialnie, potrafiliśmy kontrolować tempo gry i trzymaliśmy się założeń. Wiadomo, że były też gorsze momenty. Właśnie one dały nam informację zwrotną, co mamy jeszcze do poprawy przed najważniejszymi rozstrzygnięciami sezonu.
Najwięcej emocji było w starciu z Aniołami. Kilka setów toczyło się na przewagi. Ostatecznie przegraliście ten bój po tie-breaku, ale chyba taki mecz też można ocenić jako dobre przetarcie przed decydującymi spotkaniami?
– Mecz z Aniołami był spotkaniem szczególnym. Przegraliśmy, choć po meczu wiedzieliśmy, że niezasłużenie. Nie chcę rozwijać tego wątku i wracać do decyzji sędziowskich, bo na całe szczęście wszystko skończyło się dla nas dobrze. Sam mecz stał na bardzo wysokim poziomie sportowym i emocjonalnym. Myślę, że nawet bezstronni kibice siatkówki byli zadowoleni z takiego poziomu gry obu zespołów. Naszą siłą jest na pewno to, że druga grupa, w której rywalizujemy w ramach II ligi, jest bardzo silna i w trakcie fazy zasadniczej rozegraliśmy wiele trudnych meczów. Anioły fazę zasadniczą wygrały bez większej presji ze strony żadnego z rywali. Takie przetarcie jest szalenie istotne, aby w momentach zwiększonej presji nie poddawać się działaniu emocji, tylko dalej realizować założenia stricte siatkarskie. My takich momentów przetarcia mieliśmy dużo. W półfinałach były kolejne i mam wrażenie, że one bardzo wzmocniły naszą drużynę.
Przed wami walka o awans do I ligi w Chełmie. Z jakimi nadziejami podchodzicie do tego turnieju?
– Na pewno po turnieju półfinałowym apetyty zostały mocno rozbudzone. Wygraliśmy ten turniej, a mimo to mamy świadomość tego, że nasza gra może wyglądać lepiej. Mamy jeszcze kilka dni na poprawę pewnych elementów, jednak moim zdaniem kluczowa będzie dyspozycja psychiczna i fizyczna, szczególnie w aspekcie zdrowotnym sezon jest długi i wyczerpujący fizycznie i mentalnie. Według mnie awansują zespoły, które z tymi problemami poradzą sobie najlepiej. Nie ma się co oszukiwać, że każdy pojedzie tam po awans. Jeśli tak nie jest, po co w ogóle startować? My także w ten sposób podchodzimy do tego turnieju. Chcemy go wygrać i uzyskać awans do TAURON 1. Ligi.
Nie zagracie w roli faworyta, bo nimi wydają się być Arka i MCKiS, ale przykład Aniołów w półfinałach pokazał, że nie zawsze warto być faworytem. Może więc wam będzie grało się łatwiej bez nadmiernej presji?
– Jak pokazuje życie, faworyci nie zawsze wygrywają. Ten sezon dowodzi tego dobitnie na każdym poziomie rozgrywek – w Lidze Mistrzów, Serie A czy właśnie w II lidze. Mam wręcz wrażenie, że na poziomie II ligi to czy jesteś faworytem, czy nie, ma jeszcze mniejsze znaczenie. Rozgrywamy jeden mecz z każdym przeciwnikiem – wygrywasz, idziesz dalej. Nie ma rewanżu, nie ma miejsca na błąd. Po meczu nikt nie patrzy na to czy byłeś faworytem. Co to tak naprawdę znaczy być nim w turnieju, w którym zagrają cztery najlepsze drużyny z II ligi w Polsce? Zdaję sobie sprawę, że potencjał sportowy Arki jest ogromny, ale tak jak wspomniałem, tu liczy się jeden mecz. Uważam zatem, że każdy zespół przystąpi do tego turnieju z takimi samymi nadziejami, ambicjami i szansami. Niech boisko zweryfikuje, kto jest faworytem. Nie rozstrzygajmy turnieju przed pierwszym gwizdkiem.
Arkę znacie z rozgrywek zasadniczych, z AZS-em zagraliście w półfinałach, a MCKiS od dwóch lat gra w podobnym składzie. Jak ocenisz siłę poszczególnych rywali?
– Każdy z czterech zespołów wywalczył awans do turnieju finałowego na drodze sportowej rywalizacji, a więc każdy jest tak samo mocny na starcie. Największe wrażenie robi zespół z Chełma. Nazwiska zawodników występujących w Arce zna każdy kibic siatkówki w Polsce. Mówi się, że nazwiska nie grają i ja się z tym zgadzam. Jednak w przypadku Arki jest nieco inaczej. Ta drużyna ma niesamowitą pewność siebie. Została sprawdzona w bojach z wieloma zespołami z Jastrzębskim Węglem na czele. To na pewno jej druży atut. AZS Częstochowa udowodnił, że jest drużyną, która się nie poddaje. Po porażce z nami pierwszego dnia pewnie mało kto stawiał na jego awans. Podniósł się i w najważniejszym meczu sezonu pokonał Anioły Toruń 3:0. MCKiS jak zwykle zbudował niezły zespół. Na pewno chce wrócić do I ligi. Ta myśl o powrocie będzie go napędzała. Każdy z naszych rywali ma swoje atuty, jednak wierzę, że i my zaprezentujemy swoje w najlepszy możliwy sposób. Stać nas na awans. Jeśli dopisze nam zdrowie, to jestem pewny, że spełnimy nasz cel na ten sezon.
źródło: inf. własna