– Nie czuję się bohaterem, ale wiem, że wykonałem kawał dobrej roboty w tym meczu. Nawet nie wiem, czy do teraz to do mnie to dotarło. Podszedłem do tego spotkania jak do każdego innego. Wiedziałem, że Amerykanie grali naprawdę bardzo dobrze; ten mecz układał się całkowicie po ich myśli – powiedział w rozmowie z Sarą Kalisz z TVP Sport Grzegorz Łomacz, rozgrywający reprezentacji Polski oraz PGE GiEK Skry Bełchatów.
PO RAZ ÓSMY
Startuje po sporej przerwie nowy sezon PlusLigi 2024/2025. W barwach PGE GiEK Skry Bełchatów po raz ósmy z rzędu na rozegraniu ujrzymy Grzegorza Łomacza. Kreator gry urodzony w 1987 roku w klubie z województwa łódzkiego występuje bez przerwy od sezonu 2017/2018. W najbliższych rozgrywkach bełchatowianie będą mierzyć wyżej, aniżeli w ostatnich dwóch latach. Poza powrotem do najlepszej ósemki kraju chcą sprawdzić niespodziankę. Pomóc w tym ma chociażby nowy trener, Gheorghe Crețu. – Na pewno marzy mi się medal ze Skrą Bełchatów. Nie wiem, czy będziemy w stanie dokonać tego w nadchodzącym sezonie, ale na pewno będziemy robić wszystko, żeby sprawić jak najwięcej niespodzianek. Mamy ku temu odpowiednią jakość. Poznałem już chłopaków i na nowo trenera. Jestem bardzo pozytywnie i walecznie nastawiony, a także głodny sukcesów z zespołem, który obecnie mamy – zapowiedział Sarze Kalisz z TVP Sport Grzegorz Łomacz, rozgrywający reprezentacji Polski oraz PGE GiEK Skry Bełchatów.
wyzwanie życia
Opadł już kurz po igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Biało-czerwoni wywalczyli historyczny srebrny medal, który jest drugim olimpijskim krążkiem w historii. Dla Łomacza impreza w stolicy Francji była trzecią z kategorii 'olimpijskich’ w jego dotychczasowej karierze. W jego przypadku maksyma ’do trzech razy sztuka’ sprawdziła się należycie, bo to właśnie na swoich trzecich igrzyskach wywalczył upragniony medal. 36-latek przyznaje, że sięgnięcie po medal igrzysk olimpijskich stanowiło wyzwanie jego życia. Zdaje sobie także sprawę, że jeszcze niedawno zakończone zawody w Paryżu najpewniej były jego ostatnim turniejem olimpijskim w karierze. – To było wyzwanie mojego życia, trzecie igrzyska i prawdopodobnie ostatnie. To zawsze był dla mnie cel i marzenie numer jeden. Za medal igrzysk dałbym się pokroić. Zarówno w Rio, jak i w Tokio przeżyliśmy naprawdę wiele smutnych chwil, żeby teraz wydarzyło się to, co się wydarzyło. To krążek całej polskiej siatkówki, chłopaków i sztabu, którzy byli w kadrze przez ostatnie kilkanaście lat. Wspólnie na to pracowaliśmy. Jednym było dane zebrać owoce teraz w Paryżu, innym nie – kontynuował rozgrywający.
NIE SPIJA ŚMIETANKI
Niepośrednią rolę w sięgnięciu po finał i jednocześnie olimpijski medal odegrał Łomacz. W półfinale przeciwko reprezentacji USA musiał wejść na boisku w obliczu zmagającego się z bólem pleców Marcina Janusza. Gra do tego momentu nie układała się po myśli Polaków, którzy w pewnym momencie wręcz 'pewnie szli’ po porażkę. Losy spotkania w czwartym secie odwróciły m.in. wejście na boisko właśnie zawodnika bełchatowskiej Skry. Tchnął impuls i nową energię w zespół, w wyniku czego byliśmy świadkami jednego z najbardziej spektakularnych powrotów w historii siatkówki. – Nie czuję się bohaterem, ale wiem, że wykonałem kawał dobrej roboty w tym meczu. Nawet nie wiem, czy do teraz to do mnie to dotarło. Podszedłem do tego spotkania jak do każdego innego. Wiedziałem, że Amerykanie grali naprawdę bardzo dobrze; ten mecz układał się całkowicie po ich myśli. Wiedziałem też, że jesteśmy polską reprezentacją, mamy ogromne serce do walki i ogromny charakter. Kiedy patrzyłem na chłopaków, widziałem żar w oczach, że my na pewno nie odpuścimy – zakończył Grzegorz Łomacz.
Zobacz również:
Tomasz Fornal: Nie czułem się wyjątkowo
źródło: sport.tvp.pl