Aluron CMC Warta Zawiercie nadal liczy się w walce o złoto PlusLigi. Chociaż w dwóch pierwszych meczach wyraźnie przegrała 0:3, to w trzecim triumfowała 3:1. Spora w tym zasługa Georga Grozera. – Po tych dwóch treningach lepiej wiem, jak reagują na niektóre sytuacje. Wypiłem z chłopakami kawę, wychodziłem na obiad, żeby poznać ich charakter. Starałem się dawać z siebie wszystko na treningach, by nabrali do mnie zaufania. Działało to bardzo dobrze – wspominał doświadczony atakujący.
Warta Zawiercie nadal na powierzchni
Aluron CMC Warta Zawiercie nie bez problemów, ale pokonała BOGDANKĘ LUK Lublin w trzecim meczu finału PlusLigi. Zawiercianie byli pod ścianą, porażka oznaczała koniec rywalizacji. Gospodarze dominowali w dwóch pierwszych setach, ale dopiero w czwartym i to po walce na przewagi przechylili szalę zwycięstwa na swoją stronę. – Pod koniec czwartego seta mówiłem chłopakom: „Skończmy to, gramy u siebie w domu. Musimy wygrać”. Miałem jednak przeczucie, że zwyciężymy. Chłopaki grali dobrze, byli skupieni. Starałem się zadbać o to, by w żadnym momencie nie zwiesili głów. Zagraliśmy bardzo zespołowo – ocenił pojedynek w Sosnowcu Georg Grozer.
Chociaż sytuacja zdrowotna podopiecznych Michała Winiarskiego nadal jest daleka od idealnej, to jednak byli w stanie przedłużyć losy rywalizacji. Z urazami zmagają się chociażby Bartosz Kwolek i Aaron Russell. – Wydaje mi się, że Russell miał problemy z kolanem. Można było zobaczyć, że zagryzał zęby i grał. Nie chciał zawieść drużyny i zostawić jej w złej sytuacji. Grał znakomicie. Bardzo go szanuję, to prawdziwy wojownik – mówił o koledze niemiecki atakujący.
Dwa treningi więcej wystarczyły
Grozer do zespołu z Zawiercie dołączył na zasadzie transferu medycznego. Pierwszą styczność z nowymi kolegami miał tuż przed poprzednim spotkaniem w Lublinie. Sam pojedynek nie był jednak najlepszy w jego wykonaniu. – Pierwszy mecz był dla mnie bolesny. Musieliśmy wyrzucić to z głowy. Jestem najbardziej doświadczonym zawodnikiem w drużynie, więc nie mogłem przyjść na trening ze spuszczoną głową. Starałem się żartować, pracować dobrze. Czuję się trochę liderem. Pierwsze dni po przejściu do nowej drużyny są trochę dziwne. Byłem zestresowany tym, czy chłopaki mnie zaakceptują. Myślę, że widzieli, że codziennie daję z siebie maksimum. Przywitali więc mnie bardzo dobrze – przyznał Niemiec i dodał: – Wciąż dla mnie to wyzwanie, wszystko jest dla mnie nowe. Drużyna zagrała kapitalnie. Naciskaliśmy od początku, po naszej stronie było dużo emocji. Fani byli znakomici, co mnie dodatkowo motywowało – mówił o swoim pierwszym występie przed zawierciańską publicznością.
Inna energia
Warta Zawiercie miała zupełnie inną energię niż w dwóch poprzednich finałowych pojedynkach. – Jestem szczęśliwy. Gram tak, jak kiedy byłem jeszcze młody, z emocjami. Staram się popychać chłopaków do przodu. Nie powiedziałbym, że jestem gamechangerem, ale pomagam drużynie w jakimś stopniu – mówił skromnie Grozer. W meczu w środę zdobył 19 punktów, a atakował z 56% skutecznością.
Niemiecki atakujący miał kilka dni, żeby lepiej poznać nowych kolegów oraz bardziej zgrać się z rozgrywającym i pozostałymi zawodnikami. – Te cztery dni zrobiły różnicę. Po tych dwóch treningach lepiej wiem, jak reagują na niektóre sytuacje. Wypiłem z chłopakami kawę, wychodziłem na obiad, żeby poznać ich charakter. Starałem się dawać z siebie wszystko na treningach, by nabrali do mnie zaufania. Działało to bardzo dobrze – powiedział. Kolejny finałowy pojedynek już w sobotę, 10 maja o 17:30.
Michał Winiarski – szef
Dla Grozera to nie pierwszy raz, kiedy pracuje z Michałem Winiarskim. Trener zawiercian jest również selekcjonerem niemieckiej kadry. – Michał jest moim szefem w reprezentacji, więc może da mi więcej wolnego przed meczami kadrami (śmiech). A tak serio to dla mnie wielka przyjemność z nim pracować. Uwielbiam go jako trenera. Wcześniej grałem też z Aaronem Russellem. Staram się wykorzystywać wszystkie okazje, które mi się przytrafiają w karierze i czerpać z nich radość – podsumował Georg Grozer.