– Mieliśmy swoje pięć minut, które trzeba było wykorzystać. Nie udało się. Przegraliśmy ćwierćfinał i rozczarowaliśmy – mówi w rozmowie z TVP Sport po igrzyskach olimpijskich w Tokio Fabian Drzyzga, rozgrywający reprezentacji Polski. Zespół Vitala Heynena pożegnał się z turniejem olimpijskim na etapie ćwierćfinału. Przed nim wrześniowe mistrzostwa Europy.
Minęło już kilka dni od zmagań ćwierćfinałowych w Tokio. Jak teraz je odbierasz?
Fabian Drzyzga: – Jak się czuję? Chyba każdy sportowiec wie, że porażki trzeba przełknąć. Z tą nie jest inaczej. Muszę szukać motywacji w kolejnych etapach kariery. To były igrzyska. Turniej inny, magiczny, ale jeden z wielu. Nie jest mi lekko z porażką, ale wiem, że muszę podnieść głowę do góry i dalej robić swoje. Świat się nie kończy.
To była najbardziej bolesna przegrana w karierze do tej pory?
– Łatwiej będzie mi to stwierdzić pod koniec kariery, kiedy siądę z zeszytem i zrobię podsumowanie, analizując swoje wygrane i przegrane. Życie sportowca w większości niestety składa się z porażek. Rzadko kiedy kariera usłana jest samymi sukcesami. Na ten moment mogę powiedzieć, że to moja największa przegrana i niespełnione marzenie, ale wszystko jeszcze przede mną. Taką mam nadzieję.
Analizowałeś to, co nie wyszło?
– Myślę, że na zgrupowaniu, które rozpocznie się za trzy dni, przyjdzie na to czas. Czy teraz ta analiza coś zmieni? Można dywagować i gdybać, ale przeszłości to nie cofnie. Mieliśmy swoje pięć minut, które trzeba było wykorzystać. Nie udało się. Nie wiem, czy jest sens rozkładać to na czynniki pierwsze.
Jak oceniasz swój występ na turnieju w Tokio?
– Jak już kiedyś podkreślałem, ja sam siebie nie będę oceniać. Wielu ekspertów i znawców naszej pięknej dyscypliny może na mój temat powiedzieć wiele. Ja kładę się spać spokojny. Jestem bardzo rozczarowany i wkurzony tym, że do domu z Tokio wróciłem szybciej niż planowałem, ale nie będę się kajać przed ludźmi, którzy uznają, że zagrałem słaby turniej czy mecz. Każdy ma prawo oceniać moją osobę jak chce. To nie zmieni mojego nastawienia i mojej głowy. Nie mam z tym problemu. W końcu każdy wykonuje swoją pracę – zarówno eksperci, jak i ja jako siatkarz. Wszyscy robimy to najlepiej jak potrafimy. Czytałem wiele wywiadów na temat mój czy innych chłopaków. Każdy ma prawo wypowiedzieć się w jakimś tonie, nie zapominając o szacunku do drugiego człowieka.
Przed wami kolejny turniej. Znalezienie motywacji na coś, co nie było głównym celem w sezonie, będzie trudne? Jest chęć odkucia się czy obawiasz się widma wypalenia?
– Odkąd trenerem został Vital Heynen, grupa się ze sobą zżyła. Wiem też, że nie będę podchodził do turniejów jak do próby udowodnienia czegokolwiek. To nie jest tak, że musimy zrobić kolejny medal, by było dobrze. Od 2018 roku gramy na poziomie, z którego nie schodzimy. Ponosiliśmy porażki, odpadaliśmy z zawodów, ale i wygrywaliśmy. Przegraliśmy ćwierćfinał i staliśmy się rozczarowaniem. Jesteśmy źli sami na siebie i to, czy ktoś też odczuwa takie emocje, jest dla nas mniej istotne niż nasze prywatne myśli i uczucia. To my trenujemy, poświęcamy wszystko i jesteśmy najbardziej zirytowani tym, że nie mamy medalu. Do kolejnej imprezy trzeba się przygotować najlepiej jak się da. Mówię tu szczególnie w kontekście mentalnym, ponieważ z fizyczną stroną nie mieliśmy problemów. Cieszę się, że z tą grupą będziemy grali mistrzostwa Europy. Nie każdy rok będzie kolorowy, ale wiem, że nasza ekipa z tym trenerem dała dużo radości i dobrego kibicom. Mam nadzieję, że nadchodzący turniej również to dostarczy, niezależnie od tego czy sięgniemy po medal, czy nie.
* rozmawiała Sara Kalisz, więcej w serwisie sport.tvp.pl
źródło: sport.tvp.pl