– Każdy z nas wie, że mamy tylko jedno złoto w historii, więc każdy medal musi być sukcesem, bo nie mamy tego za dużo. Nie możemy wybrzydzać. Gdybyśmy zdobywając brąz lub srebro powiedzieli, że turniej był nieudany, to bylibyśmy idiotami – powiedział rozgrywający reprezentacji Polski Fabian Drzyzga.
Nadeszło coś, na co czekaliśmy tak długo, czyli igrzyska olimpijskie. To jest ten moment, na który pracował pan pięć lat i na który tak bardzo czekał?
Fabian Drzyzga: – Myślę, że nie pięć lat, ale na ten moment pracuję od małego. Dla mnie igrzyska są najważniejszą rzeczą i ten medal, jakikolwiek będzie, będzie dla mnie ogromnym sukcesem.
W waszej grupie są siatkarze, którzy mówią, że interesuje ich tylko złoto, więc jakie nastroje panują w drużynie teraz, przed samym początkiem turnieju?
– Nastroje są takie, żeby przejść ćwierćfinał. Każdy z nas wie, że mamy tylko jedno złoto w historii, więc każdy medal musi być sukcesem, bo nie mamy tego za dużo. Nie możemy wybrzydzać, że jest np. brąz lub srebro, więc turniej był nieudany. Bylibyśmy wtedy idiotami.
To będą drugie igrzyska w karierze Fabiana Drzyzgi. To zmienia coś w podejściu do turnieju?
– Na pewno tak. Wiem, czego spodziewać się na miejscu, kogo mogę tam spotkać i już żaden sportowiec nie zrobi na mnie wrażenia, bo zobaczyłem ich wszystkich w Rio. Będę mógł się lepiej skoncentrować na tym, co mamy do wykonania jako drużyna. Na poprzednich igrzyskach relacje na mojej pozycji były dość specyficzne. Teraz moja pozycja jest inna niż na tamtych igrzyskach.
Rzeczywiście pozycja jest inna, jest pan niekwestionowanym pierwszym rozgrywającym reprezentacji Polski. To też wywołuje dodatkową presję przed tak ważnym turniejem, po którym wszyscy oczekujemy medalu?
– Inaczej, ja lubię czuć się potrzebny drużynie. Nie muszę grać, ale nawet jeśli jestem potrzebny zespołowi na jedną piłkę, to nie jest problem. Wtedy tak nie było, a teraz jest inaczej. Lubię brać odpowiedzialność za to, co robię. Zdarzy się oczywiście gorszy mecz i nie mam z tym problemu, bo to jest życie, ale po prostu lubię grać. Nie lubię patrzeć biernie, więc cieszę się, że moja rola jest inna niż wcześniej.
Przejdźmy już do tego, co będzie działo się w Tokio. Rozpoczniecie od meczu z Iranem, czyli reprezentacją, z którą nie macie najlepszych relacji.
Może relacje nie są najlepsze, ale nigdy nie zrobili nam dużej krzywdy na siatkarskim boisku. Były różne sytuacje poza siatkarskie, ale to nie gra na boisku, więc mam nadzieję, że utrzymamy zwycięską passę. Dobrze nam się z nimi gra. To trudny przeciwnik, dobrzy zawodnicy, ale na pewno my jesteśmy faworytem tego spotkania.
A co jeśli chodzi o pozostałych rywali grupowych, czyli Włochy, Japonię, Kanadę, bo zakładam, że o Wenezueli nie wiecie nadal za wiele.
– Na pewno jest to najbardziej egzotyczna dla nas drużyna, ale cała reszta to bardzo dobre ekipy. Pamiętam, jak Kanada na ostatnich igrzyskach sprawiła dwie sensacje i naprawdę dobrze grała. To bardzo solidna drużyna i będzie trzeba na nią uważać. Nie widzieliśmy Włochów, więc trudno cokolwiek o nich powiedzieć, ale mają dużo doświadczenia w drużynie. Nasza grupa teoretycznie jest łatwiejsza, ale myślę, że nie aż tak bardzo, jak wszystkim się wydaje.
Ćwierćfinał to newralgiczny etap rozgrywek. Pan pamięta porażkę 0:3 ze Stanami Zjednoczonymi pięć lat temu. To siedzi w głowie, czy da się to wyprzeć ze świadomości?
– Samego meczu nie pamiętam, bo nie brałem w nim dużego udziału. W naszym środowisku jest to, że ćwierćfinał jest małą klątwą dla polskiej siatkówki. Dla nas pierwszym celem jest jego przejście, bo od tego momentu tak naprawdę zaczyna się turniej. Z tamtej strony będą cztery potęgi, a my na którąś z nich trafimy. Ćwierćfinał będzie dla nas małym finałem.
Której z tych potęg chcielibyście uniknąć na tym etapie?
– Nie odkryję Ameryki, jak powiem, że Brazylii (śmiech). Ta drużyna bardzo dobrze wyglądała w Lidze Narodów. Swoje problemy mają Francuzi i Amerykanie. Rosjanie też nie wyglądają stabilnie. Brazylia na ten moment jest faworytem do wygrania igrzysk olimpijskich.
źródło: polsatsport.pl