– Nie czuję się nagle innym zawodnikiem. Na pewno nie gram inaczej technicznie niż wcześniej. Myślę, że po prostu jest to powiązane z dobrą grą klubu i jego wynikami. Siłą rzeczy zawodnicy wtedy dostają pochwały. Na pewno czuję się dobrze pod względem zdrowotnym. Wakacje, szczególnie okres przygotowawczy, pomógł mi w tym, żeby być w dobrej formie – mówi w wywiadzie dla sport.pl Fabian Drzyzga.
Od początku sezonu zbiera pan pochwały. Niektórzy mówią wręcz o życiowej formie. Pan też uważa, że gra teraz najlepiej w karierze?
Fabian Drzyzga: – Nie czuję się nagle innym zawodnikiem. Na pewno nie gram inaczej technicznie niż wcześniej. Myślę, że po prostu jest to powiązane z dobrą grą klubu i jego wynikami. Siłą rzeczy zawodnicy wtedy dostają pochwały. Na pewno czuję się dobrze pod względem zdrowotnym. Wakacje, szczególnie okres przygotowawczy, pomógł mi w tym, żeby być w dobrej formie. Miałem czas, by zająć się problemami zdrowotnymi. Wcześniej nie było czasu nie tyle ich zaleczyć, co odbudować się. I tylko taka jest różnica. Bo w siatkówkę już pewnie – pod względem technicznym czy fizycznym – inaczej grać nie będę. Nie mam 18 lat, by nagle znacząco zmienić swoją grę. Szczegóły, detale – tak, ale to nie będą rzeczy widoczne gołym okiem z boku.
Pamięta pan, kiedy poprzednio miał tyle wolnego w wakacje?
– Gdy zaczynałem sezon klubowy w Warszawie (w 2012 r. – red.). Choć wtedy chyba okres wolnego nie był aż tak długi. Na pewno jednak było to dawno temu.
Pół żartem, pół serio – podziękował pan trenerowi Nikoli Grbiciowi?
– Nie, ale pogratulowałem mu medalu mistrzostw świata. Może jak przyjedzie na mecz do Rzeszowa, to mu podziękuję za przerwę i za to, że mogłem spędzić czas z rodziną. A na poważnie, to ja z tego czasu skorzystałem. Miałem na początku gorsze chwile, tak psychicznie. Bo człowiek chciał tam być, a nie był. Ale potem nie płakałem już nad rozlanym mlekiem, tylko cieszyłem się z tego, co mam. Czyli z wakacji i czasu dla rodziny, którego nigdy wcześniej nie miałem.
Czy podczas tego najtrudniejszego okresu, tuż po braku powołania, choćby przez sekundę pojawiła się myśl, by zakończyć reprezentacyjną karierę?
– Nie. W ogóle o tym nie myślałem. Nie czuję się zawodnikiem ani starym, ani schorowanym. Uważam, że dalej gram na poziomie wystarczającym, by pomagać reprezentacji. Może jeszcze kiedyś będzie taka okazja, może nie. Kiedy ciało będzie mi dawać znać, że na poziom kadrowy jestem już za słaby, to spasuję. Nawet jeśli ktoś kiedyś będzie mnie widział w reprezentacji, ale ja będę czuł, że nic jej nie dam – bo jestem za stary czy za słaby – to nic na siłę. Trzeba to wiedzieć i znać swoje miejsce.
Po informacji o braku powołania pojawiały się głosy, że przyczyną był fakt, iż miałby pan problem z rolą drugiego rozgrywającego. Prawda czy fałsz?
– Nie wiem. W swojej karierze za dużo razy nie byłem rezerwowym, więc to jest trochę gdybanie. Trudno mi więc powiedzieć. Każdy trener ma wizję zespołu i buduje go wokół jakiś zawodników. To jest normalne, nie odkrywam tu Ameryki. Jeśli się przedstawia wszystko jasno i mówi np. „Fabian, będziesz rywalizował o drugie miejsce z Iksińskim czy Kowalskim. Taka będzie twoja rola i czy ją przyjmujesz?”, to nikt nie musi mnie nawet pytać o zdanie czy akceptację. Ale jak się pozna czyjś pomysł, to człowiek zna swoje miejsce w szeregu i robi tak, by dla drużyny było jak najlepiej. Bo to nie jest reprezentacja jednego zawodnika, tylko naszego kraju. Mamy godnie reprezentować kraj, a nie siebie.
Pan był zadowolony ze swojej gry w poprzednim sezonie klubowym?
– Nigdy nie analizuję pod tym względem samego siebie. Wiem, kiedy gram w miarę dobrze, kiedy źle, a kiedy średnio. Uważam, że poprzedni sezon nie był na pewno ani moim najlepszym w karierze, ani najgorszym. Był to powiedzmy średni poziom. Trzeba też jednak pamiętać, że klub to klub i czasami różne czynniki mają na to wpływ. A reprezentacja to reprezentacja. Bywają zawodnicy – i nie mówię, że ja takim jestem – którzy dużo lepiej grają w kadrze niż w klubie i odwrotnie. Można różnie na to spojrzeć i tyle.
Ale nie miał pan poczucia, że po tamtym sezonie można było uznać, że ze sportowego punktu widzenia w kadrze nie było miejsca dla Fabiana Drzyzgi?
– Wszystko można zawsze rozbijać na wiele elementów. Najprościej spojrzeć w tabelę i zobaczyć, kto na mojej pozycji był powołany itp. Ale to są takie głupie rzeczy tak naprawdę. Po prostu trener ma swoją wizję zespołu i tyle. On pewnie – jak zawsze w przypadku drużyn narodowych – listę powołanych musi wysłać w pewnym momencie sezonu, bo trzeba załatwić bilety i hotele. Lista nie uwzględnia tego, czy ktoś dobrze zagrał w play offach i zdobył złoto albo zajął siódme miejsce. To jest pewien proces. Nie czułem i nie czuję się gorszym zawodnikiem od rozgrywających powołanych na tegoroczny sezon reprezentacyjny.
A teraz, walcząc o klubowe trofea, może pojawiać się dodatkowa motywacja, by pokazać, że prezentuje pan poziom predysponujący do gry w reprezentacji?
– Nie mam czegoś takiego w głowie, że chcę wrócić do kadry i pokazać wszystkim, że się mylili. Albo żeby zobaczyli, że jestem najlepszy. Staram się robić swoje i skupiam się na klubie. Żeby wyniki Resovii były jak najlepsze i żebym mógł pomagać chłopakom swoją dobrą grą. Dopiero jak dostaję od dziennikarzy takie pytanie, to się nad tym zastanawiam. Nigdy przed treningiem czy meczem nie pojawia się u mnie taka myśl. To jest dla mnie zabawne, że ktoś tak może zakładać. Moją naturalną odpowiedzią jest tu, że nie myślę w taki sposób. Ale też świadomie myślę o tym, że mam dalej marzenia związane z reprezentacją. Może nigdy już nie będzie dane mi ich spełnić? Gdzieś z tym też trzeba się pogodzić. W którymś momencie kariery to zrobię. Teraz jestem zdrowy, mam chęci, mam radość i uważam, że jestem na tyle dojrzałym siatkarzem i człowiekiem, że nie ma znaczenia, czy będę drugim rozgrywającym, czy pierwszym, czy trzecim. Dla mnie zawsze reprezentacja była i jest najważniejsza, a nie indywidualni zawodnicy.
Cały wywiad Agnieszki Niedziałek w serwisie sport.pl
źródło: sport.pl