Europejskie puchary znalazły się na siatkarskim zakręcie. W kontekście rywalizacji w nich pojawia się coraz więcej problemów i wątpliwości. Czy warto je reformować? A może lepiej stworzyć zupełnie nową, europejską Superligę? Na te pytania nie ma jednoznacznej odpowiedzi, ale pewne jest, że przed CEV duże wyzwania i trudne decyzje do podjęcia.
Rywalizacja w europejskich pucharach powinna wiązać się z prestiżem, a także być szansą do wygrywania i zarabiania pieniędzy. Tymczasem w siatkówce często najcenniejszą nagrodą za zwycięstwo w nich jest satysfakcja. Od dłuższego czasu mówi się o bolączkach, które nimi targają, ale CEV niewiele robi, aby uzdrowić sytuację. Wprawdzie powróciła do formatu Final Four w Ligi Mistrzów, ale to zdecydowanie zbyt mało. Stąd też jakiś czas temu pojawił się pomysł stworzenia alternatywnych rozgrywek w postaci Euroligi. Jedni twierdzą, że uratują one klubową siatkówkę w Europie, ale według innych pogłębią one i tak już duże dysproporcje pomiędzy najsilniejszymi i najsłabszymi drużynami. Jakie jest więc najlepsze rozwiązanie, które na nowo nada blask rywalizacji w europejskich pucharach?
Europa dwóch prędkości
Z roku na rok pogłębia się przepaść między najmocniejszymi zespołami, a całą resztą stawki, która nie jest w stanie nadążyć za siatkarskimi tuzami. W efekcie mecze stały się mało ekscytujące, a czasami po prostu nudne dla kibiców, a ich wyniki są mocno przewidywalne. Szczególnie we wczesnych fazach zmagań w poszczególnych pucharach brakuje zaciętych spotkań, które zwiększałyby zainteresowanie ze strony kibiców. CEV hołduje zasadzie, zgodnie z którą rozdaje miejsca w pucharach różnym krajom, nie do końca biorąc pod uwagę ich poziom sportowy. Stąd też w Lidze Mistrzów i Mistrzyń grają zespoły z Austrii, Bułgarii, Portugalii czy Finlandii, które mają problem z wygraniem chociażby jednego spotkania. Z pewnością dużo lepiej poradziłyby sobie w słabszych rozgrywkach.
Zresztą warto spojrzeć na ich historię. W ciągu ostatnich kilku lat męskie puchary zostały zdominowane przez włoskie i polskie kluby. W Lidze Mistrzów po raz ostatni klub z innego kraju zagrał w finale w sezonie 2018/2019, a był nim rosyjski Zenit Kazań, natomiast w Pucharze CEV w sezonie 2020/2021 wygrało Dinamo Kazań. Nieco bardziej różnorodnie jest w Pucharze Challenge, bowiem nie tak dawno triumfatorami w nim były Olympiacos Pireus i Narbonne Volley. W żeńskiej rywalizacji nie ma mocnych na tureckie i włoskie kluby. Trzeba cofnąć się aż do sezonu 2017/2018, aby w finale Ligi Mistrzyń znaleźć przedstawiciela innego kraju, którym była rumuńska Alba Blaj. Lepiej wcale nie jest w pozostałych pucharach, bowiem Puchar CEV klub z innego kraju wygrał w sezonie 2016/2017 (Dinamo Kazań), a Puchar Challenge w sezonie 2017/2018 (Olympiacos Pireus). Łatwo więc wyciągnąć wniosek, że dla dobra europejskiej rywalizacji warto byłoby więc zmienić zasady i do Ligi Mistrzów dopuścić więcej włoskich, polskich, tureckich, może francuskich czy niemieckich zespołów, w Pucharze CEV dać szansę na sukces drużynom z Belgii, Bułgarii, Czech, Rumunii, Serbii, Hiszpanii, Grecji, etc, a w Pucharze Challenge niech walczą zespoły z najsłabszych lig siatkarskich (Cypr, Macedonia, Kosowo, Bośnia i Hercegowina, Słowacja, Dania).
Śmieszne pieniądze
Nie jest też tajemnicą, że siatkarskim klubom nie opłaca się grać w europejskich pucharach. Nie ma co odnosić się do piłkarskiej Ligi Mistrzów, za wygranie której drużyna otrzymuje 20 milionów euro, ale nawet w koszykówce czy piłce ręcznej pieniądze są dużo większe. Triumfator Euroligi otrzymuje 1,8 miliona euro, a najlepszy zespół handballowej Ligi Mistrzów może liczyć na milion euro. Tymczasem w siatkarskiej Lidze Mistrzów udział zaczyna się bilansować dopiero na etapie półfinałów. Za zwycięstwo w tych rozgrywkach drużyna otrzymuje 500 tysięcy euro, a drugi z finalistów o połowę mniejszą kwotę. Jeszcze gorzej jest w pozostałych pucharach. Za wygranie Pucharu CEV w poprzednim sezonie Asseco Resovia Rzeszów uzyskała 80 tysięcy euro, a za sukces w Pucharze Challenge PGE Projekt Warszawa zainkasował 50 tysięcy euro. Nie są to pieniądze, które rzucałyby na kolana, tym bardziej, że kluby muszą uiszczać opłaty do CEV za udział w każdej kolejnej fazie zmagań,a także opłacać przeloty czy zakwaterowania.
Siatkarska Euroliga
Najmocniejsze kluby w Europie coraz głośniej zaczynają buntować się przeciwko marazmowi, który zapanował w europejskich pucharach. Już od pewnego czasu mówi się o możliwości stworzenia alternatywnych rozgrywek, czerpiąc wzorce choćby z koszykarskich parkietów. Mowa o utworzeniu siatkarskiej Euroligi, w której grałyby najlepsze kluby Starego Kontynentu. Takie rozwiązanie sprawiłoby, że najsilniejsze kluby grałyby ze sobą przez cały sezon. Dzięki temu byłoby mnóstwo ciekawych spotkań. To z kolei wpłynęłoby na większe zainteresowanie ze strony kibiców, a także mogłoby mieć przełożenie na więcej pieniędzy z umów telewizyjnych i od sponsorów, które trafiałyby do klubowych kieszeni.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest to idealne rozwiązanie, ale nie ma co ukrywać, że nie jest łatwo stworzyć coś od podstaw. Może lepiej więc skupić się na reformie tego, co już istnieje? Naprawienie europejskich pucharów jest możliwe, ale wymagało będzie sporej determinacji ze strony Roko Sikiricia i zarządu CEV, tym bardziej, że może nastąpić konflikt interesów. Wszak po ostatnich wyborach w istotnych strukturach CEV lwią część stanowisk objęli przedstawiciele z krajów, w których siatkówka nie stoi na najwyższym poziomie. W związku z tym wcale nie muszą palić się do tego, by poprzeć rozwiązania dążące ku temu, by Liga Mistrzów stała się produktem prestiżowym. Wszak trzeba byłoby z niej wyeliminować kilka najsłabszych nacji siatkarskich, zwiększyć pulę nagród, poprawić kilka kwestii organizacyjnych (chociażby taką, by na meczach w Polsce sędziowali arbitrzy z sąsiednich krajów, a nie z drugiego krańca Europy), a także być może zmienić format rozgrywek. Da się to zrobić, ale czy obecne władze CEV są do tego zdolne?
Czy będą zmiany?
Oczywiste jest, że europejska siatkówka potrzebuje zmian. Obecny system rywalizacji w europejskich pucharach nie funkcjonuje bowiem tak dobrze, jak powinien. Otwarte jednak pozostaje pytanie – czy postawić na ewolucję, czy na rewolucję? Jeśli w najbliższych miesiącach CEV nie podejmie istotnych decyzji związanych z reformą europejskich pucharów, to niewykluczone, że jeszcze bardziej nasilą się tendencje związane z chęcią utworzenia całkiem nowych, prestiżowych rozgrywek dla siatkarskiej śmietanki w Europie.