Dla reprezentacji Francji siatkarzy obóz w japońskiej Okinawie jest ostatnim etapem przygotowań do igrzysk olimpijskich. Francuzi mocno trenują, by osiągnąć jak najlepszy rezultat, chociaż póki co nie myślą o medalach, ale o pierwszym meczu z kadrą USA. – Od razu trzeba wyjść i walczyć. Wiemy, że każdy set, każdy punkt może zadecydować o wyjściu z grupy – podkreślił przyjmujący francuskiej kadry, Earvin N’Gapeth.
Jak przebiegają wasze przygotowania w Okinawie?
Earvin N’Gapeth: – Naprawdę dobrze! Warunki są super, osoby, które zajmowały się organizacją tego etapu przygotowań bardzo dobrze się spisały. Hotel i personel są znakomici, chociaż nie możemy ruszać się poza bazę noclegową i ośrodek treningowy. Czas już się jednak trochę dłuży i im bliżej igrzysk tym bardziej jesteśmy zniecierpliwieni. Rano 19 lipca wyjeżdżamy do Tokio, gdzie zameldujemy się w wiosce olimpijskiej.
Nad czym szczególnie pracujecie na treningach?
– Na tym etapie przygotowań trochę zmniejszyliśmy obciążenia na siłowni, dużo gramy, żeby wejść w odpowiedni rytm, ponieważ nie rozgrywaliśmy meczów towarzyskich. Dopracowujemy szczegóły, systemy gry. Wreszcie przypomina to nasze typowe przygotowania do wielkich turniejów, z wyjątkiem tego, że nie mamy zaplanowanego żadnego spotkania przed rozpoczęciem rozgrywek.
Tak szczególne warunki sprawiają, że macie wrażenie, jakbyście wcale nie brali udziału w igrzyskach olimpijskich?
– Nie, bo tak naprawdę od roku gramy już bez kibiców, często jesteśmy testowani, cały czas nosimy maski, gramy w bańkach i przyzwyczailiśmy się do tego, nie jest to już dla nas nic wielkiego. Jesteśmy tutaj, żeby zagrać na igrzyskach olimpijskich i żeby osiągnąć na nich jak najlepszy wynik. Staramy się nie dopuścić do tego, żeby warunki, w jakich tu jesteśmy, nas rozpraszały.
Pierwszy mecz rozegracie już za tydzień z reprezentacją USA, zaczynacie już odczuwać presję zbliżających się igrzysk?
– Jeszcze nie. Tak naprawdę nie możemy się już doczekać, aż turniej się zacznie. Dużo czasu spędziliśmy w bańce we Włoszech podczas Ligi Narodów, niedługo potem przyjechaliśmy do bańki do Japonii. Już dwa miesiące przygotowujemy się do igrzysk i chcemy już w nich zagrać.
Zagracie na drugich igrzyskach z rzędu. Jak przyda wam się doświadczenie z Rio De Janeiro?
– Nauczyliśmy się, że w turniej od początku trzeba wejść agresywnie, a tego nam brakowało w Brazylii. Byliśmy trochę przytłoczeni przez to całe wydarzenie. Fakt, że zakwalifikowaliśmy się bardzo późno sprawił, że przede wszystkim odczuwaliśmy ulgę, że mogliśmy tam być. Myślę, że nie mieliśmy w sobie dość agresji, żeby wyjść i grać o lepszy rezultat. Teraz wiemy, że od pierwszej piłki trzeba pokazać pazury, nie ma na co czekać, nie ma czasu na powrót do rywalizacji po złym starcie. Od razu trzeba wyjść i walczyć. Wiemy, że każdy set, każdy punkt może zadecydować o wyjściu z grupy.
Pięć lat temu rozpoczynaliście turniej od meczu z trudnym przeciwnikiem – Włochami. Tak samo jest teraz z reprezentacją Stanów Zjednoczonych?
– Doskonale wiemy, że w każdym sporcie to jest naród, który żyje dla igrzysk. Tak jest też w przypadku siatkówki, często są na podium olimpijskim, rzadko przegrywają tak ważne turnieje. Wiemy, że przyjadą do Tokio gotowi i zdeterminowani, my też musimy być na tym samym poziomie, albo nawet lepsi od nich pod tymi względami, żeby wygrać ten pierwszy mecz. To pozwoli nam idealnie wejść w rozgrywki.
Laurent Tillie mówi, że na ten moment celem jest wyjście z grupy. Zgadzasz się z tym?
– Na pierwszym etapie tak. W Rio De Janeiro mieliśmy wielkie marzenia, a na końcu nic z nich nie wyszło. Dlatego musimy skupiać się na każdym meczu po kolei i traktować je tak, jakby każdy z nich był finałem. Na ten moment powiedzieliśmy sobie, że celem nadrzędnym jest wyjście z grupy.
To znaczy, że teraz nie marzycie o medalu?
– W tym momencie nie. Koncentrujemy się tylko i wyłącznie na pierwszym meczu z reprezentacją USA, ponieważ wiemy, że on pozwoli nam wejść w odpowiedni rytm i zdobyć pewność siebie jeśli wygramy. Dlatego często powtarzamy sobie nawzajem, żeby nie wybiegać myślami dalej, niż najbliższy mecz, nawet jeśli siłą rzeczy myśl o medalu czai się gdzieś w zakamarkach naszych głów. Każdy z nas, ale też pozostałe ekipy, właśnie po to tu przyjechaliśmy.
źródło: ffvb.org, opr. własne