– Na pewno nikt nie był zadowolony ze sposobu, w jaki zakończyły się rozgrywki. Byliśmy tuż przed finałem Pucharu Polski, a mocno się przygotowywaliśmy na te dwa mecze. W zasadzie całą drugą część fazy zasadniczej poświęciliśmy na budowanie formy na play-offy, bo to był nasz główny cel. Byliśmy gotowi, a to jednak nie nadeszło i to mogło podłamać psychicznie – o przedwczesnym zakończeniu sezonu , swoim pobycie w Polsce i radzeniu sobie z kwarantanną opowiada Dusan Petković.
Mimo że granice Polski były zamknięte, udało ci się dostać do Serbii podczas kwarantanny.
Dusan Petković: – Był jeden samolot, który zabierał Serbów z Rosji, ale zostało trochę miejsc wolnych. Wtedy my mogliśmy się dosiąść w Warszawie i w ten sposób ja, Milan Katić czy trener Slobodan Kovac polecieliśmy do naszej ojczyzny.
Ostatnie tygodnie były ważne dla ciebie, ale również dla twojej żony Kristiny, bo czekaliście na narodziny Savy.
– Przez 28 dni musiałem zostać sam w kwarantannie, więc trochę czekałem, by zobaczyć swoich bliskich. Chodziło o samopoczucie, bo przecież w samolocie było wiele różnych osób. Ja czułem się dobrze, więc Kristina mogła do mnie przyjechać, a dziś możemy się razem cieszyć z narodzin Savy.
Co robiłeś przez ostatnie tygodnie?
– Mieszkam w domku jednorodzinnym, więc mam ogród i to jest duży plus. Mogłem wyjść na dwór z psem, pograłem trochę na PlayStation z Milanem czy Srećko Lisinacem. Raczej nie robiłem nic specjalnego, kwarantannę spędziłem jak każdy inny człowiek.
Nie zapomniałeś o treningu?
– Oczywiście, że nie. Każdego dnia coś robię, jestem też w kontakcie z Maćkiem Michalikiem, naszym trenerem przygotowania motorycznego, który wysyła mi program ćwiczeń. Zamówiłem też trochę sprzętu, by stworzyć minisiłownię w ogrodzie. Ja za bardzo nie jestem w stanie funkcjonować bez regularnego treningu, więc jest w porządku.
Wracając do poprzedniego sezonu, PlusLiga zakończyła się przedwcześnie.
– Na pewno nikt nie był zadowolony ze sposobu, w jaki zakończyły się rozgrywki. Byliśmy tuż przed finałem Pucharu Polski, a mocno się przygotowywaliśmy na te dwa mecze. W zasadzie całą drugą część fazy zasadniczej poświęciliśmy na budowanie formy na play-offy, bo to był nasz główny cel. Byliśmy gotowi, a to jednak nie nadeszło i to mogło podłamać psychicznie. Wiesz, pracowaliśmy, by coś osiągnąć, a przez los nawet nie dostaliśmy szansy, by to zdobyć. Nie mówię, że od razu byśmy wygrali, bo jest wiele znakomitych drużyn, ale nawet nie mogliśmy o to powalczyć.
PGE Skra zakończyła rozgrywki na trzecim miejscu, ale swojego pierwszego medalu z PlusLigi nie dostałeś…
– Ale dobra informacja jest taka, że awansowaliśmy do Ligi Mistrzów. PGE Skra to zespół, który w tych rozgrywkach powinien brać udział co roku.
Jesteś zadowolony z przyjścia do PGE Skry?
– Wszystko, co wiedziałem o klubie, mieście, waszym kraju, się sprawdziło. Tak naprawdę nic mnie nie zaskoczyło. PGE Skra to jest świetnie poukładana, nie tylko siatkarsko, ale również organizacyjnie. Wszystko na plus.
A sam pobyt w Polsce?
– Polska jest bardzo przyjaznym krajem. Miałem okazję zwiedzić kilka miast i było bardzo miło. Bełchatów to mniejsza miejscowość, ale dla mnie jest OK: nie ma korków, zbyt wielu ludzi… Mam tu wszystko, czego potrzebuję do życia. To jest pozytywne i tak to odbieram.
W przyszłym sezonie nadal będziesz reprezentował PGE Skrę. Cel się nie zmieni…
– Następny sezon może być tylko lepszy. W pierwszym sezonie mieliśmy nowy sztab, musieliśmy się poznać. Teraz wszystko pójdzie tylko w lepszym kierunku. Zrobiliśmy dobrą robotę, a teraz może być jeszcze lepsza.
Wspomniałeś też o Lidze Mistrzów…
– Liga Mistrzów jest bardzo ważna. Przed nami sporo meczów i podróży. Czekamy na kalendarz. Nie ukrywam też, że nie mogę się doczekać meczów w Atlas Arenie, jeśli oczywiście tam byśmy rozgrywali nasze domowe spotkania. Grałem przeciwko PGE Skrze jakieś dziesięć lat temu w tej hali i pamiętam niesamowity doping 10 tys. kibiców. A może było ich nawet więcej?
źródło: skra.pl