– Bardzo się cieszę, że mogłem uczestniczyć w takim wydarzeniu i grać dla reprezentacji Polski, bo jest to coś wyjątkowego. Ciężko opisać słowami co się czuje, kiedy zakłada się koszulkę z orzełkiem na piersi… Każdy z nas chciał zdobyć złoto i każdy z nas zostawił wszystko, co miał w tamtym momencie na boisku – mówi Dawid Woch, środkowy reprezentacji Polski XXXI Letniej Uniwersjady w Chengdu. O wygranej w Chinach, przegranej w Bielsku-Białej i planach na sukces w Rumuni opowiada w rozmowie ze Strefą Siatkówki.
Na wstępie chcę serdecznie pogratulować sukcesu na XXXI Letniej Uniwersjadzie w Chengdu! Emocje już opadły?
Dawid Woch: – Dziękuje bardzo! Emocje już opadły, niedosyt troszkę pozostał po przegranym finale, aczkolwiek bardzo się cieszę, że mogłem uczestniczyć w takim wydarzeniu i grać dla reprezentacji Polski, bo jest to coś wyjątkowego. Ciężko opisać słowami co się czuje, kiedy zakłada się koszulkę z orzełkiem na piersi…
Trener Dariusz Luks skompletował ciekawy zespół, lecz niewiele mieliście czasu na przygotowania. Poza kilkoma zawodnikami z szerokiego składu seniorskiej reprezentacji mało kto był w treningu. Jak udało wam się tak szybko zgrać?
– Tak, to prawda. Mieliśmy bardzo mało czasu na to, żeby się ze sobą zgrać i wrócić do optymalnej dyspozycji, niemniej jednak trener Luks wybrał chłopaków, którzy poza wysokim poziomem sportowym, mieli fantastyczny charakter i myślę, że w tym tkwiła nasza siła. Każdy napędzał każdego na treningach, co przyniosło efekt w postaci medalu, a poza tym stworzyliśmy świetną atmosferę poza boiskiem. To były naprawdę wspaniałe trzy tygodnie w Chinach.
Patrząc z boku wasza droga do finału wydawała się być mimo zakrętów całkiem przyjemna… domyślam się, że nie do końca tak było. Zgodzisz się ze mną?
– Od początku narzucaliśmy przeciwnikom nasz rytm gry i to my prowadziliśmy w większości spotkań. Oczywiście mieliśmy przestoje, ale wychodziliśmy z nich obronną ręką i potrafiliśmy niwelować straty. Prawda jest jednak taka, że z każdym naszym słabszym momentem rywal się napędzał. Na szczęście nie było ich na tyle dużo, byśmy mieli problem rozstrzygać mecze na swoją korzyść.
Celem było złoto
W finale to jednak Włosi okazali się lepszym zespołem. Niedosyt na pewno pozostał, ale co według ciebie, oprócz srebrnego medalu, można nazwać waszym sukcesem?
– Oczywiście, każdy z nas chciał zdobyć złoto i każdy z nas zostawił wszystko, co miał w tamtym momencie na boisku. Niestety to nie wystarczyło. Przede wszystkim niesamowite przeżycie, cała organizacja, podróż do Chin, gra dla reprezentacji to coś niesamowitego. Dla mnie osobiście poza sukcesem sportowym najważniejsze jest to, z jakimi ludźmi miałem okazję przebywać. Nawiązaliśmy między sobą świetne relacje w zespole, ale i z żeńską reprezentacją, z którą wzajemnie się wspieraliśmy. Myślę, że jeszcze długo będziemy mieli wszyscy razem ze sobą kontakt.
Co było wasza największą siłą jako zespołu?
– Myślę, że największą naszą siłą była sportowa ambicja i dążenie do celu, bo nikogo nie trzeba było prosić się o walkę na treningu. Każdy wiedział co ma robić i po co tutaj jest.
Czy jest coś, co cię zaskoczyło podczas Uniwersjady?
– Słowami ciężko opisać organizację, bo to było coś wspaniałego. Nie miałem okazji być na igrzyskach, ale po rozmowach z olimpijczykami, którzy byli na miejscu usłyszałem, że jest lepiej niż na Igrzyskach Olimpijskich. To mówi samo za siebie. Naprawdę niezwykłe przeżycie. Ludzie w Chinach w stosunku do nas byli naprawdę bardzo mili, pomagali nam i praktycznie każdą rzecz, której potrzebowaliśmy, byli nam w stanie załatwić.
Jak to jest przegrać pierwszy mecz w barwach narodowych? W dodatku w finale… Z popularnym „złotym rocznikiem” juniorskiej siatkówki nie przegrałeś chyba żadnego meczu.
– No tak. Niestety, przegrałem swój pierwszy mecz kadrowy w życiu. Od 2013 roku zagrałem około siedemdziesięciu meczów i niestety nadeszła pierwsza porażka. Z niej postaram się wynieść jeszcze więcej niż z tych wygranych, a moje marzenie się nie zmienia i nadal będę walczył o to, żeby wystąpić kiedyś w seniorskiej kadrze.
Woch: Najbliższy rok spędzę za granicą, a później najprawdopodobniej wrócę do Polski
Zamykasz już rozdział w polskiej siatkówce, przynajmniej na ten nadchodzący sezon. Kolejny rok spędzisz w Rumunii. Skąd decyzja o przenosinach do tamtejszej ligi?
– Dokładnie tak. W nadchodzącym sezonie będę reprezentował barwy mistrza rumuńskiej ligi Arcada Galati. Skąd taka decyzja? Miało to wyglądać inaczej, aczkolwiek losy się tak potoczyły, że najbliższy rok spędzę za granicą, a później najprawdopodobniej wrócę do Polski. Mimo wszystko cieszę się, bo na pewno będę miał sporo okazji do gry w lidze, pucharze, a także w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Nigdy nie miałem okazji uczestniczyć w takich rozgrywkach, dlatego na pewno będzie to fajne doświadczenie.
Miniony rok w barwach beniaminka PlusLigi chyba nie należał do wymarzonych… Mimo to dla ciebie osobiście wyglądał całkiem dobrze — co zaowocowało powołaniem do reprezentacji na Uniwersjadę. Więcej w tym sezonie w Bielsku-Białej odnotowałeś zysków czy strat?
– Z każdego sezonu staram się wynieść jak najwięcej dobrych rzeczy. Rzeczywiście w środku i wokół klubu działo się sporo niespodziewanych rzeczy, dużo zmian zawodników oraz trenerów. Na pewno był to ciężki moment mentalnie, ale cieszę się, że jestem aktualnie w tym miejscu, w którym jestem. Na pewno będę pracował, żeby efekty były jeszcze lepsze niż dotychczas.
Czego spodziewasz się kolejnym sezonie?
– Jak zawsze – tego samego, czyli samych wygranych meczów, nowych doświadczeń, a także rozwoju. Mam nadzieję, że będziemy razem z drużyną grać w finale i zdobędziemy upragniony tytuł.
Nie obawiasz się jednak, że powrót do chociażby PlusLigi może być po sezonie w takiej lidze trudny?
– Uważam, że mimo wszystko może być łatwiejszy. Zmiana otoczenia często pomaga odświeżyć podgląd na to wszystko, dlatego patrzę na to pozytywnie.
Jakie są twoje cele na nadchodzący czas?
– Na pewno chciałbym rozegrać cały sezon w zdrowiu. Zależy mi na tym, aby móc powiedzieć po sezonie, że wszystkie cele, które sam przed sobą postawiłem, zrealizowałem.
Zobacz również:
Maciej Krysiak: To największe osiągnięcie w mojej karierze
źródło: inf. własna