Już w najbliższą sobotę, 21 września w Ostrowcu Świętokrzyskim dojdzie do meczu o Superpuchar Polski pomiędzy Lotto Chemikiem Police a BKS-em Bostik ZGO Bielsko-Biała. W długiej rozmowie ze Strefą Siatkówki Dawid Michor, trener mistrzyń Polski zapowiada nadchodzącą batalię.
pierwszy miesiąc i ostatnie wydarzenia w chemiku
Krzysztof Sarna (Strefa Siatkówki): Jak pracuje się w Chemiku Police? Jakie są trenera odczucia i wrażenia po ponad miesiącu?
Dawid Michor: – Fantastycznie. Jest to wielkie i pozytywne wyzwanie dla mnie. Szczególnie że widuję na co dzień tyle osób, które przypominają mi jeszcze stare czasy. Niedawno mieliśmy kursokonferencję trenerską i również w jej trakcie mówiłem, że to fantastyczne wrócić do tego miejsca. Wszystko, co najprzyjemniejsze, związane jest z pracą z grupą i z tym zespołem, który się poznaje. Jest sztab, który się formuje, dociera i uzupełnia. Mogę mówić tylko w superlatywach o zaangażowaniu, początku i przepracowanym pierwszym miesiącu.
Jakim wyzwaniem jest dla pana poprowadzenie klubu z ekstraklasy? W jednym z wywiadów powiedział pan, że odchodzi sporo rzeczy, jak chociażby organizacja wyjazdów, czy też obecność trenera przygotowania fizycznego.
– Może nie doprecyzowałem pewnych rzeczy w poprzednim wywiadzie. W Stężycy również miałem to szczęście, że współpracowałem ze sztabem. Może nie aż tak rozbudowanym i nie w takim wymiarze czasowym, natomiast jestem na to przygotowany i przyzwyczajony.
Na pewno było wiele rzeczy, które do tej pory pracując w mniejszym ośrodku sprawiało kłopot. Dziś, że tak powiem, to nie są moje sprawy. To sprawy sztabu ludzi, którzy się tym zajmują. Nie mówię, że z tego powodu jest mniej wyzwań, bo są po prostu inne. Człowiek może przenieść i wykorzystywać większą energię do tego, co istotne w pracy trenerskiej. Definiuję to w ten sposób.
Łatwo jest o motywację do pracy, obejmując klub seniorski. Jeszcze łatwiej jest się mocno angażować w swój rozwój trenerski. Tak naprawdę wszystko, co robię, musi być na najwyższym poziomie. Nie ma miejsca na półśrodki i na to, żeby popełniać błędy. Tak też podchodzę do swoich obowiązków i tego, jak wyobrażałem sobie pracę w ekstraklasie i jak ją w tej chwili realizuję.
Jakiej drogi byśmy nie podejmowali, zawsze na początku entuzjazm jest na tyle wielki, że niesie człowieka na pierwszych metrach. Energia, entuzjazm i emocje są na tyle pozytywne, że człowiek cieszy się każdym dniem i kładąc się spać, nie może się doczekać kolejnego dnia.
Przynajmniej oficjalnie nie zanosiło się na to, że Chemika opuści Iga Wasilewska. Jak dużą stratą dla was jest odejście tej zawodniczki?
– Wiedzieliśmy o tym od jakiegoś czasu. Przygotowaliśmy się na to. To decyzja, która nie zaskoczyła nas jak grom z jasnego nieba. Rozmawialiśmy również o ewentualnych rozwiązaniach. Wspólnie uznaliśmy, że to rzecz, na którą zgadzamy się obustronnie. Nawet jeśli bardzo mocno cenię umiejętności Igi i wiem, jaką wartością byłaby dla każdego zespołu, to z perspektywy klubu mieliśmy czas, żeby przygotować rozwiązanie, z którego jesteśmy zadowoleni. Takie rzeczy będą się zdarzały, szczególnie w sporcie. Tym razem jest to odejście spowodowane zmianą klubu, ale dobrze wiemy, że sport niesie za sobą wielkie ryzyko kontuzji. Tego typu rzeczy mogą mieć miejsce również z uwagi na inne powody. Tracimy zawodniczkę dlatego, że idzie inną drogą. Klub natomiast musi być gotowy na takie sytuacje i musi znajdować rozwiązania. Podjęliśmy decyzję, że wzmocnimy się na innych przestrzeniach i to się udało. Decyzje były podjęte na tyle dawno temu, że nie zastanawiam się nad dobrymi i złymi stronami tej sytuacji. To już nie jest czas ani moment.
Jak zatem wygląda sytuacja na środku siatki? Trwają poszukiwania czwartej środkowej, czy do nowego sezonu przystąpicie z trzema środkowymi?
– Generalnie cały czas będziemy obserwować rynek, ale to także dlatego, żeby być na bieżąco. Z jednej strony praca sztabu i klubu polega na skupieniu się na obecnym sezonie, ale także trzeba zacząć bardzo wcześnie myśleć o tym, co w przyszłości. To również należy do naszego zakresu obowiązków. Myślę, że każdy klub stara się być w tym momencie na bieżąco zarówno na przestrzeniach menadżerskich, medialnych, jak i transferowo-plotkarskich. My również będziemy się o to starali. Decyzje, które będziemy podejmować, będą oczywiście uzależnione od naszych potrzeb i możliwości.
odpływ za ocean
Iga Wasilewska udała się do Stanów Zjednoczonych. Co pan myśli o powstaniu profesjonalnej ligi za oceanem?
– Myślę, że Amerykanie i tak bardzo długo zwlekali z tym, żeby w taki sposób zająć się siatkówką. Wiele dyscyplin ma już swoje ligi zawodowe, które świetnie wyglądają. Oczywiście jestem ciekawy tego, jak to będzie wyglądało. Miałem okazję zobaczyć zapowiedź tych rozgrywek, będąc na konwencji w Stanach Zjednoczonych z końcem poprzedniego roku. Uważam, że mają ambitne plany. Jestem zainteresowany, jak im to wyjdzie, a także jak bardzo zawodowe ligi w USA zmienią układ sił w Europie i na świecie. Wiele zawodniczek będzie wylatywało.
Iga jest pierwsza, ale myślę, że nie ostatnia, Nawet jeśli miałyby przeżyć przygodę i zobaczyć jak tam jest. Wiele zawodniczek, w tym wiele znanych wylatuje współcześnie do Chin i również tam kontynuuje swoją karierę. Myślę, że trzeba być gotowym na to, że będą się otwierały atrakcyjne rynki i umieć na to reagować. Nie zastanawiam się do końca nad tym, jakie to przyniesie konsekwencje.
Wiem natomiast, że wiele młodych dziewczyn dostanie swoje szanse i być może w poprzednich latach czy układach nie było to możliwe. Natomiast dziś będzie to również perspektywa i szansa dla młodych zawodniczek. Każda zmiana przynosi coś dobrego. Nawet jeśli boimy się zmian oraz ich konsekwencji, to jestem zdania, że koniec końców przynosi to pozytywny rozwój. Tak trzeba do tego podchodzić. Być może będziemy atrakcyjniejsi dla młodszych zawodniczek przez to, że wiele doświadczonych siatkarek wyleci do Stanów Zjednoczonych i pomożemy kontynuować im studia u nas w kraju? Absolutnie nie wiem.
Przyznam się szczerze, że mam na tyle dużo obowiązków, i ważnych zadań, że nie marnuje czasu na to, żeby zastanawiać się, co słychać za oceanem i jakie perspektywy to przyniesie. Będę obserwował to, co będzie się działo, ale bez zamartwiania się i poświęcania energii, żeby przewidywać przyszłość.
Kiedy rozmawiałem z Bartkiem Dąbrowskim, przyznał, że rozumie perspektywę młodych zawodniczek, które mają okazję ukończyć studia w Stanach Zjednoczonych i nauczyć się języka. Powiedział także, że później trudno zastąpić młode zawodniczki w polskiej lidze. W jednym z ostatnich wywiadów dodał także, że to jeden z powodów, dla którego poziom ligi w najbliższym sezonie będzie niższy. Czy pan jest takiego samego zdania?
– Miałem okazję wielokrotnie rozmawiać z Bartkiem na ten temat. Zgadzamy się w wielu kwestiach, ale w wielu nie. jestem trochę bardziej liberalny, jeśli chodzi o decyzje zawodnika odnośnie swojej przyszłości bądź kariery. Nawet jeżeli liga bądź klub na tym traci, to nie można zapominać, że zawodnik musi myśleć o sobie, o swojej karierze i tym, by wykorzystać ten czas najlepiej dla siebie. Szanuję każdą decyzję zawodnika, który bierze odpowiedzialność za swoją karierę i stara się ją rozwijać tak, jak to robi.
Mam nadzieję, że ci, którzy decydują się zostać, są szczęśliwi z tego powodu, sprawia im to satysfakcję i dzięki temu mogą dać jeszcze więcej siebie. Możemy to oceniać w kategoriach tego, czy to obniża lub wzmacnia ligę, a także czy jest to dobre lub złe z perspektywy klubów.
Natomiast ja jako trener uważam, że ważne jest szczęście i samorealizacja zawodnika. Czasy, w których zawodnik powinien się poświęcić ponad wszystko dla kogoś lub czegoś minęły. Być może ktoś odbierze to bardzo kontrowersyjnie. “Ale jak to? Przecież dobro klubu jest zawsze na pierwszym miejscu”. Nadal tak uważam i nie zmieniam swojego zdania. Natomiast dobro klubu będzie na pierwszym miejscu wtedy, kiedy zawodnik, który decyduje się w nim grać, jest szczęśliwy z tego powodu, jest gotów oddać całego siebie, walczyć, a także być zaangażowanym w trening, mecz i wszystkie działania klubu. Takie zaangażowanie, serce i oddanie na rzecz klubu, kraju, organizacji wyznaję, w którym każda ze stron jest szczęśliwa i zadowolona z tego powodu.
Jeżeli mówimy o odpływie młodych zawodniczek na studia, jestem za tym, żebyśmy tworzyli warunki do tego, żeby zawodnicy nie chcieli opuszczać naszego kraju, a liga i rozgrywki były na tyle atrakcyjne, żeby zawodnik nawet nie myślał o wylocie. Chciałbym to widzieć z takiej perspektywy. Mam nadzieję, że powstanie zawodowej ligi w Stanach Zjednoczonych zmobilizuje nas wszystkich w środowisku oraz rynek do tego, że znajdziemy rozwiązania, które przebiją tę ligę w Ameryce, by to Amerykanie chcieli się do nas dostać, a my będziemy im mówić: “Nie, poczekajcie, bo mamy bardzo dobrych polskich zawodników, czy polskie zawodniczki”.
DOŚWIADCZENIE
Na ten moment doświadczonymi zawodniczkami w waszej drużynie są Agata Nowak, Martyna Grajber-Nowakowska i Dominika Pierzchała. Jak dużo wnoszą do zespołu?
– Myślę, że bardzo dużo. Przede wszystkim pomagają młodym zawodniczkom pokazać, w którą stronę należy zmierzać. Pokazują zaangażowanie i profesjonalizm, z czego jestem niezwykle zadowolony. Mimo że skład jest w dużej części bardzo młody, to liderzy nadają ton grupie, a swoją postawą wskazują kierunek. Mogę wypowiadać się tylko w superlatywach i mówić o sobie jako szczęśliwy, że mam taką mieszankę młodości i doświadczenia w takim zestawieniu. To niezwykle rozwojowe dla zespołu, ale również też dla wszystkich zawodniczek.
Czy w ataku Martyny Grajber-Nowakowskiej można przykładowo dostrzec luki, rezerwy w związku z tym, że przez ostatni sezon grała na pozycji libero, a teraz wraca na przyjęcie?
– Nie mogę tego tak ocenić, bo Martyna wygląda tak, jakby wczoraj rozegrała najlepszy turniej w reprezentacji Polski na przyjęciu. Myślę, że to jej naturalna pozycja. Trudniej pewnie było przestawić się z przyjęcia na libero niż z powrotem na przyjęcie. Jej największym atutem są cechy charakteru, to jak pracuje i jak walczy. Jest na tyle dobrą technicznie i wszechstronną zawodniczką, że na pewno poradzi sobie z każdym elementem. Wierzę, że z jej podejściem i mentalnością będzie jeszcze w stanie cały czas się poprawiać i progresować.
Widziałem również post, że trenujecie w szóstkach, ale oficjalnie ogłoszone są dwie przyjmujące. Jak zatem wygląda sytuacja kadrowa?
– Jeżeli media społecznościowe tego nie pokazały, to znaczy, że to nie istnieje (śmiech). Trenujemy w szóstkach. Z tego, co się orientuję, chyba wszystkie zawodniczki są już ogłoszone w mediach społecznościowych. Będziemy grali w ten sposób, że mamy na skrzydle cztery wszechstronne zawodniczki. To nasz pomysł na ten sezon i zespół.
W Chemiku bywało tak też wielokrotnie, że dziewczyny zmieniały pozycje i grały na różnych. To taka standardowa praktyka, która od lat się powtarza, szczególnie że mam młody zespół. Uważam, że może być na tyle wszechstronny i można z nim na tyle szeroko pracować, żeby móc z tego wybierać taktyczne rozwiązania, nie rezygnując z tego, że ktoś będzie grał na lewym czy prawym skrzydle bądź wyjdzie z przodu lub z tyłu, jeśli chodzi o przyjmujące. Jestem otwarty, żeby grać z uniwersalnymi zawodniczkami, które będą gotowe pomóc zespołowi w każdym momencie na każdej pozycji.
znajome twarze
Na pewno wewnętrznie jest pan zadowolony pozyskaniem Anny Fiedorowicz i Julii Hewelt z Wieżycy Stężyca, które pokazały się również z bardzo dobrej strony na mistrzostwach Europy do lat 20. Czy te zawodniczki, a także Eliza Ropela mają ‘papiery’ na wielkie granie w perspektywie najbliższych kilku lat?
– Myślę, że nie byłoby ich w Chemiku, gdyby nie miały takich perspektyw. To, jakimi są zawodniczkami, a także to, jakie prezentują umiejętności już teraz, sprawiło, że zdecydowaliśmy się na podpisanie z nimi kontraktów. Bardzo się cieszę, że one również czują, że mogą się rozwinąć w Chemiku i to dobre miejsce dla rozwoju. Z przyjemnością nie tylko jako trener, ale również jako osoba, która ma je bardzo blisko w sercu, obserwuję to, jak w dalszym ciągu i jaką determinacją zmierzają na szczyt. Wiem, jak rozwijały się i jakie robiły postępy. Dwa lata temu nie spodziewały się, jak daleko mogą zajść. Mam nadzieję, że nie zatrzymają się i będą bardzo dobrze wspominały to, że z takim sztabem i takim trenerem wchodzą do seniorskiego, profesjonalnego, ekstraklasowego świata.
To oczywiście olbrzymia radość, że zawodniczki, które widziałem podczas stawiania ich pierwszych kroków na salonach młodzieżowych, wchodzą aktualnie do ekstraklasy. To naprawdę coś bardzo przyjemnego, ale także pokazującego dla młodych sportowców rozpoczynających swoją przygodę, że są dla nich szanse. Trzeba tylko pracować z wielką determinacją, z sercem i nie poddawać się mimo wielu trudnych historii po drodze. Trzeba walczyć o swoje marzenia. Poprzez to, że te młode dziewczyny wchodzą do ekstraklasy, one są bardzo realne.
No właśnie. Czy pan z tyłu głowy, bądź w głębi serca jest dumny, bądź usatysfakcjonowany, że z ostatniego sezonu z Wieżycy Stężyca zadebiutują w sumie cztery zawodniczki, bo poza Anną Fiedorowicz i Julią Hewelt także Wiktoria Szewczyk i Zuzanna Maciejewicz?
– Z jednej strony bardzo się cieszę, że tyle dziewczyn znalazło swoje miejsce w elicie, a także, że będą miały szansę zweryfikować to, jak do tej pory pracowały. Uważam jednak, że czeka je również duże wyzwanie, bo gra lub trenowanie w TAURON Lidze wygląda inaczej, niż na niższych szczeblach. Nie da się tego porównać jeden do jednego. Często zdarza się tak, że rzeczy, które powtarzaliśmy młodym sportowcom, oni nie do końca w nie wierzyli i brali je jako wyrocznię. Mówiliśmy, że “Zobaczycie, że w seniorskiej siatkówce będzie inaczej, dzisiaj jeszcze możecie sobie na to pozwolić, ale później wymagania i oczekiwania będą zdecydowanie większe”. Weryfikują i sprawdzają to na własnej skórze. Wracają z informacją zwrotną, z telefonem: “Trenerze, ale trener miał rację, bo jednak jest tu jak trener mówił”, więc to tym bardziej cieszy.
Z drugiej strony jestem smutny, bo nie będzie już możliwości, żeby w Stężycy kontynuowana była taka praca, która umożliwiła tylu dziewczynom wejście na tak duży poziom. Z poprzedniego sezonu Wieżycy Stężyca do ekstraklasy trafiają cztery dziewczyny. To jest to, o czym rozmawialiśmy. Pozostałe trzy, które wyleciały do Stanów Zjednoczonych, również miałyby swoje miejsce w ekstraklasie. Generalnie dziewczyn, które dzięki pracy tego ośrodka, sztabu i klubu było i jest więcej. Na niektóre będziemy musieli poczekać, aż skończą studia. Sam jestem ciekawy, jak to będzie wyglądało, kiedy spotkają się za 4-5 lat z tymi dziewczynami, które wchodzą do seniorskiego świata, a tymi, które mam nadzieję, że poprzez Amerykę wrócą do Polski.
Czy spośród tej trójki, która wyleciała do USA któraś z nich była na pańskim celowniku, by trafić do Chemika?
– Wszystkie. Myślę, że byłaby to super sprawa, ale nie dlatego, że się znamy i byłem ich trenerem. To za sprawą tego, że są gotowe.
SUPERPUCHAR POLSKI 2024
Jak się pan czuje z tym że wchodząc do seniorskiej siatkówki pierwsze trofeum jest na wyciągnięcie ręki?
– To nie do końca jest tak, że na wyciągnięcie ręki. Z tego, co wiem, jest jeden mecz. My jeszcze nie zrobiliśmy nic, żeby wygrać. Dopiero po pierwszych akcjach będzie można powiedzieć, czy zmierzamy w kierunku wygrania superpucharu. Jedyne co mogę dodać, to że nigdy nie przegrałem meczu o Superpuchar Polski. To pozytywna informacja (śmiech). Z takim nastawieniem będę przystępował do tego meczu. Jest to oczywiście fajna historia, że człowiek zaczyna swoją seniorską, profesjonalną przygodę z siatkówką już od meczu o coś, choć w moim mniemaniu i w mojej mentalności i w tym, co powtarzam dziewczynom, dla nas nie będzie meczów o nic w tym sezonie. Bez względu na to, czy to będzie mecz o superpuchar, puchar czy ligowe punkty to dla nas za każdym razem jest to mecz o wszystko.
Czy sprzyja wam rola underdoga?
– Kto powiedział, że jesteśmy underdogiem (śmiech)? Myślę, że nie przywiązuję nawet wagi do tego, jaką spełniamy rolę. Wychodzimy do walki i to jest tylko jeden mecz. Piłki będą latały w górze i jeżeli będziemy mieli w sobie na tyle dużo odwagi, umiejętności i pewności siebie, to będziemy potrafili wygrywać pojedyncze akcje. Jeśli będziemy potrafili wygrywać pojedyncze akcje, to może i sety, a mam nadzieję, że i mecz. Nie zastanawiam się nad przebiegiem i scenariuszem. Jedyne, co chcę zrobić to przygotować jak najlepiej zespół pod względem technicznym, fizycznym i taktycznym. Mamy już trochę materiałów. Zresztą BKS również będzie w ten sposób przygotowany.
Tego typu mecze rządzą się trochę swoimi prawami. Każdy błąd kosztuje troszeczkę więcej emocji. Liczę na to, że będzie to spotkanie, w którym emocji będzie bardzo dużo. Sam jestem ciekaw, jak debiutujące dziewczyny sobie poradzą. Przede wszystkim będziemy chcieli zagrać bardzo odważnie, bo superpucharu się nie gra, jego się wygrywa. Takie podejście będzie nam przyświecać, będziemy chcieli zaryzykować po prostu o zwycięstwo.
Jak rozgraniczyć i oddzielić ostatnie lata sukcesów i mistrzostw rok w rok, a tym, że kibice będą musieli przywyknąć tym razem do innych rezultatów?
– Mam nadzieję, że kibice nie będą musieli przywyknąć do innych rezultatów. Liczę, że mimo wszystko postaramy się zrobić wszystko, co w naszej mocy, by była satysfakcja zarówno ze strony kibiców, jak i żebyśmy sami byli usatysfakcjonowani. Nie wiem, czy można to w jakiś sposób porównywać. Nie każdy dzień i nie każdy rok są takie same. Nie każdy sezon jest taki sam, co nie zmienia faktu, że będziemy z równie wielkim zaangażowaniem, sercem i wkładając w to całą swoją wiedzę oraz umiejętności pracować na to, żeby Chemik Police zdobywał kolejne trofea i liczył się w świecie siatkówki.
W sporcie tak jest, że bez względu na to, jak wiele razy dogonisz króliczka, musisz go znowu gonić na drugi dzień. My zaczynamy, nawet jeśli z inną historią przygotowań i budowania zespołu w tym sezonie, nadal jesteśmy w tej zabawie, która nazywa się profesjonalną siatkówką. Nadal realizujemy marzenia. Nie ma takiej ilości tytułów, które możesz zdobyć i zdobyłeś, a których nie możesz pobić. Też tak do tego podchodzę. Czasami zajmie to więcej czasu. Inne kluby, mimo iż z takim samym zaangażowanie, zapałem i możliwościami dążyły do tego, żeby zdobyć mistrzostwo Polski i nie zdobywały go i tak naprawdę do kolejnego sezonu podchodziły z tym samym nastawieniem.
Kompletnie odrzucam od siebie myśl o tym, jak będzie. Będzie tak, jak na to zapracujemy i jak sobie wywalczymy na boisku. Z tego, co pamiętam, nie rozdano jeszcze medali za sezon 2024/2025. A jak będą rozdawali, to chciałbym się również tam znaleźć.
Chyba fajną sprawą w meczu o Superpuchar Polski z BKS-em będzie to, że po drugiej stronie siatki zadebiutuje Wiktoria Szewczyk.
– Oczywiście. To będzie dodatkowy smaczek. Fajnie będzie się zobaczyć. Wiele znajomych twarzy znajdzie się po drugiej stronie. Natomiast ostatni sezon z Wiktorią, w którym zdobyliśmy dwa złote medale w Wieżycy Stężyca to wyjątkowe okoliczności. Bardzo cieszę się z tego, że się spotkamy oraz że mamy okazję rozpocząć nowy sezon od takiego wydarzenia, jakim jest Superpuchar Polski.
Spoglądając na obydwóch trenerów, widzę bardzo ambitnych gości. Z jednej strony Bartek Piekarczyk, który co roku lata za granicę i podpatruje innych trenerów. Z drugiej strony pan, który jest po drugiej stronie burty, organizując chociażby kursy licencyjne czy szkolenia.
– To także bardzo duża przyjemność móc w pierwszym meczu spotkać się z Bartkiem Piekarczykiem. To trener, który fantastycznie realizuje pomysł na siebie, na karierę i jest konsekwentny. Bardzo go cenię, a także jego determinację, z którą zdobywa wiedzę. Może być wzorem do naśladowania dla wielu trenerów, szczególnie tych, którzy marzą, żeby spełnić marzenie, jakim jest prowadzić klub z ekstraklasy. To wielki zaszczyt. Mam nadzieję, że po meczu bądź w jego okolicach będzie okazja, żeby wymienić się kilkoma doświadczeniami i porozmawiać. Zresztą z Bartkiem jesteśmy co jakiś czas w kontakcie telefonicznym. Zawsze jest otwarty, żeby podzielić się swoimi spostrzeżeniami. To będzie super okazja, żeby się pobić z trenerem, którego też bardzo cenię i szanuję.
Być może zabrzmię nieco infantylnie, ale czy myśli pan, że większe znaczenie w tym spotkaniu może mieć myśl szkoleniowa któregoś z was, czy jednak wszystko rozstrzygać się będzie w oparciu o umiejętności zawodniczek?
– W tym miejscu bawimy się już trochę we Wróżbitę Macieja. Ciężko jest przewidywać, co będzie decydowało. Koniec końców każdy z elementów po trochu będzie decydował. Bądź co bądź, któryś z zespołów musi skończyć piłkę meczową. Chyba to będzie najważniejsze.
Ostatnio tłumaczył pan zawodniczkom, jak skutecznie blokować. Do Kertu Laak po tym, co pokazała w ostatnim sezonie, zapewne będziecie skakać w ciemno?
– Pomysł był taki, żebyśmy skakali w czwórkę, ale libero prosiła, żeby nie skakać na takim poziomie (śmiech). Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, nie tylko blokiem, ale wszystkimi elementami, żeby zatrzymać nie tylko atakującą BKS-u, ale również wszystkie zawodniczki. Na każdej pozycji są tam klasowe siatkarki. Wiemy, że to nie przypadek, że zagrają o Superpuchar Polski i że w ostatnim sezonie zajęły wysokie, 3. miejsce. To zespół, który będzie grał w Lidze Mistrzyń. Jest się z kim bić i jest kogo zatrzymywać.
Wyświetl ten post na Instagramie
Jak na ten moment stoicie z zagrywką? Zmierzycie się z zespołem, który był najlepiej zagrywającym w ostatnich rozgrywkach.
– Generalnie przebijamy (śmiech). W dodatku staramy się, żeby trudno przebijać i grać trudno taktycznie, a w dodatku na tyle ostro, żeby trudno było nas przyjąć.
Jakie są pana wrażenia po pierwszych sparingach, a więc wygranej z Pałacem Bydgoszcz i remisie z MKS-em Kalisz?
– Remisem byłem najbardziej zaskoczony, bo nie spodziewałem się, że w siatkówce mogą być remisy. Natomiast jeśli chodzi o wyniki w okresie przygotowawczym, to nie mają one dla mnie kompletnie żadnego znaczenia. Bardziej interesuje mnie, czy to, nad czym pracujemy, jest poprawiane albo czy jest jeszcze przestrzeń, do tego, żeby w dalszym ciągu poprawiać. Ostatnio mieliśmy okazję do tego, żeby zweryfikować swoje plany i zweryfikować to, nad czym powinniśmy jeszcze w znacznym stopniu pracować.
Myślę, że jeszcze długo będziemy rozwiązywać problemy, które będziemy mieli. Wiele zespołów będzie obnażało nasze słabości. To coś, co dotyczy każdego z zespołów. Nie przywiązujemy wagi do wyników, a raczej do jakości gry i szukania elementów, którym powinniśmy poświęcić jeszcze więcej uwagi.
Czy w pana głowie jest już pierwsza szóstka, czy jednak droga do pierwszego składu nadal jest otwarta?
– Nawet jeśli klarują się liderzy w jakichś elementach i sytuacjach, to sezon jest na tyle długi, że będę podejmował decyzję o meczowym składzie w oparciu o dyspozycję i formę, a także tego, co będzie dla nas najlepsze w perspektywie rywala, z którym będziemy się mierzyć. Mam nadzieję, że będziemy też na tyle przygotowani na to, żeby każda z dziewczyn mogła w każdej chwili wejść, zmienić i wspierać siebie nawzajem bez względu na to, czy zacznie w pierwszej szóstce, czy w drugim składzie. Absolutnie nie zakładam z góry jakiejś szóstki. Nie chciałbym powiedzieć zbyt dużo przed superpucharem, bo będą oglądać, a trochę mieszamy składem, więc może zaskoczymy rywala w pierwszym secie (śmiech).
Jak pan zapatruje się na kontakty z mediami i dziennikarzami?
– Jestem nastawiony bardzo sceptycznie. W ogóle nie chciałbym się za bardzo kontaktować z mediami (śmiech). Uważam, że dzisiejszy świat wymaga tego, żeby mieć dobre relacje. Każdy z nas ma swoją pracę do wykonania. Nie będzie rozwoju sportu bez mediów. Trzeba to rozumieć. Osobiście jestem bardzo otwarty. Pewnie będą sytuacje, w których będą trudne pytania, czy gęsta atmosfera, w której będzie trzeba mimo wszystko udzielić jakiejś odpowiedzi. Nie wyobrażam sobie nie brać odpowiedzialności czy też nie współpracować z mediami społecznościowymi. Dziękuję za wyrozumiałość, że nasz wywiad przeciągnął się czasowo. Proszę mi wybaczyć, bo obowiązków jest naprawdę dużo. Gdybym nie odbierał, nie oddzwaniał, nie odpisywał, to jest to sygnał wysyłany do wszystkich mediów, że na pewno w końcu dam odpowiedź.
Zobacz również:
Marcin Wojtowicz: BKS faworytem w meczu o Superpuchar
źródło: inf. własna