Efektownym, niespodziewanym zwycięstwem z Grupą Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 3:2 pożegnali ten rok przed własną publicznością siatkarze LUK Lublin. – To ogromna satysfakcja wygrać z najbardziej utytułowanym zespołem nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Wierzyliśmy w taką możliwość, więc jest to dla nas wielkie święto i nagroda za ciężką pracę na treningach – mówił po meczu trener lublinian, Dariusz Daszkiewicz.
– Był to bardzo dobry mecz, w którym zwłaszcza w pierwszym secie dużo było zmian prowadzenia. Nie szukamy usprawiedliwienia, bo przeciwnicy wygrali zasłużenie, za co trzeba im pogratulować – skwitował porażkę ZAKSY w Lublinie Aleksander Śliwka, kapitan mistrza Polski.
Zadowolenia nie kryli lublinianie gorąco przez całe spotkanie wspierani przez ponad trzytysięczną publiczność. – To ogromna satysfakcja wygrać z najbardziej utytułowanym zespołem nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Wierzyliśmy w taką możliwość, więc jest to dla nas wielkie święto i nagroda za ciężką pracę na treningach. Jestem dumny z naszej postawy, bo zaprezentowaliśmy naprawdę wysoki poziom i na to zwycięstwo zapracował cały zespół, w którym nie było słabych punktów. Po znakomitym pierwszym secie mieliśmy słabsze momenty, ale wróciliśmy do gry w końcówce trzeciego seta starając się rozwiązywać problemy nie tylko silnymi atakami – powiedział trener LUK Lublin Dariusz Daszkiewicz.
– Wynik 39:37 rzadko spotyka się na siatkarskich boiskach, ale to nie jest mój rekord życiowy – podkreśla trener Daszkiewicz. – W czwartym secie piątego meczu ówczesnej mojej drużyny Farta Kielce z Gdańskiem o awans do PlusLigi było 42:40. Naszym zawodnikiem był wtedy m.in. Adrian Staszewski, który we wtorkowy wieczór grał po drugiej stronie siatki. W tym maratońskim pierwszym secie z Grupą Azoty ZAKSĄ była fajna gra z obu stron. Co prawda moi zawodnicy zepsuli siedem zagrywek, ale punkty zdobywało przede wszystkim po siatkarskich akcjach – mówił szkoleniowiec.
LUK Lublin z ośmiona zwycięstwami i dziewięcioma porażkami zajmuje jedenaste miejsce z niewielką stratą do ósmej PGE Skry Bełchatów. – Zaczęliśmy sezon źle. Przegraliśmy sześć meczów. Wielu naszych zawodników miało problemy ze zdrowiem m.in. Mateusz Malinowski nominalnie pierwszy atakujący. Były mecze w których musieliśmy grać na trzech przyjmujących. Praktycznie każdy z zawodników z podstawowego składu wypadał z gry w trakcie tego sezonu – tłumaczy Dariusz Daszkiewicz.
– Było to fajne zakończenie tego roku przed własnymi kibicami zwłaszcza, że początek rozgrywek, kiedy trapieni byliśmy kontuzjami był dla nas trudny. Nasza dyspozycja też falowała, bo ostatnio w Bełchatowie nie potrafiliśmy wygrać ani jednego seta, a teraz pokonaliśmy zwycięzcę Ligi Mistrzów – dodał Wojciech Włodarczyk, kapitan lubelskiej drużyny.
źródło: plusliga.pl, Polsat Sport