– Przegrywając tylko jednego seta w całym turnieju, pokazaliśmy, że potrafimy grać w siatkówkę i udowodniliśmy swoją wyższość nad rywalami. Po prostu zagraliśmy świetny turniej – powiedział Daniel Popiela, środkowy akademickiej reprezentacji Polski, która wygrała Uniwersjadę w Berlinie.
Polacy czekali na to 34 lata
Poprawiliście wynik kolegów sprzed dwóch lat, wygrywając Uniwersjadę w Berlinie. Jak smakuje ten sukces?
Daniel Popiela: Ten sukces smakuje bardzo dobrze. Poprawiliśmy wynik z Chengdu. Wygraliśmy Uniwersjadę i to jest dla nas najważniejsze. Z tego, co wiem, jest to pierwsza wygrana siatkarzy w tym turnieju od 34 lat. Jesteśmy z tego bardzo dumni. Dla każdego z nas jest to bardzo duże osiągnięcie.
Finał był bardzo jednostronnym widowiskiem. Brazylijczycy zupełnie wam się nie postawili. A może to wy po prostu nie pozwoliliście im rozwinąć skrzydeł?
– Nie pozwoliliśmy rywalom wejść na odpowiednie obroty. Od początku narzuciliśmy im swój rytm gry. To był nasz świetny mecz. Niezależnie od tego, kto byłby po drugiej stronie siatki, to i tak byśmy ten mecz wygrali. W ostatnich dniach uniwersjady byliśmy najlepsi. Udowadnialiśmy to na boisku, broniąc piłki, których wcześniej trudno byłoby nam obronić. Byliśmy jedną wielką rodziną, co na pewno też pozwoliło nam zdobyć ten złoty medal.
Szli jak burza
W całym turnieju straciliście tylko jednego seta. To chyba też pokazuje waszą dominację nad rywalami?
– Zdecydowanie tak. Przegrywając tylko jednego seta w całym turnieju, pokazaliśmy, że potrafimy grać w siatkówkę i udowodniliśmy swoją wyższość nad rywalami. Po prostu zagraliśmy świetny turniej, który zwieńczyliśmy złotym medalem.
Rozpędzaliście się z meczu na mecz?
– Tak. Było to bardzo widoczne. Zmagania grupowe oraz spotkanie ćwierćfinałowe nie były takie, jak byśmy chcieli. Szczególnie w meczu z Tajwanem mieliśmy trochę pod górkę, bo popełniliśmy trochę błędów i mieliśmy sporo niewykorzystanych szans. Rywale zaczęli podbijać nas w ataku, a nam było coraz ciężej ich przełamać, ale wygraliśmy 3:1. Wcześniej w fazie grupowej jeszcze się docieraliśmy, bo przecież byliśmy nowo stworzoną grupą, która pracowała ze sobą od trzech tygodni. Ale już w półfinale i w finale zagraliśmy koncertowo. Wyniki w tych spotkaniach mówią same za siebie.
A trudno było zbudować tę grupę i znaleźć nić porozumienia na boisku w tak krótkim czasie?
– Na pewno nie było łatwo, tym bardziej, że kilku z nas trenowało jeszcze z chłopakami w Spale, więc nie mieliśmy całych trzech tygodni na przygotowania. Dołączyliśmy do tej grupy tak naprawdę na półtora tygodnia przed wyjazdem do Berlina. Mówię o mnie, Antku Kwasigrochu, Jordanie Zaleszczyku czy Sewerynie Lipińskim. Z tego powodu trudniej było nam się zgrać i zrozumieć się na boisku bez słów, ale na szczęście daliśmy radę. Nie był to łatwy turniej, bo trener wybrał 12 chłopaków i w 3 tygodnie tak musiał poskładać drużynę, żeby mogła ona zdobyć złoty medal.
Reprezentacyjny debiut
Dla pana był to debiut w koszulce z orzełkiem na piersi.
– Faktycznie, dla mnie to był debiut. Chyba lepiej sobie go nie mogłem wymarzyć, bo było mi dane grać i wygrać ten turniej. Mam nadzieję, że ta koszulka nie będzie mnie opuszczała w kolejnych latach.
Przed początkiem przygotowań do sezonu ligowego będzie chwila na złapanie oddechu?
– Będę miał chwilę na oddech. Wróciłem do domu rodzinnego na kilka dni. Może jeszcze zahaczę jakiś lekko wakacyjny kierunek, a później ruszę z przygotowaniami do sezonu, które zaczną się za niespełna 3 tygodnie.
A sukces osiągnięty na uniwersjadzie napędzi pana do pracy w sezonie ligowym?
– Na pewno tak. Cały czas się ogrywam i zbieram doświadczenie. Staram się je łapać garściami, żeby być coraz lepszym zawodnikiem. Bardzo ważne jest to, aby grać, pokazywać się i czuć boisko, bo wiadomo, że inaczej się człowiek odnajduje, kiedy gra, a inaczej, kiedy nie gra. Cieszę się, że miałem okazję znaleźć się w tej reprezentacji i zagrać na uniwersjadzie.
Zobacz również:
Uniwersjada. W finale bez zaskoczenia, gospodynie bez medalu