Polscy juniorzy pod wodzą Daniela Plińskiego przed szansą zdobycia medalu mistrzostw świata. W sobotę zagrają z Włochami. – Wychodzi na to, że byliśmy dobraną i mocną grupą. Każdy poszedł swoją drogą, ale dokładamy swoje cegiełki do sukcesów polskiej siatkówki – mówi Pliński.
W 2006 roku pod wodzą Raula Lozano zdobyli wicemistrzostwo świata, sięgając po pierwszy medal dla Polski po wielu latach posuchy. Piętnaście lat później zawodnicy tamtego zespołu odnoszą sukcesy w nowych rolach. Kilkanaście dni temu Michał Bąkiewicz poprowadził kadrę U–19 do złota mistrzostw świata, a w poniedziałek Sebastian Świderski został wybrany na prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej. O Michale Winiarskim mówi się jako o potencjalnym asystencie nowego trenera seniorskiej reprezentacji Polski.
Teraz swoje pięć minut ma kolejny zawodnik z drużyny Lozano, czyli Daniel Pliński. – Wychodzi na to, że byliśmy dobraną i mocną grupą. Każdy poszedł swoją drogą, ale dokładamy swoje cegiełki do sukcesów polskiej siatkówki – mówi Pliński.
Pod wodzą byłego środkowego reprezentacja Polski juniorów, mimo porażki 1:3 (23:25, 25:17, 18:25, 20:25) w ostatnim meczu grupowym z Rosją, awansowała do półfinału mistrzostw świata i w sobotę zmierzy się w Cagliari z Włochami. Faworytem będą rywale, którzy nie przegrali jeszcze meczu w tym turnieju, ale biało-czerwoni się nie poddają. – Ta grupa wiekowa jest bardzo utalentowana, ale do tej pory nigdy nie była w czwórce wielkiej imprezy. Teraz chcemy być jak Słowenia w meczu z Polską w seniorskich mistrzostwach Europy i pokonać faworyta – mówi nam „Plina”. Kłopotów Polakom nie brakuje. – W pierwszym secie meczu z Bułgarią nasz lider Michał Gierżot skręcił staw skokowy i do końca turnieju już nie zagra. To, przy zachowaniu proporcji, tak jakby kadra seniorów straciła Wilfredo Leona. Mimo tych kłopotów pokonaliśmy Bułgarów i awansowaliśmy do czołowej czwórki, a ja jestem z tych chłopaków dumny – mówi Pliński.
– Łatwo w tym turnieju nie mamy, bo w ciągu siedmiu dni musieliśmy rozegrać sześć spotkań. Po meczu z Bułgarami dopiero o 22 byliśmy w hotelu, a następnego dnia o 13 już graliśmy z Rosją. I niewiele brakowało, żebyśmy objęli w tym meczu prowadzenie 2:0, bo pierwszego seta przegraliśmy minimalnie. Teraz czeka nas jeszcze lot do Italii. Nasi rywale od początku grają w Cagliari i doskonale znają halę. Oni są faworytem, ale my nie powiedzieliśmy ostatniego słowa. Wszystko jest w naszych rękach i głowach, a przeciwności nas wzmacniają – mówi „Plina”.
źródło: Przegląd Sportowy