Kandydatów na selekcjonera reprezentacji Polski nie brakuje, ale w tym gronie nie będzie Daniela Castellaniego. Argentyński trener portalowi sport.se.pl wyjaśnił, że chodzi nie o jego ewentualne chęci, tylko o sposób wyboru. Jego zdaniem w zasadzie… wszystko zostało już zdecydowane.- Powiem tak, ja nawet byłbym otwarty, ale proszę spojrzeć: przecież najpierw publicznie padły nazwiska faworytów, Nikoli Grbicia i Michała Winiarskiego, a dopiero potem ogłoszono konkurs – tłumaczył Castellani.
Daniel Castellani rozpoczął pracę w Polsce w 2006 roku i przez trzy sezony pracował w PGE Skrze Bełchatów, zdobywając z nią seryjnie tytuły mistrza Polski i trzecie miejsce w Lidze Mistrzów. Potem wracał jeszcze do PlusLigi, by obejmować posady klubowe, chociażby w ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle. Sukcesy klubowe z bełchatowianami otworzyły mu drogę do kadry mężczyzn. Został następcą Raula Lozano w reprezentacji Polski siatkarzy. Jego przygoda trenerska z biało-czerwoną kadrą była krótka. Już w pierwszym roku swojej pracy zdobył złoty medal mistrzostw Europy 2009. Po tym jak w 2010 roku Polacy pod jego wodzą zaliczyli fatalny występ w mistrzostwach świata, pożegnał się z kadrą.
Jak zapowiedział Daniel Castellani, nie zamierza brać udziału w konkursie na nowego selekcjonera. – Powiem tak, ja nawet byłbym otwarty, ale proszę spojrzeć: przecież najpierw publicznie padły nazwiska faworytów, Nikoli Grbicia i Michała Winiarskiego, a dopiero potem ogłoszono konkurs – tłumaczył Castellani. – Czyli tak: niby teoretycznie każdy może spróbować, ale ja jakoś w to nie wierzę.
Argentyńczyk, który aktualnie pracuje w tureckim klubie uważa, że wszystko zostało już zdecydowane. – Moim zdaniem to wszystko, co się dzieje jasno wskazuje na to, jaką drogą podąży związek. Konkurs, owszem, formalnie się odbędzie, tylko że federacja ma już jasny pomysł na to, kogo naprawdę chce. Teraz poczekają na zgłoszenia, przeprowadzą jakieś rozmowy i dyskusje w trakcie konkursu, bla, bla, bla, ale uważam, że związek już wskazał na to, co naprawdę zamierza zrobić. Padły w publicznej debacie dwa mocne nazwiska i to są faworyci, wokół których to się rozstrzygnie. Czyli niby jest konkurs, ale bardziej na papierze. I żeby wszystko było jasne: uważam kandydatury, które padły, za bardzo dobre. Mówię tylko o samej procedurze, ona w mojej opinii jest spektaklem dla mediów, a nie realistycznym wyborem pretendentów – podsumował Daniel Castellani.
źródło: sport.se.pl