Od zwycięstwa w Lidze Narodów z Francją biało-czerwoni rozpoczęli swoją złotą drogę w tym sezonie kadrowym. Reprezentacja Polski miała słabsze momenty, gorsze mecze, ale w najważniejszych chwilach nie zawodziła i dostarczyła kibicom ogrom pozytywnych emocji. Trudno więc podsumować ten sezon kadrowy inaczej niż na piątkę z dużym plusem. Dlaczego nie szóstkę? Bo w siatkówkę nie da się zagrać idealnie.
Rozchwiany początek
Porażka z Serbią oraz Stanami Zjednoczonymi w Lidze Narodów nie przynoszą polskiej kadrze wstydu. Nikola Grbić od samego początku mądrze zarządzał swoimi zasobami ludzkimi. Swoje szanse na przestrzeni całego sezonu dostało wielu kadrowiczów, pewnie byłoby ich więcej, gdyby na przykład kontuzji przed wylotem na pierwszy turniej Ligi Narodów nie doznał Michał Gierżot.
To, ani inne urazy, które zdarzały się biało-czerwonej ekipie, jak te Bartosza Kurka czy Mateusza Bieńka, nie przeszkodziły w osiągnięciu maksimum. – Chcę, żebyśmy podnieśli swój poziom, chciałbym, żeby zawodnicy byli lepsi w rozumieniu systemu, w komunikacji, w poszukiwaniu odpowiednich rozwiązań, chciałbym również, żeby byli bardziej dokładni w bloku oraz w obronie. Jest więc wiele tematów, które chciałbym, aby uległy poprawie. Łatwo jest powiedzieć, że jedziemy tam po to, żeby wygrywać. W moim programie jest to, żeby mój zespół był lepszy każdego kolejnego dnia, im więcej czasu upłynie, tym my będziemy lepsi – mówił trener biało-czerwonych przed pierwszymi oficjalnymi meczami w Lidze Narodów.
Praca, praca i więcej pracy
To pokazuje, że Grbić od samego początku stawiał na rozwój. I tak właśnie prowadził swoją drużynę. Przygotował ją najlepiej na kluczowe momenty – finał Ligi Narodów, fazę pucharową mistrzostw Europy oraz olimpijskie kwalifikacje. Owszem, widać było, że w tym ostatnim turnieju Polacy mieli już w nogach sporo meczów, ale pomimo wszystko z Chin wyjechali nie tylko z olimpijską kwalifikacją, ale także rekordem liczby wygranych spotkań z rzędu.
Chociaż Polacy triumfowali już w pierwszym tegorocznym turnieju – zdobyli złoto Ligi Narodów, to nie spoczęli na laurach. W przerwie pomiędzy zwycięstwem w Gdańsku i rozpoczęciem mistrzostw Europy nie próżnował sztab szkoleniowy, a potem siatkarze.
Warto jednak zwrócić uwagę na to, co zawodnicy i sztab podkreślali w trakcie mistrzostw Europy. O ciężkiej pracy, którą wykonał każdy członek narodowej drużyny. Intensywne zgrupowanie w Zakopanem przyniosło efekt w postaci złotego medalu w Rzymie. Na to pracowali przede wszystkim zawodnicy. Ci jednak w pełni zaufali swojemu sztabowi szkoleniowemu, który wcześniej musiał wykonać ogrom analiz, pracy i przygotować odpowiedniego planu.
W trakcie mistrzostw Europy cała drużyna wielokrotnie podkreślała jak dużą pracę wykonała w elemencie blok-obrona, co idealnie było widać w statystykach tego turnieju. Trzy pierwsze miejsca w rankingu blokujących zajęli biało-czerwoni: Łukasz Kaczmarek, Jakub Kochanowski i Norbert Huber. System blok-obrona, to coś, co polska kadra naprawdę poprawiła w dość krótkim czasie. – Mimo tego, że wygraliśmy Ligę Narodów, to było wiele rzeczy, które pokazał nam trener, a które możemy poprawić. Chodziło, żeby bronić jak Słowenia, blokować jak Włosi. Dość mocno pracowaliśmy, żeby te elementy, które były trochę słabsze w VNL, dopracować do najwyższego poziomu i to przyniosło efekty. Zdecydowanie było widać różnicę. To dużo daje. W przyszłości na pewno zdarzą się momenty, w których nie będzie nam szło w ataku czy zagrywce, więc jesteśmy tak kompletną drużyną, która sobie z tym poradzi. Nawet grając z takimi zespołami jak Włochy czy Słowenia – tłumaczył już po mistrzostwach Europy rozgrywający polskiego zespołu, Marcin Janusz.
Efekty
Ta praca przyniosła efekty. Potwierdzeniem tego są dwa złote medale oraz bilet do Paryża. W to uwierzyli sami zawodnicy. Nie tylko w to. Nikola Grbić od początku swojej przygody z biało-czerwoną kadrą podkreślał, że nie ma u niego miejsca na gwiazdy, a każdy jest równy. Tak właśnie krok po kroku budował drużynę, a ta mu zaufała.
Złoto mistrzostw Europy potwierdziło to zaufanie. Każdy był gotowy wejść na boisko w każdym momencie. Trener Grbić spokojnie rotował składem i jego filozofia się sprawdziła. On sam wielokrotnie to powtarzał. – Zawodnicy muszą odłożyć na bok swoje ego. Tu nie chodzi o ciebie czy o mnie, tu chodzi o drużynę. Tu nie chodzi o to, że ten zaczął mecz, a ten skończył. Ważne jest, kto skończył akcję czy że Polska wygrała mecz? Co jest ważne? Zróbmy wszystko, co możemy, by Polska wygrała. Niezależnie od tego, kto zaczyna, kto gra seta, dwa czy trzy, kto jak dużo czasu spędził na boisku. Bo oni wszyscy są ważni – mówił w trakcie mistrzostw Europy.
Zobacz również:
Tak Polacy zdobywali mistrzostwo Europy
Praca i zaufanie
To chyba dwa kluczowe słowa, które opisują ten sezon. W pierwszym roku kadencji Grbicia Polacy również stawali na podium. Zarówno Ligi Narodów, jak i mistrzostw świata. Teraz okazali się najlepsi we wszystkich trzech imprezach. Bez wątpienia cała narodowa kadra ma prawo być zmęczona. Rozegrała 31 oficjalnych spotkań, z których przegrała jedynie dwa i to w fazie zasadniczej Ligi Narodów. Wygrała wszystko, co było do wygrania i do tego poprawiła swój poziom.
Biało-czerwoni będą więc naturalnym faworytem do zwycięstw w kolejnych turniejach. W przyszłym sezonie czeka ich Liga Narodów oraz igrzyska olimpijskie. Inne drużyny też jednak będą chciały sięgać po medale i przez to będą się rozwijać.
Blisko ideału
– Wszystko zawsze można poprawić – mówił Jakub Kochanowski. Biało-czerwoni doskonale zdają sobie z tego sprawę. Również z tego, że rywale nie prześpią kolejnych miesięcy. Wygląda na to, że na laurach nie spocznie też reprezentacja Polski i w kolejnych rozgrywkach znajdzie kolejne elementy do poprawy. Siatkówka to taka gra, w której nie da się zagrać idealnie. To oczywiście nie oznacza, że Polacy nie będą chcieli w przyszłym roku jak najbardziej zbliżyć się do tego ideału.
źródło: inf. własna