BOGDANKA LUK Lublin, czwarty zespół sezonu zasadniczego, awansował do finału PlusLigi, eliminując aktualnego mistrza Polski – Jastrzębski Węgiel. O emocjach, które towarzyszyły tej drodze, opowiedzieli prezesi klubu z Lublina w magazynie „Polsat SiatCast”. – Po cichu liczyłem na na zwycięstwo w Pucharze Challenge, ale finał PlusLigi? To spełnienie marzeń – przyznał Krzysztof Skubiszewski, prezes Bogdanki LUK Lublin. O wielkim sukcesie drużyny mówił również w rozmowie z redakcją plusliga.pl, trener – Massimo Botti.
Zespoły, które zagrają w finale PlusLigi, były odpowiednio trzecią i czwartą drużyną sezonu zasadniczego. Tymczasem po wyeliminowaniu największych faworytów – JSW Jastrzębskiego Węgla, a wcześniej ZAKSY Kędzierzyn-Koźle – to właśnie BOGDANKA LUK Lublin powalczy o historyczne, pierwsze mistrzostwo w historii tego klubu. W wielkim finale zmierzy się z Aluronem CMC Wartą Zawiercie. I choć na papierze faworytem będą rywale, lublinianie już nie raz udowodnili, że potrafią zaskoczyć nawet najmocniejszych.
Emocje, które trudno opisać
Awans do finału krajowych rozgrywek był dla lublinian ogromnym przeżyciem. Klub, który jeszcze kilka lat temu grał w niższych ligach, dziś stoi przed szansą zdobycia mistrzostwa Polski. Tak ogromny sukces to dla działaczy nie tylko powód do radości, ale też niesamowite emocje i duże wyzwanie.
– Były emocje i myślę, że Maciej przeżywa to bardziej zewnętrznie. Ja trzymam w środku emocje, ale siwe włosy i troszkę łysiny ze stresu przybywa. Szczęśliwe zakończenie jednak oddaje to wszystko – mówił z przymrużeniem oka Krzysztof Skubiszewski, prezes LUK-u Lublin.
Wiceprezes Maciej Krzaczek przyznał, że przeżycia w fazie play-off trudno porównać z czymkolwiek innym. Wskazał, że siatkarze mieli paradoksalnie łatwiejszą rolę niż prezesi. – Zawodnicy mają przewagę nad nami, bo wychodzą na boisko i koncentrują się na swoim zadaniu. Mają wyrzut adrenaliny i stresu, ale potrafią to wyrzucić na boisku czy w ekspresji. My nie możemy zbytnio wybuchać emocjami, więc na ile się to udaje, trzymamy nerwy na postronkach. To trudne i dość męczące – szczerze przyznał wiceprezes ekipy z Lublina.
Niespodzianka nie do przewidzenia
Choć klub od kilku lat konsekwentnie się rozwijał, to tak szybki awans do ścisłej czołówki zaskoczył nawet samych działaczy.
– Trochę ta „łyżeczka” jest większa i nieco obawiamy się, jak wielka może być w przyszłym roku. Jeżeli mówimy, że idziemy krok po kroku, to jednak ta ściana kiedyś się przed nami pojawi. Skłamałbym, gdybym powiedział, że wiedzieliśmy, że wydarzy się to na sto procent. Od samego początku wierzyliśmy w ten zespół, gdy go budowaliśmy, widzieliśmy, jak rośnie, jest coraz lepszy i nie ukrywam, że po cichu liczyłem na zwycięstwo w Pucharze Challenge, ale jeśli chodzi o finał PlusLigi, to jest to spełnienie marzeń – przyznał prezes Skubiszewski.
– Nawet gdy rozmawialiśmy przed ostatnim meczem z Jastrzębskim Węglem, gdyby ktoś powiedział nam, co osiągniemy w tym roku, to od razu bralibyśmy to w ciemno – dodał Maciej Krzaczek.
Trener, który uwierzył od początku
Massimo Botti objął drużynę przed poprzednim sezonem i – jak sam przyznał w rozmowie z redakcją plusliga.pl – od początku miał dobre przeczucia. Choć niewielu ekspertów stawiało na LUK, on dostrzegał potencjał swojego zespołu.
– Prawdę mówiąc, od początku wierzyłem w ten zespół i w rzeczywistości po jego skompletowaniu mocno liczyłem na to, że stać nas na wyjątkowy sezon. Wiedziałem oczywiście, że nie będzie łatwo o sukces, bo PlusLiga jest bardzo mocna i wymagająca. Jak przypominam sobie przedsezonowe sondy, to większość osób stawiała nas gdzieś około piątego czy nawet szóstego miejsca na koniec rozgrywek i właściwie nikt w nas nie wierzył – mówił trener BOGDANKI LUK Lublin
Momentem przełomowym był przegrany półfinał TAURON Pucharu Polski z Jastrzębskim Węglem. LUK wyciągnął wnioski z porażki w turnieju finałowym i w fazie play-off zagrał już o wiele dojrzalej.
– Nie graliśmy wtedy świetnego spotkania, ale pomimo tego trzymaliśmy się blisko rywali. Tamten mecz, mimo porażki 0:3, udowodnił nam, że jesteśmy w stanie grać z Jastrzębiem jak równy z równym, dlatego wierzyliśmy w to, że w półfinale play-off wcale nie jesteśmy na straconej pozycji – wspomniał trener Botti.
Wilfredo Leon to nie wszystko
Choć obecność Wilfredo Leona naturalnie przyciągnęła uwagę mediów i kibiców, trener nie zapomina o roli innych zawodników. W decydującym meczu z Jastrzębiem to atakujący – Kewin Sasak został wybrany MVP.
– Uważam, że Kewin ma olbrzymi potencjał. Jak zobaczyłem jego grę w zeszłym sezonie w Treflu Gdańsk, to od razu przekazałem prezesom lubelskiego klubu, że warto go pozyskać, podobnie zresztą jak Mikołaja Sawickiego. Widziałem w Kewinie duży potencjał i wiem, że stać jest go na bardzo wiele, bo jego możliwości są nieograniczone. W tym sezonie dużo pracowaliśmy, żeby Kewin jak najbardziej ustabilizował swoją dyspozycję. (…) W końcówce meczu grał już niesamowicie i był prawdziwym wojownikiem – chwalił swojego zawodnika Botti.
Olbrzymie zainteresowanie
Awans do finału to także ogromne zainteresowanie kibiców i całego środowiska siatkarskiego. Hala Globus już wiele razy zapełniała się do ostatniego miejsca, a klub doświadcza niespotykanego dotąd zainteresowania.
– Telefonów już nie liczymy, ale oczekiwania są bardzo duże. Śmiejemy się, że połowa naszej pracy polega na grzecznym odmawianiu, gdy chodzi o bilety – mówią z uśmiechem prezesi LUK-u Lublin.
Już w środę o 17:30 pierwszy mecz finałowy z Aluronem CMC Wartą Zawiercie – rywalem równie głodnym pierwszego tytułu mistrzowskiego. LUK nie zamierza jednak poprzestawać na samym awansie.
– Jesteśmy w finale i na tym nie poprzestajemy. (…) Myślę, że jesteśmy takim zespołem, który z każdym kolejnym zwycięstwem i awansem do dalszej fazy rozgrywek odczuwa coraz większą pewność siebie i jest coraz mocniejszy mentalnie. Na pewno jesteśmy gotowi do walki – zapewnił trener Massimo Botti.
Zobacz również:
BOGDANKA LUK Lublin, Aluron CMC Warta Zawiercie i kto jeszcze? Znamy już 11 drużyn Ligi Mistrzów