Siatkarze ZAKSY Kędzierzyn mieli jedynie parę godzin na świętowanie triumfu nad Itasem Trentino w finale Ligi Mistrzów w Weronie, ale nie mogli przedłużać celebracji w nieskończoność. Już w niedziele przed południem czekał ich powrotny czarter do Katowic. To była więc krótka i raczej nieprzespana noc dla kędzierzynian w mieście Romea i Julii.
O tym jak wyglądały godziny bezpośrednio po zwycięskim spotkaniu i jakie znaczenie dla ZAKSY, polskiej siatkówki i dla niego samego ma ten sukces, opowiedział francuski rozgrywający złotych medalistów Ligi Mistrzów Benjamin Toniutti.
To była nieprzespana noc?
Benjamin Toniutti: – Długo świętowaliśmy i chociaż próbowałem, to nie udało mi się zasnąć. Jednak emocje i ekscytacja wzięły górę. Trudno było powrócić do spokojnego rytmu. Poza tym siedziałem bez przerwy w telefonie, dostałem prawie dziewięćdziesiąt wiadomości na WhatsAppie od rodziny i znajomych, a życzeń na Instagramie nawet nie zliczę.
Jak świętowaliście?
– Najpierw spędziliśmy jeszcze dużo czasu po meczu w hali i szatni. Po powrocie do hotelu celebracja trwała w najlepsze. Skończyła się nad ranem. Miło było znaleźć się razem w takim momencie i móc się radować z historycznego wyczynu dla nas wszystkich, popijaliśmy piwo i zwyczajnie cieszyliśmy się chwilą.
Tuż po meczu trener Nikola Grbić padł na parkiet, ukrył twarz w dłoniach i płakał. U pana też pojawiła się łezka w oku?
– Przez pierwsze pięć minut miałem na pewno mokre oczy, poza tym tak naprawdę chyba nie do końca zdawałem sobie sprawę, co się właściwie dokonało. To też wynikało z faktu, że byłem jeszcze przed momentem niezwykle skupiony na samym meczu. Potem, gdy przyszło lekkie uspokojenie, pomyślałem o całym naszym długim sezonie, o wszystkim, przez co trzeba było przejść w jego trakcie. Niesamowite uczucie. Przyjechałem do Kędzierzyna w połowie lipca ubiegłego roku i spędziłem tutaj osiem miesięcy bez przerwy, bez możliwości wyjazdu do Francji. Jeśli tak morderczy okres, tak wyczerpujący sezon kończy się w ten sposób, to jest coś nieprawdopodobnego. Wszyscy na to czekali, każdy o tym marzył. A jak wiem, w całej Polsce kibice byli z nami.
Nie jesteście w tym sezonie mistrzami Polski, ale pewnie każdy triumfator PlusLigi, nie tylko Jastrzębie, natychmiast wymieniłby swoje złoto na wasz puchar Ligi Mistrzów?
– Liga Mistrzów to najwyższy poziom rywalizacji klubowej, więc jeśli wygrywasz, dokonujesz rzeczy wyjątkowej. Możemy teraz spokojnie stwierdzać, że jesteśmy najlepsi w Europie. Co można powiedzieć więcej… Jest perfekcyjnie!
Po takim wyczynie możecie już chyba spokojnie zapomnieć o smutkach z finału ligowego? Nikt nie będzie do tego wracał.
– W tym momencie oczywiście, co nie znaczy, że nie odczuwamy w dalszym ciągu rozczarowania przebiegiem walki o złoty medal PlusLigi. Musieliśmy się pogodzić z tym srebrem, ale sposób w jaki zakończyliśmy sezon, przyniósł nową radość i jakże cenne złoto. Nie myślę o lidze, cieszę się z tego, co udało się osiągnąć w pucharach.
Ten wybitny sezon ZAKSY w Europie skończy się też odejściem wielu siatkarzy z klubu (m.in. Toniuttiego, który ma się przenieść do Jastrzębia – red.). To nie jest trochę smutne, że pewien etap się zamyka w Kędzierzynie?
– To nie jest dobry moment na takie rozważania. Nie rozmawiajmy w tej chwili o innych rzeczach niż triumf w Lidze Mistrzów. Mamy celebrować nasz wyczyn, radować się razem z kibicami i całym klubem. W ciągu kilku następnych tygodni zobaczymy, co się wydarzy. Teraz bądźmy po prostu szczęśliwi, bądźmy wciąż razem i zachwycajmy się tym, czego wspólnie dokonaliśmy. Myślmy jedynie o tym, że napisaliśmy nowy rozdział w historii.
Jak umieszcza pan ten sukces w swojej karierze siatkarskiej? To największy wyczyn czy jeden z największych?
– Na pewno wygranie Ligi Mistrzów w tym sezonie było wielkim osiągnięciem i wyzwaniem. Przypomnę, że trafiła nam się najgorsza z możliwych drabinka w play-off. Pokonaliśmy jednak Lube i Zenit, a na koniec Trentino. Przebyliśmy niesamowicie trudną drogę do tego triumfu. Jeśli chodzi o mnie, to wygrana w Lidze Mistrzów była od zawsze jednym z moich wielkich siatkarskich celów i marzeń do spełnienia. Zdaję sobie sprawę jak niełatwe do zrealizowania. Ten sukces smakuje podobnie jak mistrzostwo Europy z Francją.
Najkrócej: co sprawiło, że ZAKSA w tym sezonie przeszła przez Ligę Mistrzów jak burza?
– Duch drużyny. Graliśmy wszyscy razem, pomagając sobie, będąc ze sobą na dobre i na złe. Pokazywaliśmy wiele razy, że ważne jest to jak się kończy mecz, a nie jak się zaczyna, że umiemy radzić sobie nawet w złym położeniu, nie tracąc koncentracji aż do najważniejszych akcji. Trwaliśmy w swoim rytmie, bez przerwy napieraliśmy, bez względu na to jak dobrze w danej chwili mógł grać przeciwnik. I tak właśnie wychodziliśmy z największych opresji w rywalizacji z Lube, Zenitem i Trentino.
źródło: sport.se.pl