Przejdzie do siatkarskich kronik jako pierwszy polski zawodnik w lidze koreańskiej. Atakujący Stali Nysa Bartosz Krzysiek został wybrany na drugiej pozycji z siedmiu, jakie miały do dyspozycji w drafcie kluby ligi KOVO, stając się zawodnikiem Daejeon Samsung Bluefangs na sezon 2020/2021. W szczęśliwej siódemce znalazł się jeszcze drugi Polak Michał Filip, pozyskany przez Ansan OK Savingbank. – Jakiś czas temu zdałem sobie sprawę, że nadchodzi dobry moment, żeby spróbować sił poza Polską, po okresie, w którym nie udało mi się znaleźć w reprezentacji. Po dobrym sezonie w Stali Nysa uznałem, że będę dobrym towarem eksportowym – mówi w rozmowie z „Super Expressem” Bartosz Krzysiek.
Do ostatniej chwili przed wyjęciem kartki z twoim nazwiskiem nie wiedziałeś, że padnie na ciebie?
Bartosz Krzysiek: – Oglądając przez internet ten draft, podczas którego w wielkim bębnie latały różne losowane kuleczki, czułem się trochę jak w jakimś teleturnieju ze swoim zdalnym udziałem. Do końca nie wie się, do jakiego klubu się trafi, więc to dla mnie też była wielka niespodzianka.
Co ciekawe, nowi pracodawcy nie widzieli cię nigdy na żywo w akcji.
– Ponieważ tym razem wszystko odbywało się na odległość, to wysyłając materiały wideo o sobie, zadbałem o to, by potencjalny klub w Korei dowiedział się praktycznie o każdym dotknięciu przeze mnie piłki w sezonie. Do tego doszedł fakt, że nasz zespół w minionych rozgrywkach miał się czym pochwalić, więc było z czego wybierać.
Skąd pomysł, by zdecydować się na egzotyczny kierunek?
– Jakiś czas temu zdałem sobie sprawę, że nadchodzi dobry moment, żeby spróbować sił poza Polską, po okresie, w którym nie udało mi się znaleźć w reprezentacji. Po dobrym sezonie w Stali Nysa uznałem, że będę dobrym towarem eksportowym. Poza tym moje predyspozycje fizyczne i sposób gry pasują do takiej ligi jak koreańska.
Można powiedzieć, że to w ogóle był biało-czerwony draft.
– Miałem przeczucie, że tym razem Polacy odegrają sporą rolę, bo jesteśmy coraz lepiej postrzegani za granicą, dzięki wynikom kadry. Stawiałem na to, że będzie nas dwóch w ostatecznym naborze, i tu się nie pomyliłem. Chociaż sądziłem, że pierwszym z wybranych polskich siatkarzy będzie Dawid Konarski. Chciałem się znaleźć obok niego jako ten drugi. Stało się prawie tak, jak założyłem. Patrząc na CV, to Dawid ma przecież z nas najlepsze, ale w Korei jest wiele rozmaitych kryteriów. Jedni chcą mieć najskoczniejszego, drudzy być może najprzystojniejszego (śmiech), dla kogoś może być ważny wizerunek i marketing. Choć z drugiej strony, jak się głębiej zastanowić, to jest to tak hermetyczne środowisko, że oni mogą tego aż tak bardzo nie potrzebować. Czyli duże nazwiska nie muszą odgrywać roli.
Chyba szczególnie musi cię cieszyć, że zostałeś wybrany, mimo że nie grasz w najwyższej lidze w swoim kraju?
– W dokumentacji, której żądają Koreańczycy, trzeba wypisać o sobie wszystko, między innymi informacje o stanie zdrowia, o przebytych kontuzjach w całym siatkarskim życiu, osiągnięcia sportowe, wyróżnienia, statystyki. Mnie nawet dodatkowo pytano przez agenta czy na pewno gram w drugiej klasie rozgrywkowej, a jeśli tak, to dlaczego. Odpowiadałem, że z trenerem (Krzysztof Stelmach – red.) współpracowałem już wcześniej w PlusLidze, że zdobywaliśmy też wspólnie mistrzostwo I ligi. Może spojrzeli na to tak, że nie boję się wyzwań, choć pewnie dziwili się, że nie gram w najwyższej lidze. Zobaczyli, że potrafię dominować i jestem typem zawodnika, który może zrobić różnicę. A to interesuje kluby koreańskie. Tam po zagranicznym siatkarzu oczekuje się, że będzie dwa razy lepszy od miejscowych.
* cała rozmowa Marka Żochowskiego w portalu Super Express
źródło: sport.se.pl