– Graliśmy mecz na wyjeździe i wracaliśmy. To była godzina około trzeciej w nocy. Spałem w autobusie. Koledzy mnie obudzili i powiedzieli, żebym zadzwonił do rodziny, bo było trzęsienie ziemi w Hatay – powiedział w rozmowie z Polsatem Sport Bartosz Bućko. Polski siatkarz występujący w Hataysporze opisał przerażające okoliczności trzęsienia ziemi, które nawiedziło Turcję.
Po otrzymaniu wiadomości o zdarzeniu Bartosz Bućko niezwłocznie zadzwonił do żony. Okazało się, że kobiecie wraz z dzieckiem udało się wydostać z budynku. – Zadzwoniłem i na szczęście za drugim razem żona odebrała. Była już z naszym 10-miesięcznym dzieckiem na zewnątrz budynku. Wtedy powietrze ze mnie zeszło – zdradził.
Siatkarz opowiedział o makabrycznych skutkach trzęsienia ziemi. Widok, jaki zastał w mieście, w którym mieszkał, był porażający. – Jadąc wyobrażałem sobie, jak może to wyglądać. Myślałem, że budynki nie są zawalone. Im bardziej zbliżaliśmy się do tego miejsca, uświadomiłem sobie, że nie jest kolorowo. Kiedy wjechaliśmy do Antiochii, przeraziłem się. Co drugi budynek był zawalony, ulice były nieprzejezdne, główny szpital przy samym wjeździe do miasta był mocno zachwiany. Koszmarne sceny, jak z filmu katastroficznego – opisywał.
Ostatecznie Bućce udało się odnaleźć żonę i dziecko. Byli cali i zdrowi. Kilka godzin później rodzina opuściła najbardziej zagrożone tereny i przeniosła się do hotelu w innym mieście. – Było zimno, lało, wszyscy byli przemoczeni. Dotrwaliśmy do rana. Staraliśmy się najpierw zdobyć nasze auto, które było zaparkowane dalej. Po czterech godzinach wsiedliśmy do obcego auta i dojechaliśmy do miejscowości Mersin. Tutaj jest bezpieczniej – mówił.
*więcej w serwisie polsatsport.pl
źródło: polsatsport.pl