Stal Nysa wciąż czeka na swoje pierwsze zwycięstwo w Pluslidze. W sobotę podopieczni Krzysztofa Stelmacha dzielnie walczyli, ale w starciu z Asseco Resovią Rzeszów nie zdołali ugrać nawet punktu. – Niestety… liczyliśmy na inny wynik, niż ostatnio. Nie zadowoliliśmy się wtedy innym wynikiem. Liczyliśmy teraz na nasze pierwsze zwycięstwo w sezonie – powiedział po spotkaniu Bartłomiej Lemański.
Było to drugie nysko-rzeszowskie spotkanie w odstępie tygodnia. Sobotni mecz był rozegrany awansem. W pierwszym meczu w Nysie Asseco Resovia wygrała dopiero po tie-breaku, w sobotę na Podpromiu podopieczni Alberto Giulianiego wygrali już za trzy punkty.
– Niestety… liczyliśmy na inny wynik niż ostatnio. Nie zadowoliliśmy się wtedy innym wynikiem. Liczyliśmy teraz na nasze pierwsze zwycięstwo w sezonie. Ja osobiście nie ukrywam, że bardzo chciałem tutaj wygrać – nie ukrywał Bartłomiej Lemański. Środkowy Stali pokazał się z bardzo dobrej strony, zdobył 12 punktów, skończył 9 na 13 ataków, do tego dołożył 3 punktowe bloki.
Mimo porażki ambicji beniaminkowi nie można odmówić, zresztą nysanie od początku sezonu imponują walecznością, o czym świadczą trzy mecze na sześć przegrane dopiero w tie-breaku. – Walczyliśmy do końca i czekamy na swoją porę, aż uda nam się zdobyć dwa, trzy punkty. Potrzeba nam na pewno cierpliwości. Trening oczywiście tez jest potrzebny. Zagraliśmy już tyle tie-breaków, mieliśmy mecze na wyciągnięcie ręki. Decydowały jedna, dwie piłki. To są detale, które musimy poprawić i jeżeli je poprawimy, będzie na pewno lepiej – mówi Lemański.
Obecnie sezon zdominowany jest przez pandemię, wiele zespołów dotyka zakażenie koronawirusem i musi pauzować. – My się spotykamy w hali, podczas treningu mamy halę tylko dla siebie, z nikim z zewnątrz się nie widzimy. Mamy dobre warunki do pracy i podczas zajęć tego nie odczuwamy. W życiu codziennym, to myślę, jak każdy – kończy Bartłomiej Lemański.
źródło: inf. własna, PLS