Aluron CMC Warta Zawiercie po raz pierwszy w historii klubu awansował do finału Ligi Mistrzów. Zespół prowadzony przez Michała Winiarskiego „wstał z martwych” i powrócił do meczu ze stanu 0:2. Wielki udział w tym zwycięstwie miał Patryk Łaba. Przyjmujący po raz kolejny udowodnił, że jest prawdziwym asem z rękawa.
Pięciosetowa walka pomiędzy Aluronem CMC Warta Zawiercie, a JSW Jastrzębski Węgiel dostarczył kibicom wielu emocji. Podopieczni Michała Winiarskiego odwrócili sytuację i wygrali po tie-breaku. Patryk Łaba po raz kolejny odmienił grę swojej drużyny
SIATKARSKI KLASYK
Ale historia. Co czujesz po takim meczu?
Patryk Łaba: Nasze pojedynki z Jastrzębskim Węglem można nazwać siatkarskim klasykiem. Było naprawdę blisko, żeby to oni się cieszyli. Tie-break był naprawdę wyrównany. Kibicom zdecydowanie się podobał. Rozdźwięk pomiędzy dwoma pierwszymi setami i trzecim i czwartym u nas był bardzo spory. Czasem tak jest, że zaczyna się seta dość niefortunnie. Wpadną jakieś piłki i to odbiera ciut pewności siebie. Są momenty zawahania.
Trzeci set i zmiany dały wam drugie życie…
– Myślę, że tego trzeciego seta zaczęliśmy znacznie lepiej, od jakiejś tam przewagi w polu serwisowym. To dało nam szansę, żeby odbudować swoją grę. Robiliśmy to dzięki każdej dobrej akcji i na szczęście te słabsze nie ciągnęły nas w dół. Zmiany okazały się kluczowe.

Reklama / 18+ / Hazard wiąże się z ryzykiem / Graj odpowiedzialnie
Weszliście na boisko z Karolem Butrynem i nagle okazało się, że zagrywki przeciwnika już was tak nie dręczą. Jastrzębski Węgiel chyba nie był w stanie się dostosować.
– Wprowadziliśmy trochę zamieszania moją zmianą. Ja jestem zawodnikiem o innej charakterystyce niż Aaron Russel. Mam zdecydowanie inny styl. Jestem niski, ale skaczę wysoko. Roni i jest wysoki i skacze wysoko. Może byli przygotowani na coś innego.
TRZEBA BYŁO WSZYSTKO PRZEBUDOWAĆ
W końcu mogliście zagrać prawie pełnym składem.
– Trzeba przyznać, że zamieszania ostatnio było dużo ze względu na limity, ze względu na urazy. Nie mogliśmy przez to złapać swojego normalnego rytmu i praktycznie to, na co pracowaliśmy przez cały sezon i budowaliśmy zrozumienie, zgranie wśród naszej pierwszej szóstki. Nagle w najważniejszych momentach musieliśmy wszystko przebudować. Widać było, że brakowało nam automatyzmów.
Co myśli się wchodząc na boisko w takiej chwili?
– Nie jestem w stanie powiedzieć o czym właściwie myślałem. Starałem się skupić na danej chwili i ani nie wybiegać w przyszłość, ani nie rozpamiętywać poprzednich akcji. W takich chwilach rozbiegany mózg to nasz największy wróg.
ŻYJE CHWILĄ
Twoja historia też jest niesamowita. Od perspektywy zawieszenia butów na kołku do finału Ligi Mistrzów?
– Faktycznie w 2018 roku byłem bliski zakończenia kariery. Chciałem już zająć się pracą w IT i programowaniem, ale żona powiedziała mi, że do programowania jeszcze wrócę, a jeżeli zrobię sobie przerwę od sportu, to mogę już do takiej formy nie wrócić i że mogę tego żałować. Więc to na pewno dzięki niej, między innymi dzięki niej. Ma ogromny wkład w to, że jestem dzisiaj tu, gdzie jestem i odpowiadam na wasze pytania.
Do kiedy odkładasz plany o programowaniu?
– Nie wiem, patrzę na Miłosza Zniszczoła i Jurka Gładyra i zaczynam wierzyć. Po sezonie na pewno ich zapytam o jakieś złote raty i teraz tak naprawdę będę grał, dopóki będę zadowolony ze swojego poziomu sportowego i taki jest plan. Nie wybiegam w przyszłość, bo to się może bardzo szybko skończyć, jest bardzo różnie, wiadomo, że kontuzje krzyżują plany. Na razie żyję chwilą i nie myślę za bardzo o przyszłości.
To tak pół żartem, pół serio, ta faza play-off chyba was przygotowała do tego meczu.
– Tak, tak, myślę, że play-off nas zahartował. Byłem bardzo ciekaw jak zareagujemy jako drużyna. Widziałem takie zdjęcie po finale ligi. Drużyny na podium i my byliśmy jedyną, która się nie cieszyła, bo przegraliśmy tak naprawdę ten ostatni mecz. Czuliśmy ogromny żal, ból i zawód. Wiedzieliśmy, że zagraliśmy poniżej swojego normalnego poziomu w tej rywalizacji z LUK-iem.
DRUGA SZANSA
Kapitan Halkbanku Micah, z którym rozmawiałam przed ich meczem, powiedział, że on jest bardzo wdzięczny za to, że pomimo słabej końcówki ligi los dał im drugą szansę. Czy też w ten sposób o to myślicie?
– Tak, my wiedzieliśmy już przed play-off, że będziemy grać w tym Final Four. Gdzieś tam było z tyłu głowy, że nawet jeżeli ta liga nam nie wyjdzie, to zawsze mamy tę drugą szansę w europejskich pucharach. Nie chcę powiedzieć, że mieliśmy nagrodę pocieszenia, bo w tym finale z Bogdanką LUK Lublin naprawdę chcieliśmy dać więcej, chcieliśmy wygrać.
Tylko zdrowie powiedziało „nie”?
– Zdrowie powiedziało nie i wiele rzeczy skrzyknęło się przeciwko nam.
Zobacz również:
Gdzie oglądać Aluron CMC Warta Zawiercie – Sir Sicoma Monini Perugia? Transmisja TV, online i relacja na żywo