Po raz pierwszy w historii siatkarski sezon klubowy rozpocznie się od zmagań na plaży. – To na pewno ciekawy pomysł, coś fajnego dla kibiców i sponsorów. Z drugiej jednak strony jesteśmy siatkarzami halowymi, tam odnajdujemy się najlepiej i do tego się przygotowujemy. Zabieranie nas z hali na plażę, żeby grać, może nie być najlepszym pomysłem – skomentował nowy przyjmujący Vervy Warszawa Orlen Paliwa Artur Szalpuk.
Po pięciu latach wraca Pan do Warszawy i można powiedzieć, że jest to powrót do domu. Jak się pan z tym czuje?
Artur Szalpuk: – Bardzo dobrze się czuję z tym, że będę mógł mieszkam w moim mieście. Urodziłem się w Olsztynie, ale spędziłem tu całe życie, więc czuję się trochę jak warszawiak.
Długo czekaliśmy na oficjalną informację o pana dołączeniu do składu Vervy Warszawa Orlen Paliwa. Od dawna się o tym mówiło, ale wspominało się także o klubach zagranicznych. Dlaczego ostatecznie nie udało się panu wyjechać?
– Zostałem ogłoszony tak późno ze względów formalnych. Od dłuższego czasu wiedziałem już, gdzie będę grał. Cała sytuacja z koronawirusem wywróciła rynek. Były opcje zagraniczne, które potem się wysypały i koniec końców podpisałem umowę z Vervą i jestem z tego bardzo zadowolony.
Czy wyjazd zagraniczny to coś, czego chciał pan spróbować już w tym sezonie?
– Tak, były takie myśli, ale nie na wszystko mam wpływ.
Jak się pan odnalazł na pierwszych treningach nowego zespołu? Czym różnią się od tych w Bełchatowie?
– Na razie ciężko mi ocenić. Myślę, że nie ma co porównywać. Mam nadzieję, że będzie tu bardzo dobra atmosfera do pracy, a my będziemy walczyli i wspólnie szli w jednym kierunku.
Pięciu mistrzów świata w jednej drużynie – myśli pan, że to może być znaczące i pomóc w osiągnięciu ligowego szczytu?
– Oby. To, ilu ma się mistrzów świata, raczej nie decyduje, ale niech doświadczenie pomaga nam w wygrywaniu jak największej ilości meczów.
Po raz pierwszy sezon klubowy rozpoczyna się od rozgrywek plażowych. Jest pan fanem tej odmiany siatkówki czy wręcz przeciwnie?
– Zostałem fanem w tym sezonie. Wcześniej trochę od tego uciekałem, ale przez to, że zamknęli hale a można było najpierw grać w siatkówkę plażową, to zacząłem grać i bardzo mi się spodobał ten sport.
Czy liga letnia jest pana zdaniem dobrym pomysłem przed rozpoczęciem rozgrywek halowych?
– Nie mogę dać jednoznacznej odpowiedzi. To na pewno ciekawy pomysł, coś fajnego dla kibiców i sponsorów. Z drugiej jednak strony jesteśmy siatkarzami halowymi, tam odnajdujemy się najlepiej i do tego się przygotowujemy. Zabieranie nas z hali na plażę, żeby grać, może nie być najlepszym pomysłem.
Przed rozpoczęciem sezonu doszło do wielu transferów zarówno wewnątrz PlusLigi jak i zagranicznych. Który jest pana zdaniem najbardziej spektakularny?
– Najbardziej spektakularny wydaje mi się transfer Taylora Sandera do Bełchatowa.
Czy transfer Mariusza Wlazłego, z którym miał pan okazję grać, jest dla pana niespodzianką?
– Byłem wewnątrz tej drużyny. To kariera Mariusza, więc on sam wie, co jest dla niego najlepsze.
Wielu zawodników i ekspertów wskazuje PGE Skrę jako potencjalnie najmocniejszą drużynę przyszłego sezonu. Czy znając zespół od środka zgadza się pan z tymi opiniami?
– Odszedłem, więc są najmocniejsi (śmiech). Wydaje mi się, że zawsze w przedsezonowych opiniach zapomina się o tym, że ZAKSA jest najbardziej stabilnym klubem, który zawsze jest w topie. Wydaje mi się, że oni są najgroźniejszą drużyną.
Pozostańmy w klimacie przedsezonowych opinii. Kilku ekspertów twierdzi, że poprzednia edycja rozgrywek w Bełchatowie nie była najlepsza w pana wykonaniu. Czy Warszawa to dobre miejsce, żeby powrócić na poziom, który zagwarantował panu miejsce w podstawowym składzie na mistrzostwa świata 2018?
– Nie wydaje mi się, żebym musiał się odbudowywać. Liczę po prostu, że nadchodzący sezon będzie udany.
*rozmawiała Marta Ćwiertniewicz (Polsat Sport)
źródło: polsatsport.pl