Jego przyjście zamknęło budowę składu siatkarskiej Vervy Warszawa. Jest piątym mistrzem świata, który znalazł się w stołecznym zespole. Jak na kryzysowy okres w siatkarskich transferach wywołany pandemią, należy uznać zbudowanie takiej drużyny za spory sukces. Przyjmujący reprezentacji Polski Artur Szalpuk chciał grać za granicą, ale sytuacja zmusiła go do innego wyboru. I tak jednak cieszy się, że dobrze trafił.
– Chciałem zagrać za granicą, spróbować sił. Rynek jednak trochę się wywrócił, wtedy dużo trudniej było negocjować warunki kontraktu – przyznaje Szalpuk w rozmowie z „Super Expressem”. – Ciężko mi ocenić jak długo potrwa kryzys na rynku. Z tego co się orientuję, to na przykład sytuacja we Włoszech jest w tej chwili zła. Wszystko jednak pomału wraca do normalności, mam nadzieję, że i siatkówki będzie to dotyczyć – dodaje „Szalupa”.
– Wiele rzeczy zadecydowało o tym, że znowu jestem w Warszawie, między innymi osoba trenera i dobra drużyna. Miałem inne opcje, ale koronawirus wszystko powywracał. W końcu okazało się, że opcja warszawska jest najlepsza. Nie chcę mówić jak blisko było innego wyboru (Szalpuk miał być już po słowie z rosyjskim Biełogoriem – red.), poza tym nie ma po co do tego wracać – podkreśla siatkarz, którzy szczególnie ceni sobie współpracę z trenerem Vervy Andreą Anastasim. Z Włochem pracował już w Treflu Gdańsk w sezonie 2017/18 i bardzo sobie chwali tamten czas.
– Anastasi jest człowiekiem w porządku, do tego dobrym szkoleniowcem, a poza tym myślę, że nadajemy na podobnych falach. Nie wiem czy mamy takie same charaktery, ale mamy podobny styl dążenia do celu. Po sezonie w Gdańsku mnie kupił i zawsze będę go dobrze wspominał. Mam nadzieję, że nie zmieni się to po roku w Vervie – stwierdza Szalpuk. – Andrea bywa wybuchowy, oczywiście czasem jest w tym trochę teatru. A czy ja jestem taki sam? Pewnie wszyscy powiedzą, że tak, ale ja bym raczej powiedział, że jestem emocjonalny.
źródło: Super Express