– Jesteśmy doświadczonym zespołem z dużym potencjałem i zdawaliśmy sobie sprawę, że nasza niemoc wiecznie trwać nie będzie i wcześniej czy później, ale kluczborska maszyna zacznie funkcjonować – powiedział przyjmujący Mickiewicza Kluczbork, Artur Pasiński.
Kluczborskie pendolino wraca na właściwe tory
Czterech setów potrzebowaliście, aby pokonać Lechię Tomaszów Mazowiecki . Ona walczyła o tie-breaka, ale komplet punktów został w Kluczborku. Nie był to jednak chyba dla was spacerek?
Artur Pasiński: Było to dla nas bardzo ciężkie spotkanie. Lechia postawiła nam bardzo trudne warunki, zwłaszcza w pierwszym secie. Byliśmy na „musiku”, bo cały czas ją goniliśmy. Ona nie chciała się za bardzo pomylić, punktowała nas zagrywką, odrzucała nas od siatki, a my musieliśmy grać na wysokiej piłce. Bardzo cieszymy się, że w końcówce przechyliliśmy szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Później już grało nam się trochę łatwiej.
W trzecim secie zaprosiliście jeszcze Lechię do tańca?
– Wydaje mi się, że popełniliśmy wtedy więcej niewymuszonych błędów. W ten sposób podaliśmy rękę Lechii, która miała lepszy fragment gry i wygrała trzeciego seta. Na szczęście wróciliśmy do swojej gry w czwartej partii. Chcieliśmy zamknąć to spotkanie zwycięstwem za 3 punkty. Na szczęście nam się to udało.
Zgodzi się pan, że był to mecz bloków? Niezbyt często się zdarza, aby w jednym meczu było ich ponad 30.
– Poniekąd był to mecz bloków. Wiadomo jaka jest siatkówka. Jak się blokuje przeciwnika, to łatwiej gra się też w innych elementach. Ważna była też zagrywka, która odrzucała jedną lub drugą drużynę od siatki. W pierwszym secie to my graliśmy na wysokiej piłce, a w kolejnych wszystko się dzieliło. Jak jeden zespół grał na wysokiej piłce, to drugi lepiej spisywał się w bloku.
Bolesna niemoc
Ta wygrana pokazała, że dołek macie już za sobą?
– Może mieliśmy lekki dołek, ale trzeba pamiętać, że mierzyliśmy się z mocnymi zespołami, zaczynając od Czarnych Radom, a kończąc na Avii Świdnik. Już w meczu z Avią pojawiło się światełko w tunelu, a nasza gra zaczęła się zazębiać. Uważam, że potrzebowaliśmy czasu, żeby lekko zmieniony zespół względem poprzedniego sezonu zaczął funkcjonować jako monolit.
Ale zgodzi się pan, że nie był to dla was łatwy okres?
– Na pewno nie był to dla nas dobry okres, bo przegrywaliśmy mecz za meczem, a na dodatek w trzech meczach nie wygraliśmy nawet seta. To był aspekt, który nas bolał. Jesteśmy jednak doświadczonym zespołem z dużym potencjałem i zdawaliśmy sobie sprawę, że nasza niemoc wiecznie trwać nie będzie i wcześniej czy później, ale kluczborska maszyna zacznie funkcjonować.
Chcą pójść za ciosem
Zaczęła funkcjonować w najlepszym momencie, bo w tabeli jest spory ścisk, a w pewnym momencie ocieraliście się nawet o strefę spadkową.
– Punktów dalej potrzebujemy jak tlenu. Liga jest bardzo spłaszczona, a po każdej kolejce w tabeli następują bardzo duże rotacje. Wygrywając jeden mecz, można awansować o kilka pozycji, ale przegrywając jedno spotkanie można spaść sporo w dół. Teraz nie pozostaje nam nic innego, jak w trzech spotkaniach, które zostały nam do świąt, dać z siebie maksa i punktować jak najwięcej, aby mieć trochę spokoju i oddechu przed nowym rokiem.
Pierwsza szansa na punkty już w Toruniu, ale Anioły już pokazały w tym sezonie, że potrafią sprawiać niespodzianki.
– W tej lidze nie ma meczów, w których można odnieść gładkie zwycięstwo i dopisywać sobie punkty przed spotkaniem. W każdym meczu trzeba wyszarpać wygraną. Być w pełni skoncentrowanym, bo chwila dekoncentracji może być bardzo kosztowna. Liga jest nieprzewidywalna. Jadąc do Torunia, mamy świadomość, że czeka nas starcie z wymagającym przeciwnikiem. Anioły pokazały już w tym sezonie, że potrafią grać dobrą siatkówkę i punktować nawet z najlepszymi, urywając punkt drużynie z Chełma u siebie. Pokazali, że zwłaszcza u siebie są mocnym zespołem. Będziemy musieli na nich uważać.
Zobacz również
I liga siatkarzy: Tylko jeden gospodarz z porażką, duże przetasowania w tabeli
źródło: inf. własna