– W Perugii zawsze pompuje się balonik, bo zespół jest najsilniejszy i wydaje się na niego duże pieniądze. Uważam, że w trakcie sezonu moja drużyna zwiększyła swoje oczekiwania, bo wszystko wygrywała, jednak sport po raz kolejny pokazał, że nic w nim nie jest pewne – stwierdził były już trener Sir Safety Sicoma Perugia, Andrea Anastasi.
Po pierwszej części sezonu, w której Sir Safety Sicoma Perugia wygrała rundę zasadniczą bez porażki i do tego momentu była również niepokonana w Lidze Mistrzów, wydawało się, że będzie monolitem nie do ruszenia, ale jej kłopoty zaczęły się w turnieju finałowym Pucharu Włoch, a później było już tylko gorzej. – Nasz zespół grał bardzo dobrze, ale niestety od półfinału Pucharu Włoch, w którym przegraliśmy z Gas Sales Bluenergy Piacenza, zaczęliśmy grać inaczej. Potem w ćwierćfinale Serie A prowadziliśmy z Allianz Milano 2-1, ale w tym czasie graliśmy również w półfinale Ligi Mistrzów, co oznaczało dużo podróżowania. W przeciwieństwie do ZAKS-y mieliśmy długą drogę do Kędzierzyna-Koźla, a następnie kursowaliśmy między Mediolanem a Perugią, co równało się z brakiem czasu na trening, a także z nieustanną grą. Z tego powodu w najważniejszym momencie sezonu w ciągu 12 dni przegraliśmy cztery mecze. Mam Jednak pozytywne zdanie na temat mojej drużyny i jest to obiektywna opinia, bo wygraliśmy 85 procent meczów, które rozegraliśmy w tym sezonie, a było ich w sumie 51 – powiedział były już trener włoskiej drużyny, Andrea Anastasi.
Jest on rozczarowany tym, że zespołu z Perugii zabrakło w finałach kluczowych rozgrywek, ale nie uważa, aby ten sezon był do końca stracony. – Mieliśmy zagrać albo w finale Ligi Mistrzów, albo mistrzostw Włoch. Chciałem znaleźć się z chłopakami w którymś z tych finałów, bo po tym, czego dokonaliśmy, zasługiwaliśmy na awans. W trakcie minionego sezonu wygraliśmy Superpuchar Włoch, klubowe mistrzostwo świata, pobiliśmy rekord pod względem liczby wygranych meczów z rzędu w fazie zasadniczej Serie A, awansowaliśmy do półfinału Pucharu Italii i Ligi Mistrzów, a mistrzostwa Włoch zakończyliśmy na szóstym miejscu. I to był dramat czy katastrofa? – zastanawia się włoski szkoleniowiec.
Porównał on Sir Safety Sicoma Perugia do reprezentacji Polski, bowiem oba te zespoły ciągle muszą mierzyć się z presją. – Myślę, że zawiodła strona mentalna, bo pod względem fizycznym prezentowaliśmy się dobrze. W tym miejscu zawsze porównuję drużynę z Perugii do reprezentacji Polski na igrzyskach. Polacy zawsze grają wspaniale, a gdy przychodzi ćwierćfinał olimpijski, odpadają przez dużą presję. Tak było zarówno za mojej kadencji, jak i za Stephane’a Antigi i Vitala Heynena. Mam wrażenie, że Sir Safety też uległa presji chwili. W Perugii zawsze pompuje się balonik, bo zespół jest najsilniejszy i wydaje się na niego duże pieniądze. Uważam, że w trakcie sezonu moja drużyna zwiększyła swoje oczekiwania, bo wszystko wygrywała, jednak sport po raz kolejny pokazał, że nic w nim nie jest pewne – stwierdził doświadczony trener.
Wiadomo już, że Anastasi nie będzie dalej trenerem zespołu z Perugii. Na razie jednak nie podjął decyzji odnośnie swojej przyszłości. Pewne jest za to, że nie wróci do Polski. – Nie wracam, bo nie otrzymałem żadnej propozycji. Muszę się jednak przyznać, że do waszego kraju mógłbym wrócić nawet teraz, w ciągu jednej godziny. Naprawdę chciałbym ponownie pojawić się w Polsce, ale jako że nie dostałem żadnej oferty, muszę to zaakceptować i zaczekać na jakiś ciekawy projekt. Wrócę, gdy tylko nadarzy się okazja – zakończył Andrea Anastasi.
źródło: inf. własna, przegladsportowy.onet.pl