– Mam wrażenie, że przez sporą część sezonu walczyliśmy sami ze sobą. Nasza gra falowała i nie potrafiliśmy zamykać wyników nawet przy naszym wysokim prowadzeniu – podsumował sezon w wykonaniu Chemeko-System Gwardii Wrocław Adrian Mihułka, libero dolnośląskiej drużyny.
Sezon zakończyliście na szóstej pozycji. Chyba nie tak miało być? Wasze plany sięgały awansu do PlusLigi.
Adrian Mihułka: – Zdecydowanie nie tak wyobrażaliśmy sobie zakończenie tego sezonu. Plany mieliśmy bardzo ambitne i trudne do zrealizowania, aczkolwiek nikt z nas nie brał pod uwagę szóstej lokaty.
Od początku sezonu szło wam jak po grudzie, a wasza dyspozycja mocno falowała. Mieliście duży potencjał, ale nie do końca udawało wam się go pokazać na boisku.
– Mieliśmy bardzo ciekawy zespół z liczną grupą zawodników z plusligową przeszłością. Była to bardzo wyrównana drużyna i wydaje mi się, że trudno było znaleźć optymalną wyjściową szóstkę. Do tego doszło do zmian transferowych w trakcie pierwszej rundy, a później do zmiany trenera, więc cały czas coś się działo. Mam wrażenie, że przez sporą część sezonu walczyliśmy sami ze sobą. Nasza gra falowała i nie potrafiliśmy zamykać wyników nawet przy naszym wysokim prowadzeniu.
Po zmianie trenera wydawało się, że złapaliście odpowiedni rytm. Fazę zasadniczą skończyliście nawet na trzeciej lokacie, więc chyba do najważniejszych meczów mogliście podchodzić z optymizmem?
– Końcówkę rundy zasadniczej mieliśmy bardzo dobrą. Pewnie wygrywaliśmy spotkania za trzy punkty i chyba każdy z nas poczuł, że w końcu zaczęliśmy grać na poziomie, którego wszyscy od nas oczekiwali. Byliśmy gotowi na najważniejszą część sezonu.
Co nie zagrało w spotkaniach z Avią, którą dwukrotnie pokonaliście w rundzie zasadniczej? Można powiedzieć, że przerosła was presja wyniku?
– Nie wiem czy presja była kluczowa w tej rywalizacji. W rundzie zasadniczej dwukrotnie pokonaliśmy Avię za trzy punkty, więc przystąpiliśmy do tych spotkań w roli faworyta. Z pewnością zabrakło dobrej zagrywki, która przez większość sezonu była naszym atutem. Atak też nie funkcjonował na takiej skuteczności jak chociażby we wcześniejszych meczach. Przegraliśmy jako drużyna. Wiem, że zawiedliśmy swoich kibiców, jak i samych siebie.
Na koniec rozgrywek dwukrotnie ulegliście KPS-owi Siedlce w batalii o piąte miejsce, ale chyba już zeszło z was powietrze i brakowało wam motywacji?
– Motywacji raczej nam nie zabrakło, bo każdy sportowiec, który podporządkowuje swoje życie pod sport, jak wychodzi na mecz, to tylko po to, żeby go wygrać. Mieliśmy w głowach myśli, że spotkania o piąte miejsce nie były naszym celem, ale każdy z nas chciał zakończyć ten sezon zwycięstwem.
Czy na przestrzeni całego sezonu dostrzegasz jakiś kluczowy moment, który najbardziej wpłynął na to, że nie zrealizowaliście swojego celu? Może za dużo mówiło się o awansie, co nie pomagało wam w grze?
– We Wrocławiu od samego początku mówiło się o walce o PlusLigę. Mnie osobiście jako rodowitego wrocławianina jeszcze bardziej napędzało to do ciężkiej pracy. To był trudny sezon. Mieliśmy w nim swoje problemy, ale trzeba przyznać, że przegraliśmy go sportowo i po części w głowach, bo ja do samego końca wierzyłem w to, że nasz zespół stać na wejście do finału. Możemy jedynie przeprosić kibiców za to, że nie spełniliśmy pokładanych w nas oczekiwań. Mam nadzieję, że najlepsze wyniki dla Gwardii dopiero nadejdą.
źródło: inf. własna